GP Polski. Żużel na Narodowym. Podejście drugie

Rok temu żużlowa Grand Prix na Stadionie Narodowym zakończyła się klapą największą w ciągu dwóch dekad funkcjonowania cyklu. W sobotę drugie podejście. Polscy kibice nie zrazili się kompromitacją sprzed roku - znowu pobiją rekord frekwencji.

- Piłka nożna i żużel to dyscypliny, które są w stanie zapełnić PGE Narodowy do ostatniego miejsca, i dobrze - mówi Zbigniew Boniek, prezes PZPN i przyjaciel Tomasza Golloba.

Rok temu 53 tys. ludzi chciało obejrzeć pierwszy turniej żużlowy na stadionie w Warszawie. To był rekord w dziejach cyklu Grand Prix. Polska pobiła rekord 44 tys. widzów na Millennium Stadium w Cardiff. Ale zawody skończyły się kompromitacją. Przez trzy godziny żużlowcy przejechali połowę wyścigów. Najpierw zepsuła się maszyna startowa. Duńska firma Olego Olsena, byłego trzykrotnego mistrza świata, która przygotowywała zawody, nie miała rezerwowej. Zawodnicy startowali, kiedy zapalało się zielone światło. Potem rozsypała się nawierzchnia toru zbudowana także przez Duńczyków. Dziury był tak wielkie, że uczestnicy Grand Prix się zbuntowali i nie chcieli startować w tak niebezpiecznych warunkach.

Polski Związek Motorowy zamierzał początkowo zerwać umowę z firmą Olsena, ale to okazało się niemożliwe. Jego firma zbudowała żużlowy tor na PGE Narodowym po raz drugi. Tym razem ma być dobrze. Zmielony sjenit, z którego zbudowano tor, jest suchy. Rok temu, gdy transportowano go z Anglii na barkach, był sztorm i materiał zamókł. Nie zdążył się wysuszyć i to była przyczyna rozpadania się nawierzchni podczas zawodów.

- Wszystko jest w porządku. To jest tor, który chciałbym mieć na co dzień. Ole Olsen się przyłożył - chwali robotę Duńczyka trener reprezentacji Polski Marek Cieślak.

PZMot też dmucha na zimne. Kilka dni temu odbyła się próba - turniej juniorów. Nie było kłopotów.

- Wyciągnęliśmy wnioski i wiemy już, co nie zagrało w pierwszej edycji. Przede wszystkim czas pomiędzy ułożeniem toru a rozegraniem zawodów był zbyt krótki. Po drugie, nie wzięliśmy pod uwagę ówczesnej pogody. W kwietniu na stadionie było zaledwie 5 st. Uczymy się jednak na błędach i będziemy chcieli zrekompensować kibicom tamto Grand Prix - tłumaczył prezes PZMot Andrzej Witkowski.

Kibice uwierzyli po raz drugi. Na stadion przyjdzie znowu ponad 50 tys. widzów. W niedzielę w ramach rekompensaty za ubiegłoroczną klapę PZMot zorganizował dodatkowo mecz Polska - Reszta Świata, który będzie transmitowała TVP 1.

W polskiej ekipie startującej w Grand Prix nastąpiła zmiana generacji. Trójka startujących w tym roku zawodników: Maciej Janowski, Bartosz Zmarzlik i Piotr Pawlicki, to drużynowi mistrzowie świata juniorów. To najmłodsi uczestnicy GP w tym sezonie. Przypomnijmy, że Tomasz Gollob pożegnał się z Grand Prix rok temu w Warszawie. Jarosław Hampel dopiero wyleczył się po złamaniu kości udowej.

- Mam nadzieję, że moje motocykle będą szybkie. Grand Prix to takie zawody, że każdy z szesnastki może wygrać. Wszystko się może zdarzyć. - mówi Janowski.

Tak właśnie było dwa tygodnie temu w słoweńskim Krsku, w pierwszym w tym roku turnieju Grand Prix wygrał Duńczyk Peter Kildemand - po raz pierwszy w karierze. Dziś trudno wskazać faworytów. W czołówce poza Polakami powinni się znaleźć weterani: 46-letni Greg Hancock (USA), 39-letni Nicki Pedersen (Dania) oraz Australijczyk Chris Holder oraz Anglik Tai Woffinden.

Zobacz wideo

Dziewczyna Grzegorza Krychowiaka Celia Jaunat została "szafiarką". Założyła modowego bloga [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.