Greg Hancock: Chcę jeździć w Atlasie

- Nie chcę, aby wrocławscy fani byli na mnie źli, bo ja zrobiłem wszystko co w mojej mocy, aby dotrzeć na mecz z Unią Tarnów. Nic więcej nie dało się zrobić - mówi żużlowiec Atlasu Wrocław Greg Hancock

Amerykanin Greg Hancock nie dotarł tydzień temu na spotkanie wyjazdowe Atlasu Wrocław z Unią Tarnów, które miało zadecydować o tytule drużynowego mistrza Polski. Wrocławianie ulegli 49:40, a jako główną przyczynę porażki wskazywano absencję Amerykanina. Rozmawialiśmy z Gregiem Hancockiem drogą mailową.

Dariusz Kopeć: Dlaczego nie przyjechał Pan na czas do Tarnowa?

Greg Hancock: Miałem lecieć z Sacramento do Krakowa, wcześniej uczestniczyłem w mistrzostwach USA. Musiałem wystartować w tych zawodach, gdyż gdybym odmówił, odebranoby mi międzynarodową licencję żużlową. Odleciałem z Sacramento, przybyłem do Waszyngtonu, skąd miałem mieć połączenie do Europy. Tymczasem lot się opóźnił z powodu strajku pracowników lotniska w Londynie oraz odbywającego się w Monachium festiwalu piwa October Fest. Z tego powodu dotarłem zbyt późno do Monachium, gdzie spóźniłem się na lot do Krakowa, który był planowany na 10.50 w niedzielę rano. Innych połączeń nie miałem.

Tak się właśnie zakończyła moja męcząca podróż i nie pozostawało mi nic innego, jak tylko siedzieć na lotnisku i wysłuchiwać wieści z Tarnowa. Wynik śledziłem na bieżąco. Informował mnie o tym mój mechanik, który czekał na mnie na stadionie Unii.

Czy tylko problemami z podróżą można tłumaczyć Pana nieobecność?

- Tak. Duży wpływ miało też to, że klub z Tarnowa zmienił godzinę rozpoczęcia meczu z 17 na 15. To także utrudniło mi dotarcie na czas.

Rozmawiał Pan już o tej sprawie z działaczami Atlasu?

- Rozmawiałem z prezesem Atlasu Andrzejem Rusko oraz z menedżerem klubu Markiem Cieślakiem przed i po tamtym spotkaniu. Obaj zrozumieli trudności i okoliczności, które mogły się zdarzyć i się zdarzyły.

Wielu kibiców do dziś nie może wybaczyć Panu, tego co się stało...

- Rozumiem, że fani są na mnie wściekli. Jednak jak rozmawiałem z prezesem i menedżerem, to obaj nic nie mówili negatywnego na mój temat. To tylko prasa oczerniała mnie i pisała o mnie źle, po tym jak nie dotarłem do Tarnowa. To mnie martwi ogromnie! Nie chcę, aby fani byli na mnie źli, bo ja zrobiłem wszystko co w mojej mocy, aby dotrzeć na tamten mecz. Nic więcej nie dało się zrobić. Przykro mi z powodu porażki Atlasu. Mam wielki szacunek dla wrocławskich żużlowców, którzy w ten mecz włożyli wiele wysiłku mimo że startowali beze mnie i Drabika. Zrobili wielką robotę! Fanom również należy się szacunek za to, że przez cały sezon nie ustali w dopingu dla młodego zespołu, który w tym roku spisywał się znakomicie, mimo iż mieliśmy problemy z kontuzjami.

Będzie Pan startował w Atlasie w przyszłym sezonie?

- Startuję we Wrocławiu już od siedmiu lat i nic nie mogę złego powiedzieć o klubie i o jego fanach. Bardzo mile wspominam starty w Atlasie i bardzo poważnie myślę o tym, aby jeździć tu także w sezonie 2005. Mam nadzieję, że kibice mnie rozumieją i czują to, co ja.

W sobotę startował Pan w Hamar, gdzie był także prezes Atlasu Andrzej Rusko. Miał Pan okazję z nim rozmawiać?

- Oczywiście spotkałem się z panem Ruską w Norwegii i sporo rozmawialiśmy o moich kłopotach z samolotami. Prezes dokładnie mnie zrozumiał. Nie złożył mi jednak oferty jazdy w Atlasie na przyszły sezon. Teraz muszę poczekać, bo nie wiem, jakie plany ma wrocławski klub.

Greg jest czysty

Dla Gazety

Andrzej Rusko

prezes WTS-u Atlas

Greg Hancock na 99 procent jest czysty. Rozmawiałem z nim w Hamar i nie mam prawa o nic go podejrzewać. Po prostu wszystkiemu winne były linie lotnicze. To nie był żaden spisek. Teraz Greg ma mi doręczyć obiecane dokumenty - plan podróży i bilety lotnicze. Gdy je dostanę, być może zwołamy konferencję prasową, na której oczyścimy żużlowca z zarzutów.

A czy przedłużymy z Hancockiem kontrakt na nowy sezon? To osobna sprawa. Na pewno będziemy z nim rozmawiać.

not. kub

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.