Na K2 mnie nie zobaczysz

Franek Przeradzki
29.09.2017 13:10
A A A
W tym roku w hiszpańskim Rodellar byłem o włos od pokonania najtrudniejszej drogi w karierze - Pata Negra, wycenianej na 8c/c+. Spadłem z ostatniego trudnego ruchu, już po przejściu największych trudności. Ciężko opisać, jak bardzo byłem zły - opowiada Stefan Madej, mistrz Polski w boulderingu

Stefan Madej, Warszawiak rocznik 1988

Mistrz Polski w boulderingu, konkurencji polegającej na wspinaniu się po niskich i bardzo trudnych drogach, w której do asekuracji używa się materacy, a nie liny. Jeden z najlepiej rokujących wspinaczy skałkowych w Polsce.

Zacznijmy od początku.

W 1999 roku, gdy miałem 11 lat znajomy mamy zabrał mnie na Jurę. Pojechaliśmy do Doliny Kobylańskiej. Choć robiłem tam ledwie 5-tkowe trudności [tzn. bardzo proste], dla mnie to było coś niesamowitego. Wcześniej wchodziłem na drzewa, murki, bawiłem się na trzepaku, ale wspinaczka z liną - to dopiero było coś!

fot. Franek Przeradzki

Po powrocie ostre treningi, ścianka 5 dni w tygodniu?

Gdzie tam, dwa-trzy lata zupełnie okazjonalnie, od przypadku do przypadku. Mieszkałem w Warszawie, na Ursynowie. W tamtym czasie ścianek wspinaczkowych było u nas tyle, co kot napłakał, a że nikt z rodziny się nie wspinał, to zupełnie nie miałem jak trenować. Taki opóźniony zapłon. Na poważnie, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, zaczęło się jak miałem 14 lat i trafiłem do sekcji wspinaczkowej. Zacząłem trenować regularnie, zrobiłem kurs skałkowy, a rok później byłem trzeci w mistrzostwach Polski we wspinaniu na czas.

Nieźle, to chyba szybka droga na podium?

Wtedy było inaczej. Wiem, wiem, to brzmi jakbym był nie wiadomo jak stary, ale wspinaczka sportowa w Polsce zmieniła się nie do poznania przez ostatnich 10 lat. W Warszawie w tamtym czasie to wspinanie nie było w żaden sposób usystematyzowane. Nikt nie stosował specjalnych planów treningowych czy diety. Zero profesjonalizacji. Do tego szczególnie w juniorskich zawodach nie startowało wielu zawodników więc wystarczyło mieć trochę szczęścia i talentu i można było wskoczyć na podium.

Ale później odnosiłeś sukcesy mierząc się już z poważnymi konkurentami. By z nimi rywalizować, nie wystarczy wspinaczka na sztucznej ścianie?

Zdecydowanie nie. Oczywiście, większość czasu spędzam na ciężkich treningach na sztucznej ścianie, ale 3-4 miesiące w roku jestem też w skałach. Pokonywanie dróg i boulderów w naturze, poza celem samym w sobie, jest doskonałym i według mnie niezbędnym uzupełnieniem treningu wspinaczkowego. Poza tym, ten sport bez wspinania w skale jest po prostu znacznie mniej ciekawy. Swoje pierwsze zagraniczne wyjazdy skalne zaliczyłem już jako nastolatek. Od tamtej pory zjeździłem naprawdę wiele europejskich rejonów.

Stefan MadejStefan Madej fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

A jakie jest Twoje ulubione miejsce do wspinaczki w Europie?

Wspaniałych rejonów jest tak wiele, że ciężko wybrać jeden, ale biorąc pod uwagę nie tylko wspinaczkowe, ale i kulturalno-krajobrazowe kryteria, to zdecydowanie hiszpański Rodellar. Ten urokliwy zakątek Pirenejów odwiedziłem po raz pierwszy tuż po maturze, a później wracałem chyba siedmiokrotnie. I wrócę jeszcze nie raz! Miejsce jest naprawdę wyjątkowe. Ogromna liczba dróg wspinaczkowych przecinających majestatyczne, 50-metrowej wysokości groty. W większość miejsc da się dojść pieszo, ale są też sektory, w których przydaje się ponton. Rodellar odwiedziłem również w tym roku i byłem o włos od pokonania najtrudniejszej drogi w karierze - Pata Negra, wycenianej na 8c/c+. Spadłem z ostatniego trudnego ruchu, już po największych trudnościach. Byłem naprawdę zły, ale takie właśnie jest wspinanie. 8c+ musi jeszcze poczekać.

Poznaj siedem najlepszych rejonów wspinaczkowych według Stefana Madeja

No właśnie, jak to wygląda, ile czasu zajmuje w tym sporcie wejście na inny poziom?

