Unikam tłumów. Dlatego jeżdżę pierwszy

- Jaki jest mój sekret? Ja się po prostu niczego nie boję. Ani na torze, ani w życiu - mówi Oskar Barański, trzykrotny mistrz Polski w motocrossie

Rocznik 95, pochodzi z Buska Zdroju. Gdy pierwszy raz wystartował w Mistrzostwach Polski, zajął drugie miejsce. Tytuł Mistrza kraju w swojej kategorii wiekowej zdobył 3-krotnie, po czym przez wiele lat ścigał się ze zdecydowanie starszymi zawodnikami. Po 3 latach przerwy wraca na tor narobić zamieszenia na polskiej scenie motocrossowej.

Dlaczego akurat motocross?

Przez rodzinę. Mój dwa lata starszy brat i tata jeździli. Amatorsko, ale zawsze. Tak chyba zaczyna większość osób w tym sporcie, to bardzo rodzinna dyscyplina. Nierzadko można zobaczyć dwa, a czasem nawet trzy pokolenia przyjeżdżające razem na zawody.

A jak wyglądał Twój pierwszy raz?

Miałem 9 lat. Znajomi rodziców kupili motocykl dla swojego syna. Pozwolili mi się nim przejechać. Jak na niego wsiadłem, to już nie chciałem schodzić. Zatrzymał mnie dopiero betonowy płot. Motocykl był kompletnie roztrzaskany, ja na szczęście nie. Nie wiem, jak rodzice się z tego wytłumaczyli, nie miałem wtedy wiele do powiedzenia. Natomiast już na zawsze zakochałem się w tym sporcie.

fot. Franek Przeradzki

Ścigałeś się z bratem?

Klaudiusz nie będzie zachwycony, że to napiszę, ale bardzo szybko go prześcignąłem. On, tak jak tata, podchodził do sprawy rekreacyjnie, ja zdecydowanie poważniej. Pierwsze zawody, w których startowałem, wygrałem, a dwa lata po wjechaniu w ten nieszczęsny betonowy płot po raz pierwszy zostałem mistrzem Polski.

Imponujące tempo.

W pierwszych mistrzostwach Polski, w których startowałem, byłem drugi. Już wtedy aż tak dużo nie brakowało.

Myślisz, że masz jakiś wrodzony talent?

Ja się po prostu niczego nie boję, ani na torze, ani w życiu. Poważnie. Na co dzień jestem raczej spokojny, cichy, ale kiedy wsiadam na motor, zawsze jadę najszybciej jak się da. Zresztą najwięcej problemów jest, gdy jedziesz w tłumie. Ja staram się tego unikać, dlatego jeżdżę pierwszy [śmiech].

Co się robi, jak już się wygra mistrzostwo Polski w dwa lata od rozpoczęcia ścigania?

Wygrywa się je drugi i trzeci raz. Ale wtedy to mi już nie wystarczało. Kiedy miałem 14 lat zacząłem ścigać się ze sporo starszymi chłopakami. Mieli większe możliwości fizyczne, silniejsze motocykle. Trochę rzadziej wygrywałem, ale wciąż zajmowałem wysokie lokaty.

fot. Franek Przeradzki

I chciałeś być jak Tadek Błażusiak?

W pewnym sensie, choć on startuje w innej dyscyplinie niż ja. Jego to Endurocross, moja Motocross. Trochę inne ustawienia motocykla, trochę inne umiejętności. Zresztą kiedyś miałem przyjemność ścigać się z Tadkiem.

I kto wygrał?

Ja. [szelmowski uśmiech]

Nie wierzę! Wygrałeś z kilkukrotnym mistrzem Świata, starszym od siebie o 12 lat?

Technicznie tak, ale po kolei. Jako 16-latek wziąłem udział w imprezie Red Bull Under My Wing. Do Konar pod Krakowem przyjechało około 40 osób na różnym poziomie. Tadek Błażusiak pokazywał nam różne ćwiczenia, jeździliśmy po torze, a on to komentował, podpowiadał nam różne rzeczy. Było super. Później jeździliśmy kółka na czas, no i mój był najlepszy ze wszystkich. Prześcignąłem też Teddy'ego. Ale to nie były zawody, pewnie nie jechał na sto procent. Chociaż.

Chyba miałeś sporo kontuzji, skoro jeździsz w ten sposób?

Póki co jest nieźle, choć coś tam się przytrafiło. Na jednych zawodach kamień spod koła przeciwnika wystrzelił mi prosto w twarz. Przejechałem jeszcze dwa kółka, zjechałem do strefy napraw, spojrzałem na zalany krwią kombinezon i dopiero wtedy straciłem przytomność. Tak jak mówiłem, najlepiej być pierwszym.

Z kolei niedawno, na treningu, coś poszło nie tak podczas skoku. Motocykl wylądował kilka metrów ode mnie, a moja miednica pękła w trzech miejscach przy upadku. Musiałem odpuścić na jakiś czas, ale to tylko tymczasowa przeszkoda, do pokonania.

fot. Franek Przeradzki

Teraz miałeś trzy lata przerwy w startach, skąd ten przestój?

Wygrało życie. Musiałem skończyć szkołę i odłożyć trochę pieniędzy. Moi rodzice bardzo mi pomagali, ale to naprawdę drogi sport. Motocykl w wersji podstawowej kosztuje około 40 tysięcy złotych, a w różne ulepszenia i naprawy można włożyć w zasadzie nieograniczoną sumę. Sponsorzy są tu bardzo potrzebni. No więc w tej przerwie uzbierałem sobie na nowy motocykl.

Czyli?

KTM SXF 350

To może o sprzęcie porozmawiamy innym razem. Jak wygląda Twój trening teraz?

Trenuję 5-6 dni w tygodniu, na torze i poza nim. W tym sporcie bardzo ważna jest wytrzymałość i kondycja, ale nie można mieć dużej masy mięśniowej. Oprócz jazdy na motocyklu, dużo biegam i ćwiczę wydolnościowo. Na zawodach wyścig trwa 25 minut plus dwa okrążenia i w tym czasie trzeba cały czas funkcjonować na najwyższych obrotach.

Plany na przyszłość?

W tym sezonie wracam do ścigania w zawodach, będę starał się wrócić na podium. Chcę

być najlepszym. Po prostu.

rozmawiał Franek Przeradzki

4 żywioły, 4 dyscypliny, 4 niesamowite osoby - poznaj ich historię!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.