Koniec eldorado żużlowców w Polsce. Niektórym nie starczy do pierwszego?

- Mieliśmy w kraju gospodarkę sterowaną, później wolny rynek, a teraz wracamy do czasów socjalistycznych - mówi jeden z żużlowców o finansowej rewolucji przeforsowanej przez szefów klubów I ligi. Podobnie może być wkrótce w Ekstralidze.

Nowości są rewolucyjne. Dotychczas żużlowcy negocjowali wynagrodzenie indywidualnie. Teraz za zdobyty punkt zawodnik I ligi, czyli zaplecza przeznaczonej dla najlepszych ekip Ekstraligi, może otrzymać od nowego roku maksymalnie 800 zł. W II lidze - jeszcze mniej. Wygrany mecz I ligi? Premia - co najwyżej 10 tys. zł do podziału na drużynę. Podpis na kontrakcie - górna granica 75 tys. zł i tylko dla najlepszych. Pieniądze za podpisanie kontraktu i kwoty za wyniki na torze będą zależały od widełek ustalonych przez prezesów.

Kluby nie będą zawodnikom zwracać pieniędzy za przyjazd. Efekt - obcokrajowcom jazda w Polsce przestanie się opłacać.

Powierzchnię reklamową na kombinezonie meczowym - są zwykle aż pstrokate od logotypów sponsorów - żużlowiec miał prawo sprzedawać według własnego uznania. To również się zmieni. Miejsca reklamowe na strojach żużlowców będą własnością klubu.

Jak zmiany odczują zawodnicy? Jeśli ktoś zaliczy niezłe spotkanie ligowe i zdobędzie w nim 10 pkt, wzbogaci się o 8 tys. zł plus premia za ewentualne zwycięstwo. Musi z tej puli opłacić mechaników, zrobić remont sprzętu oraz kupić części.

Koszt opony - po jednym spotkaniu jest bezużyteczna - to kilkaset złotych. Cena nowego motocykla - 50 tys. zł. Upadek na torze to ogromne ryzyko uszkodzenia silnika (12 tys. zł), ramy (3 tys.) i innych części. Zawodnicy dysponują zwykle przynajmniej dwoma maszynami, które co kilka tygodni wymagają przeglądu i drobnych napraw.

Wyliczyliśmy, że przeciętny zawodnik według nowych przepisów będzie zarabiał dwa razy mniej, a potentat I ligi - wielokrotnie mniej.

Żużlowiec I ligi: - Jak mam się utrzymać z tych pieniędzy? Nawet jeśli będę jeździł lepiej niż w tym sezonie, nie mam szans nie tylko na zarobek, ale nawet na wyjście na zero. Pół roku będę pracował na to, żeby zrobić remont sprzętu albo coś kupić, a z czego mam opłacić mechaników? Skąd wziąć pieniądze na dojazdy?

Szefowie drużyn dwóch słabszych lig chcą zakończyć eldorado żużlowców, bo według nich wymagania zawodników są zbliżone do oczekiwań z Ekstraligi, a wpływy z biletów i od sponsorów są znacznie mniejsze. Cięcia mają pomóc klubom zagrożonym bankructwem.

Prezes Stowarzyszenia Żużlowców Krzysztof Cegielski już mówi o proteście zawodników, a o decyzjach właścicieli, że są wzięte z Korei Północnej albo Kuby. Jest pewny, że żużlowcy nie zaakceptują zmian.

Zawodnik I ligi: - Czy się zgodzę? A co mam zrobić? Jest rodzina na utrzymaniu, nie mam wyjścia. Niech się żona modli, żeby mi nic w sprzęcie nie padło, bo będzie koniec sezonu.

Kiedy I-ligowy GTŻ Grudziądz stracił latem szansę awansu do Ekstraligi, a w perspektywie miał jeszcze kilka spotkań bez znaczenia dla miejsca w tabeli, przedstawił swoim żużlowcom propozycję nie do odrzucenia - albo zaakceptują znaczne zmniejszenie kontraktów, albo w ogóle nie będą wystawiani. Zawodnicy mieli do wyboru zarobić mniej albo wcale. Najpierw się zbuntowali i odmówili podpisania aneksów do umów, ale ich cichy strajk skończył się szybko.

Nieoficjalnie wiadomo, że podobny pomysł odgórnej regulacji wynagrodzeń jest rozważany także w Ekstralidze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.