GP Malezji. Kto pokona Mercedesa i co zrobi Bernie

- Dźwięk nowych silników jest gó***any - mówi przed GP Malezji Sebastian Vettel. Red Bull nie przebiera w słowach i grozi, że odejdzie z F1, nowe regulacje krytykują także rywale. Bernie Ecclestone chciał uczynić Formułę 1 ciekawszą, a cały czas przyjmuje na siebie kolejne ciosy. W końcu sam wypalił: Te przepisy to jakiś żart.

- W każdym momencie możemy wyjść z Formuły 1 - groził kilka dni temu właściciel Red Bull Racing Dietrich Mateschitz, który nie jest zadowolony ze zmian, jakie przeszła królowa sportów motorowych. - Formuła 1 nie jest od tego, by ustanawiać rekordy w oszczędzaniu paliwa czy umożliwiać konwersację szeptem podczas wyścigu. To absurd, że kierowcy przejeżdżają jedno okrążenie o kilka sekund wolniej niż w poprzednim sezonie. Seria GP2 daje więcej wyścigowych emocji przy podobnych czasach za ułamek tego budżetu - mówi Austriak.

Jego frustrację łatwo zrozumieć - przez ostatnie cztery sezony austriacki zespół nie miał sobie równych, Bernie Ecclestone zrobił jednak wszystko, by dominację Red Bulla przerwać. Prawdopodobnie "Byki" po pierwszym wyścigu sezonu będą miały zero punktów na koncie - FIA w Australii zdyskwalifikowała drugiego na mecie Ricciardo i choć zespół zapowiada apelację, wszystko wskazuje na to, że ta nie zostanie rozpatrzona pozytywnie. Dlatego ludzie Red Bulla coraz częściej uciekają się do medialnego szantażu. - Jesteśmy ekstremalnie pewni, że nie złamaliśmy zasad i że wygramy apelację - mówi Christian Horner. Jeśli komisja sędziowska ugnie się przed danymi Red Bulla, stworzy niebezpieczny precedens, pole do kolejnych nagięć regulaminu i potwierdzi polityczne znaczenie Red Bulla w stawce. Cała sprawa rozstrzygnie się 14 kwietnia.

Największym przegranym początku sezonu jest na razie Sebastian Vettel, który wyścig w Australii zakończył już po kilku minutach. Niemiec także narzeka na nowe przepisy, a przed weekendem w Malezji ostro skrytykował także dźwięk nowych silników. - Brzmią gó***anie. W pit lane w trakcie wyścigów jest ciszej niż w barze. To nie jest dobre dla fanów - F1 powinna być bardziej spektakularna, a dźwięk to jedna z najistotniejszych rzeczy - twierdzi czterokrotny mistrz świata, który pierwszymi miesiącami nowego roku jest podobno mocno sfrustrowany. Nic dziwnego, to on na zmianie jednostek napędowych stracił najwięcej.

Ecclestone: Przepisy to jakiś żart

Co ciekawe, szef Formuły 1, jeden z głównych pomysłodawców ekorewolucji, zgadza się z krytyką. - Przepisy o dopuszczalnej ilości paliwa to jakiś żart. Wyścigi sprowadzają się do tego, kto dłużej wytrzyma na torze. Powinniśmy kontrolować ilość paliwa po wyścigu, a nie podczas startu. Logicznym jest, że jeśli zużyjesz za dużo paliwa na początku, potem nic ci nie zostanie - mówi szef Formuły 1, który odniósł się także do zarzutów, że przez zmiany silników (nowe są dużo cichsze) wyścigi tracą na atrakcyjności. - Tu chodzi o rozrywkę. Większość fanów przychodzących na wyścigi nie ma pojęcia jakie jednostki są w użyciu. Oni nie przychodzą, by oglądać nowinki techniczne, chcą być częścią show. Kibice lubili dźwięk poprzednich silników, więc nie było konieczności, by to zmieniać - szczerze przyznaje Ecclestone.

- Najpiękniejszy sport na świecie jest już trochę na zewnątrz. Kibice nie rozumieją dlaczego zawodnicy oszczędzają paliwo i nie atakują, a mistrzowie świata nie bronią swoich pozycji. Zmiany w regulaminie przyniosły fatalne rezultaty - nie można kazać zawodnikom jeździć powoli. To tak jakby powiedzieć Ronaldo, że podczas meczu może tylko dziesięć razy być przy piłce - wtóruje mu były szef Renault, Fabio Briatore.

Sprawa dźwięku nowych bolidów zaczyna być coraz poważniejsza. Po GP Australii najpoważniejsze pretensje mieli organizatorzy, którzy spodziewają się, że także w kolejnych miastach kibicom nie spodobają się nowe warunki. - Płacimy za produkt, mamy na to kontrakty. I patrzymy na to bardzo, bardzo poważnie. Według nas doszło do pewnych uchybień - stwierdził po wyścigu o GP Australii jego dyrektor, dodając, że stojąc w alei serwisowej na początku wyścigu, nie potrzebował nawet zatyczek do uszu. Dźwięk wydawany przez bolidy określił jako "klawesyny orkiestry kameralnej" . Ecclestone może mieć większe problemy, gdy podobne protesty zaczną wygłaszać kolejni organizatorzy.

Kto pokona Mercedesa?

Ekorewolucja, która pomieszała szyki w Formule 1 na razie wychodzi na dobre Mercedesowi, który jest krok przed resztą stawki. Dobre tempo w Australii miał także Williams (gdyby nie błąd, Bottas skończyłby wyścig wyżej niż na piątym miejscu, Massa odpadł na pierwszym kółku) oraz McLaren (świetne drugie miejsce debiutanta Magnussena i trzecie Buttona). Właśnie te trzy teamy są faworytami w Malezji, choć do walki może się włączyć także Red Bull - w tym przypadku największą niewiadomą jest niezawodność bolidu.

Głównymi faworytami w Malezji są jednak Rosberg i Hamilton. - Strata do Mercedesa jest w tym momencie nie do odrobienia, my na najlepsze musimy poczekać do Europy - mówi szef McLarena, Ron Dennis.

Wyścigu na torze Sepang International Circuit boją się wszyscy. Chodzi przede wszystkim o kondycję nowych silników i o to, jak jednostki napędowe poradzą sobie w ciepłym i wilgotnym klimacie. W dniu imprezy zapowiadane są opady deszczu i upał przekraczający 30 st. C.

Multi 21 i pomyłka Hamiltona w pit lane - co działo się w Malezji rok temu? >>

Treningi w Malezji odbędą się w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu oraz przed sobotnimi kwalifikacjami (początek o 9 rano). Wyścig rozpocznie się o 10.00, relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

O GP Malezji opowiada jeden z naszych vlogerów na YouTubie. Subskrybuj nasz kanał , żeby być na bieżąco.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.