Biathlon. Tomasz Jaroński: Monika Hojnisz w końcu wygra

- Monika w czwartek pobiegła najlepszą pierwszą rundę w tym sezonie. To jest superwynik. I to jest, rzecz jasna, podstawa do optymizmu, bo widać, że jej się w Anterselwie dobrze biega - mówi Tomasz Jaroński po szóstym miejscu Moniki Hojnisz w czwartkowym sprincie. W sobotę bieg pościgowy, w niedzielę start masowy. - Monika w końcu wygra - przekonuje komentator Eurosportu.
Zobacz wideo

Gdyby nie jedno pudło na strzelnicy, Monika Hojnisz właśnie świętowałaby pierwsze w karierze zwycięstwo w Pucharze Świata. Ale i z karną rundą Polka uplasowała się w ścisłej czołówce sprintu. Tylko 10,5 sekundy straty do zwyciężczyni to bardzo dobra informacja przed sobotnim biegiem pościgowym, w którym zawodniczki wyruszą na trasę w kolejności ustalonej podczas czwartkowej rywalizacji.

Sobotni bieg pościgowy na 10 km rozpocznie się o godzinie 13.30, niedzielny bieg masowy na 12,5 km zaplanowano na godz. 12.45. Transmisje w Eurosporcie, relacje na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Monika Hojnisz szósta w sprincie w Anterselwie, tylko 10,5 sekundy za najlepszą Marketą Davidovą, czyli zwycięstwo znów było blisko, już trzeci raz w trwającym sezonie. Myśli Pan, że Monika w końcu doczeka się pierwszego miejsca?

Tomasz Jaroński: W biathlonie zawsze tak jest, że o zwycięstwo najtrudniej, bo musi się złożyć na to kilka czynników. Po pierwsze: dobre strzelanie, po drugie: dobry bieg, i po trzecie – co może być decydujące – troszkę szczęścia. W sprincie w Anterselwie rzeczywiście była idealna okazja. Najważniejsze, że pierwszy warunek został spełniony – śmiało możemy mówić, że w tym sezonie Monika Hojnisz ma stabilizację na dobrym, wysokim poziomie. Przestały jej się zdarzać dziwne obniżki formy. Ona w żadnym z 13 startów nie wypadła z czołowej „40”, czyli za każdym razem punktowała, a wiele razy była na bardzo wysokich miejscach. Myślę, że ona w końcu wygra. Zwycięstwo po prostu musi przyjść. Rachunek prawdopodobieństwa na to wskazuje.

Możliwe, że Hojnisz wygra już w którymś z dwóch najbliższych startów w Anterselwie? To miejsce dla naszego biathlonu wyjątkowe - bo tam w 1995 roku mistrzem świata został Tomasz Sikora – więc jest i miłe skojarzenie, i widać, że przede wszystkim jest forma Moniki.

- Jasne, że Anterselwa jest wyjątkowa. Szansa oczywiście jest. W biegu pościgowym różnice na starcie będą bardzo niewielkie, praktycznie 20 zawodniczek wystartuje razem. Nie będą się szatkowały na pierwszej rundzie, na strzelanie dobiegną w sekundowych różnicach. I tu trzeba wietrzyć szansę, bo jak się popatrzy w statystyki – a podobno statystyki nie kłamią – Monika jest jedną z najlepszych zawodniczek na strzelnicy. Tu będą aż cztery strzelania. Monika zawsze lepsze wyniki odnosiła w tych dłuższych biegach, z czterema strzelaninami. Oby tylko wytrzymała psychicznie. Na razie jeszcze nie wiadomo, dlaczego w sprincie spudłowała pierwszy strzał w pozycji stojącej. To jest jednak rzadkość. Było widać, że zabrakło bardzo niewiele.

Mówi Pan o strzelaniu, ale trzeba podkreślić świetną formę biegową Hojnisz. Do zawsze bardzo szybkiej Kaisy Makarinen, która zajęła drugie miejsce, Polka straciła 8,8 sekundy, a obie miały po jednej karnej rundzie. Sam czas biegu Hojnisz miała bodajże szósty.

- Zwróciłbym uwagę zwłaszcza na to, że Monika bardzo szybko przebiegła rundę. Później to już jest wypadkowa dobrego wyniku. Zawsze zawodniczka, która bezbłędnie wykona pierwsze strzelanie i ma informację, że jest w czołówce, poczuje dodatkową adrenalinę, motywację. Monika w czwartek pobiegła najlepszą pierwszą rundę w tym sezonie. Dzięki temu cały jej czas biegu był dobry. A nawet więcej – to jest superwynik. Naprawdę znakomity. I to jest – rzecz jasna – podstawa do optymizmu, bo widać, że jej się w Anterselwie dobrze biega. Tam stadion jest specyficzny przez wysokość nad poziomem morza. Przed Moniką jeszcze dwie próby w Anterselwie. Obie z czterema strzelaninami. Są nadzieje.

Komentując z Krzysztofem Wyrzykowskim zwycięstwo Markety Davidovej z trudem powstrzymujecie się przed porównywaniem Kamili Żuk do niej? Trenerka Nadia Biełowa mówi, że nie wolno tego robić, nie pozwala w ten sposób wywierać presji na naszej zawodniczce, ale chyba siłą rzeczy człowiek się trochę niecierpliwi, pamiętając, że rok temu na juniorskich mistrzostwach świata Czeszka zdobyła złoto i srebro, a Żuk była od niej lepsza, miała dwa złota i srebro?

- Myślę, że sytuacja najbardziej boli Kamilę. Przecież ona zdaje sobie sprawę z tego, że to jest sezon nie tylko Makarainen i Wierer, czyli doświadczonych mistrzyń, ale że jest to czas atakujących młodych dziewczyn. Davidova już wcześniej błysnęła w Pokljuce, gdzie była trzecia w biegu indywidualnym, starsza tylko o rok Tandrevold też już była na podium [druga w biegu masowym w Ruhpolding kilka dni temu], a Kamila ciągle nie może się przełamać. Chyba przez strzelanie. Z tego co wiem, Biełowa zaordynowała Kamili szybsze strzelanie. Stąd mogą być pudła, że ona jeszcze się nie zdołała przestawić. A wiadomo, że jeśli w pierwszym strzelaniu nie ma „zera”, to spada motywacja biegowa. Taki sprint ustawia sytuację. W biegu pościgowym można się podniecać ewentualnym awansem o 20 pozycji z zajmowanej 51., ale to już nie to. A poza tym już się oddaliła możliwość startu w biegu masowym. Pewnie zobaczymy w nim tylko Monikę.

Powiedział Pan, że Hojnisz wkrótce powinna fetować pierwsze zwycięstwo w karierze, rozumiem, że o Żuk tak Pan nie powie?

- Na razie się na to nie zanosi, ale Kamila ma zdecydowanie więcej czasu. Na razie ma stabilizację na miejscach 40. Ale w sporcie trzeba być cierpliwym. Jeśli Davidova wygrywa, to na pewno Żuk też stać na wygrywanie. Śmiało możemy powiedzieć, że przyjść powinno i zwycięstwo Hojnisz, i wygrana Żuk. Pytanie tylko kiedy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.