F1. Pietrow: Dlaczego miałbym się martwić o moją pozycję w Renault?

Witalij Pietrow upiera się, że nie martwi się plotkami o szukaniu dla niego zastępstwa w Renault na przyszły sezon. - Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy nie widzieli w nim potencjału biznesowego - mówi szef zespołu, Gerard Lopez

Lista kierowców, którzy mieliby zastąpić Rosjanina z każdym dniem się wydłuża. Francuski team po dwóch słabszych sezonach wychodzi z dołka, a jego czołowym kierowcą jest Robert Kubica. Pietrow też zaczął zbierać punkty, ale w padoku mówi się, że to nie wystarczy, aby uratować jego posadę.

Rosjanin mówi, że nie czuje potrzeby ratowania skóry, choć w gronie jego potencjalnych zastępców znaleźli się były zawodnik Renault Heikki Kovalainen, Adrian Sutil z Force India i Kimi Raikkonen, który zrezygnował z Formuły 1 dla rajdów.

- Nie martwię się. Robię, co do mnie należy. Wiem, co robię. To po co mam się martwić? Oni powinni się martwić - komentuje Pietrow.

Kovalainen nie chce wypowiadać się na temat planów na przyszły sezon. Podobno tak naprawdę podpisał już kolejny kontakt z Lotusem.

- Wiem, gdzie chcę być, to wszystko, co mogę powiedzieć - ucina Fin i dodaje, że przyszłość Lotusa rysuje się w różowych barwach.

Sutil czeka na oferty z Renault i Mercedesa, choć może pozostać w Force India. O Raikkonenie mówi się w kontekście zmiany, ale nie dyscypliny, lecz zespołu w obrębie rajdów.

Właściciel Renault Gerard Lopez mówi, że drużyna może skupić się jednak na wyborze kierowcy atrakcyjnego marketingowo, a niekoniecznie posiadającego uznaną markę. To oznacza, że Pietrow może pozostać w ekipie, gdyż byłby on magnesem dla wciąż słabo wykorzystanego rynku rosyjskiego.

- Witalij nie płaci za swoje występy, ale sponsorzy, których przyciągnął, są pożyteczni. Ale jest też dobrym kierowcą - komentuje Lopez i dodaje, że w GP2 zawodnik odnosił sukcesy. - No a przede wszystkim ma za sobą 250 mln rosyjskojęzycznych kibiców. Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy nie widzieli w tym potencjału biznesowego.

Kubica wylicza, co zawiniło ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.