Sawina: Mam skład na awans

- Wszyscy w klubie doskonale zdają sobie sprawę z tego, jaki jest nasz cel w tym sezonie. Brak awansu będzie porażką - mówi trener Lotosu Robert Sawina.

Tomasz Osowski: Jak się czuje przed startem sezonu trener, którego zadaniem jest tylko i wyłącznie doprowadzanie zespołu do 1. miejsca? Taka świadomość ciąży, czy wręcz przeciwnie - jest mobilizująca?

Robert Sawina: Zdecydowanie to drugie. Sensem sportu jest wygrywanie, dlatego fakt, że ktoś wymaga od nas zwycięstw, nie może przeszkadzać. W każdej dziedzinie życia, czy to w szkole, czy w pracy, ambitni ludzie stawiają sobie jakieś cele i dążą do tego, aby je zrealizować. Nie inaczej jest ze mną. Sytuacja jest jasna: celem Lotosu w sezonie 2008 jest awans do ekstraligi, a jego brak będzie porażką. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i zrobię wszystko, żeby za kilka miesięcy razem z gdańskimi kibicami cieszyć się z powrotu do ekstraligi.

Będzie to pana pierwsza samodzielna praca jako trenera, od razu jest pan rzucony na głęboką wodę. Poradzi pan sobie?

- Przez wiele lat jeżdżenia na żużlu nabrałem sporo doświadczenia, dużo widziałem, dużo się nauczyłem, dlatego uważam, że jestem przygotowany na to wyzwanie. Jako zawodnik zderzałem się z wieloma problemami i sytuacjami wymagającymi szybkich i zdecydowanych decyzji. Oczywiście jako trener i menedżer mam do ogarnięcia dużo więcej spraw niż podczas kariery zawodniczej, z drugiej strony - nie jestem przecież sam. W klubie są osoby, które będą mi pomagać, i myślę, że wspólnymi siłami doprowadzimy Lotos do ekstraligi.

Czy udało się panu przed sezonem skompletować skład marzeń? Tak miała wyglądać drużyna "made in Sawina" na rok 2008?

- W tej chwili mogę powiedzieć, że tak. Na kilka dni przed startem sezonu nie ma sensu dywagować, czy mogliśmy zakontraktować jeszcze jednego czy dwóch dobrych żużlowców, a może z kogoś należało zrezygnować. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że mamy skład, który jest w stanie wywalczyć awans. Oczywiście dużo zależy też od szczęścia, od tego, żeby np. cały sezon odjechać bez kontuzji. Jednak na te sprawy nie mam już wpływu. Oby nie spotkały nas żadne nieszczęśliwe historie i tylko na torze rozstrzygnęło się, kto jest najlepszy.

Ma pan w zespole kilka indywidualności, teraz trzeba doprowadzić do sytuacji, aby na torze zgodnie ze sobą współpracowały.

- Dzisiaj żużel wygląda trochę inaczej niż kilka-kilkanaście lat temu. Prędkości są tak ogromne, że są naprawdę trudne, a przy tym ryzykowne jest oglądanie się do tyłu w poszukiwaniu kolegi. Na wynik drużyny składa się suma wyników indywidualnych, i tak naprawdę, na torze rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy zawodnicy z jednej drużyny mogą sobie pomóc. Zawodnik, stając na starcie, musi przede wszystkim myśleć o sobie, o tym, żeby jak najszybciej ruszyć spod taśmy i dobrze rozegrać pierwszy łuk. Oczywiście przy nadarzającej się okazji można, a nawet należy współpracować z partnerem. Mam w zespole bardzo doświadczonych zawodników i oni na pewno doskonale będą wyczuwać momenty, kiedy można sobie pomóc, a kiedy trzeba gnać do przodu. Wszystko zależy od sytuacji na torze.

W poprzednim sezonie kompletnie zawiodła druga linia, wygląda na to, że w teraz powinno być zupełnie inaczej. Zawodnicy teoretycznie uzupełniający pary, czyli Krzysztof Jabłoński i Renat Gafurow, jeszcze kilka miesięcy temu byli w swoich zespołach liderami.

- Myślę, że to nie jest kwestia nazewnictwa - liderzy, druga linia, młodzieżowcy. Żużlowiec przede wszystkim musi być profesjonalistą, który bez względu na pozycję w zespole ma świadomość celu i konsekwentnie do niego dąży. W poprzednim sezonie nie wszyscy wyznawali tę filozofię.

Czyli były problemy z niektórymi zawodnikami...

- Zamknijmy ten temat, tym bardziej że nie ja odpowiadałem wówczas za kompletowanie składu. Ważne, że obecnie mam w zespole samych profesjonalistów, ludzi odpowiedzialnych za siebie i drużynę. Ufam im i wierzę w nich.

W zespole jest szóstka zawodników, która tworzyć będzie podstawowy, żelazny skład. Kibiców bardzo interesuje, jak zestawi ich pan w pary.

- Rzeczywiście, założenie jest takie, aby oprzeć się głównie na sześciu żużlowcach, uzupełnionych oczywiście juniorami. I tak Tomasz Chrzanowski będzie jeździć w parze z Renatem Gafurowem, Bjarne Pedersen z Krzysztofem Jabłońskim, a Magnus Zetterstroem z Billym Forsbergiem. Mamy zupełnie inną filozofię niż np. Intar Ostrów, gdzie w kadrze jest ponad 20 zawodników, w tym wielu zagranicznych. Myślę, że nasza metoda okaże się lepsza.

A kiedy doczekamy się w podstawowym składzie wychowanka gdańskiego klubu?

- W tej chwili największe nadzieje wiążemy z Danielem Sperzem i Cyprianem Szymko. Jak potoczą się ich dalsze losy - w dużej mierze zależy od nich samych. Obaj robią postępy, mam nadzieję, że w tym sezonie wykonają kolejny krok do przodu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.