Najpowszechniejszą skalą trudności jest skala francuska. Składa się ona z cyfry arabskiej i litery a, b lub c. Oczywiście im wyższa cyfra i litera tym droga jest trudniejsza. Czyli mamy np. 6a, 6b, 6c, dalej 7a, 7b itd. Żeby wyceny dróg były jeszcze bardziej precyzyjne używamy plusów i tak 6a+ to więcej niż 6a i mniej niż 6b. Na początku postęp jest zazwyczaj bardzo szybki. Ciało błyskawicznie się adaptuje, robisz drogi 5a, następnego dnia 5b, a w kolejnym tygodniu 5c. Później, po miesiącu regularnego chodzenia na ściankę, wiele osób pokonuje już drogi szóstkowe. Prędzej czy później progres jednak wyhamowuje i każdy kolejny "plusik" zaczyna być trudniejszy do osiągnięcia. Ja pierwszą drogę o trudności 8c zrobiłem w 2012 roku, a o 8c+ walczę do dziś, choć cały czas ciężko trenuję i czuję, że mój poziom się podnosi.

Całe Twoje życie to wspinaczka?

Teraz właściwie tak. Moja wspaniała narzeczona też się wspina, więc chyba się nie obrazi za takie stwierdzenie. Nie powiedziałbym jednak, że postawiłem wszystko na jedną kartę.  Parę lat temu skończyłem dwa licencjaty na UW, a potem zostałem magistrem finansów w Szkole Głównej Handlowej. W razie czego mam inną ścieżkę, choć wolałbym nią nie iść. Korpo to nie dla mnie, chciałem jednak udowodnić sobie samemu, że mogę i dobrze mi z tym.

Stefan MadejStefan Madej fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Ile czasu poświęcasz na trening?

Trenuję codziennie, prawie nie piję alkoholu, dbam o dietę, mam to wszystko coraz bardziej przemyślane, zorganizowane.  Od lat sam sobie układam treningi, choć nie raz korzystałem z pomocy doświadczonych kolegów.  I mówiąc treningi nie mam na myśli tylko wspinania. W dzisiejszych czasach kompletny zawodnik musi w dużej mierze wspierać się treningiem gimnastycznym, bo zawody, szczególnie boulderowe, zaczynają w pewnym stopniu przypominać akrobatykę. Poza tym wspinanie to nie jest po prostu sport siłowy czy wytrzymałościowy. To sport ruchu, w którym kluczem do sukcesu jest umiejętność przemieszczania własnego ciała w najróżniejszych pozycjach na ścianie. Dlatego tak ważny jest równomierny rozwój wszystkich mięśni.

Jako hobby robię też zdjęcia wspinaczkowe i chyba całkiem nieźle mi to wychodzi. W zeszłym roku zostałem półfinalistą dużego konkursu fotografii sportowej Red Bull Illume. Oprócz mnie było w tym gronie jeszcze tylko dwóch Polaków, obaj profesjonalni fotografowie.

Wspinaczka się opłaca?

Jeśli pytasz, czy dużo zarabiam, to nie [śmiech]. Profesjonalna wspinaczka, taka żeby ktoś dostawał pensję od sponsorów i mógł tylko trenować, w zasadzie w Polsce nie istnieje. Prowadzę szkołę wspinania, układam drogi na ściankach, robię zdjęcia na zawodach. Jest OK, robię to co kocham, ale nie mogę na przykład siedzieć pół roku w Hiszpanii czy we Włoszech i tylko się wspinać.

Lubisz jeszcze jeździć w "naszą", małą Jurę Krakowsko-Częstochowską?

Zdecydowanie tak! Jura może nie jest najbardziej imponującym rejonem wspinaczkowym, ale na pewno najbliższym Warszawy. Moim zdaniem wielu mocnych wspinaczy jej nie docenia. Zacząłem tam jeździć na początku swojej wspinaczkowej drogi i naprawdę pokochałem to miejsce. Piękna przyroda, skały, trzy godziny drogi z miasta. Naturalne, że to właśnie na Jurze zrobiłem większość swoich trudnych przejść.

fot. Franek Przeradzki

Co po skałach, góry wysokie, Himalaje?

Jeszcze więcej skał! Góry wysokie niespecjalnie mnie interesują. Przejście ze wspinaczki skalnej w góry kojarzy się ludziom jako następny, naturalny krok w rozwoju wspinacza. Tak było kiedyś. Obecnie alpinizm czy himalaizm to zupełnie odmienne sporty od tego, czym ja się zajmuję. Owszem, gdzieś pośrodku znajduje się klasyczne wspinanie w górach, a mnie od czasu do czasu zdarzy się powspinać w dużych ścianach. Ciężko jednak powiedzieć, jak rozwinie się moja kariera w przyszłości. Z pewnością najbliższe lata poświęcam przede wszystkim wspinaniu sportowemu i bulderingowi więc na K2 mnie raczej nie zobaczysz [śmiech].

rozmawiał Franek Przeradzki

4 żywioły, 4 dyscypliny, 4 niesamowite osoby - poznaj ich historię!