GP Belgii. Vettel nowym królem Spa, Raikkonen dymił, odpadł i stracił

Deszcz nie spadł, strategii zespołom nie pokrzyżował. Najlepszą najwyraźniej miał Red Bull. Wyglądała tak: Sebastian Vettel wyprzedza na starcie Lewisa Hamiltona i gna do mety. Właśnie tak w potężnym uproszczeniu Niemiec wygrał GP Belgii, nie dając konkurentom żadnych szans.

Start wygrał ruszający z pole position Hamilton, ale już na trzecim zakręcie pod górkę Vettel połknął go bez trudu i zaczął odjeżdżać. Scenariusz tak często już oglądany w cyklu Grand Prix. Mistrz świata zaliczył bezproblemowy wyścig. Nie popełnił błędu w zmianie opon, nie wytrąciła go z równowagi wizja pojawienia się samochodu bezpieczeństwa w związku z wypadkiem Pastora Maldonado (Williams) z bohaterem sobotnich kwalifikacji Paulem di Restą (Force India). Nie przeraził się nawet informacją, że na sam koniec 308-kilometrowego wyścigu może spaść deszcz. Gdy na 31. okrążeniu z 44 zmienił opony na twarde i wrócił na tor, wciąż przed Fernando Alonso (Ferrari), stało się jasne, że Niemiec - o ile aura nie zamiesza - wygra w Spa.

Niebiosa wytrzymały, Vettel dojechał na pierwszym miejscu do mety. To arcyważne zwycięstwo w kontekście rywalizacji o tytuł w sezonie 2013 r. Lider klasyfikacji generalnej powiększył przewagę na Kimi Raikkonenem, który na 26. okrążeniu rywalizacji już dawał wywiady w pit lane po awarii układu hamulcowego w jego Lotusie. Z lewego koła "Króla Spa", wszak Fin wygrywał tu czterokrotnie, dymiło się na czarno od początku wyścigu. Jego inżynier błagał go o oszczędzanie maszyny, ale Kimi w swoim stylu odparł przez radio: - Nie rozumiem, co do mnie mówisz. Nie mógł przestać się ścigać, ale z pechem nie wygrał. Stracił też drugą pozycję w "generalce" na rzecz Alonso. Hiszpan po raz kolejny pokazał, że nie ma takiej beznadziejnej pozycji po kwalifikacjach, której nie umiałby w swoim czerwonym Ferrari przekuć na sukces w wyścigu. Już na starcie awansował z 9. na 4. miejsce, potem zaatakował Hamiltona i Jensona Buttona z McLarena. Podium nie oddał do końca. Fenomen.

Za nim trzeci na mecie zjawił się Hamilton. Mógłby być rozczarowany, gdyby nie fakt, że i on miał bezbłędny wyścig. Mercedesy wciąż jednak są zbyt łakome, zbyt łase na pożeranie gum, zwłaszcza tych bardziej miękkich mieszanek, zwłaszcza na tak trudnym i zróżnicowanym torze jak Spa Francorchamps, gdzie jedzie się z całkowicie otwartą przepustnicą, czyli na pełen gaz przez zakręty 1-5 to prawie 2 km! Opony w bolidzie Lewisa wytrzymywały po 10 okrążeń. To za mało, by myśleć o zwycięstwie w GP Belgii, ale Hamilton (139 pkt) także przegonił w klasyfikacji Raikkonena (134 pkt) i wciąż jest w grze o tytuł. Do lidera Vettela (197 pkt.) traci 58 oczek. Drugi jest wspomniany Alonso (151 pkt).

Szans na tytuł nie ma Button, który jednak zaliczył jeden z najlepszych wyścigów w sezonie, przez chwilę jadąc nawet na pozycji lidera. Jego słabiutki dotąd McLaren zdołał w przerwie wakacyjnej wprowadzić modyfikacje, pozwalające Brytyjczykowi zająć ostatecznie na Spa szóste miejsce. - Lepiej późno niż wcale - skomentował formę swojego bolidu były mistrz świata, jeszcze z czasów zespołu Brawn GP.

Zobaczymy, ile z tej formy pozostanie za dwa tygodnie podczas wyścigowego weekendu na torze Monza. A potem F1 przenosi się na trzy straty do Azji, gdzie prawdopodobnie rozegra się decydująca walka o laur mistrzowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.