Robert Dados miał zeznawać w komisariacie w Zielonej Górze, ale nie stawił się na wezwanie Policji

ŻUŻEL. W niedzielę w komisariacie w Zielonej Górze Robert Dados miał złożyć zeznania w sprawie ?nocnej ucieczki? ze stacji benzynowej. Do komisariatu jednak nie dotarł. - Wyślemy mu drugie wezwanie, istnieje też inna możliwość - Dadosa przesłucha policja we Wrocławiu. On za swój czyn na pewno nie uniknie kary - powiedział wczoraj Piotr Puchała, rzecznik zielonogórskiej policji.

Przypomnijmy. W minionym tygodniu, w nocy ze środy na czwartek Dados zatankował około 12 litrów paliwa na stacji benzynowej w Zielonej Górze. Nie zamierzał jednak zapłacić i przez trzy kilometry uciekał na motocyklu Kawasaki przed goniącymi go pracownikami stacji. Został ujęty na jednej z bocznych uliczek, Szwajcarskiej, po tym jak stracił panowanie nad motocyklem i upadł. Policjanci znaleźli przy nim jedynie książeczkę wojskową, Dados nie miał ani prawa jazdy, ani dowodu rejestracyjnego, ani niezbędnego ubezpieczenia OC. Zachowywał się dziwnie i nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego uciekał.

Dziś już wiadomo, co Dados robił w Zielonej Górze o godz. 1.15. Wracał na pożyczonym motocyklu Kawasaki... z meczu ligi szwedzkiej. Gdy prom ze Szwecji przypłynął do Świnoujścia, jego mechanicy w drogę do Wrocławia udali się busem Dadosa, a on sam wsiadł na motocykl.

Są też inne fakty wskazujące na mało poważne zachowanie żużlowca w nocy ze środy na czwartek. Otóż w czasie ucieczki Dados wyłączył światła w swoim motocyklu, w ten sposób starał się zgubić pościg. Skapitulował dopiero na trzecim kilometrze. Na tym jednak nie koniec. W niedzielę, po meczu ZKŻ-etu z Atlasem, żużlowiec miał się stawić w komisariacie w Zielonej Górze, by złożyć szczegółowe zeznania. Nie stawił się.

- W tamtą noc policjanci nie chcieli go zatrzymywać. Wypisali mu tylko wezwanie - relacjonuje Piotr Puchała, rzecznik zielonogórskiej policji. - Wyszli z założenia, że nie ma sensu fatygować Dadosa w dzień powszedni do Zielonej Góry, skoro w niedzielę będzie tu na meczu żużlowym. Wypisali mu więc wezwanie na niedzielę, ale bez konkretnej godziny. Miał się stawić zaraz po meczu. Ale nie stawił się...

Dados nie uniknie jednak złożenia zeznań. - Wyślemy mu drugie wezwanie, istnieje też inna możliwość - Dadosa przesłucha policja we Wrocławiu. On za swój czyn na pewno nie uniknie kary, bo gdy będziemy mieli protokół zeznania, na pewno skierujemy sprawę do sądu grodzkiego - kończy Puchała.

Za kradzież benzyny żużlowcowi Atlasu grozi grzywna do 5 tys. zł. Najprawdopodobniej Dadosa ukarze też wrocławski klub. Złamał on bowiem przynajmniej jeden punkt kontraktu, mówiący, że zawodnik Atlasu ma zakaz wsiadania na motocykl szosowy.

- Nie będę wyprzedzał decyzji zarządu, ale jest regulamin klubu i do niego trzeba się stosować. Żużlowca obowiązują pewne obowiązki i powinien się z nich wywiązywać. Jeśli tego nie czyni, to musi ponieść konsekwencje - mówi Marek Cieślak, trener Atlasu. - To, co wyprawia ostatnio Dados, niezbyt dobrze wpływa na wizerunek naszego klubu. Na pewno zależy nam na tym, aby pisano o żużlowcach Atlasu, ale tylko w kontekście występów na torze.

Cieślak przyznaje jednak, że rozmowa z Dadosem zostanie przeprowadzona dopiero po powrocie żużlowca ze Szwecji, a więc najwcześniej w czwartek. - Rzeczywiście, z Robertem nie przeprowadzaliśmy jeszcze rozmowy, zawodnik bowiem od razu po meczu w Zielonej Górze powiedział, że jedzie do Szwecji na mecz. Jak wróci, to na pewno będziemy z nim rozmawiać - zapewnia Cieślak.

Czego nie mogą żużlowcy Atlasu?

- brać lekarstw bez konsultacji z klubowym lekarzem

- jeździć na motocyklu szosowym

- ponadto w klubie niemile widziana jest:

a) szybka jazda samochodem

b) pływanie skuterem wodnym

c) skoki na bungee

"Nie chcemy, by nasi zawodnicy przyjmowali nieznane im lekarstwa, bo potem może się okazać, że były w nich niedozwolone środki. Mają to robić, ale po konsultacji z lekarzem klubowym, który jest do ich dyspozycji 12 godzin na dobę. W klubie jesteśmy uczuleni na takie sprawy, jak jazda skuterem wodnym, skoki na bungee czy nawet szybka jazda samochodem. Sam znałem zawodnika, który chwalił się, że odległość z Wrocławia do Torunia pokonuje w dwie i pół godziny".

Wypowiedź prezesa WTS Atlas Andrzeja Ruski z 23 stycznia 2003 r.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.