Monika Hojnisz: Ja też, przyznam szczerze.
- Już od paru lat mam coś takiego, że przed sezonem chciałabym, żeby to jakoś wyglądało, żeby się coś ruszyło i żeby był nie jednorazowy wyczyn na głównej imprezie, tylko żeby się fajnie, równo prezentować przez całą zimę. Tak naprawdę mimo że w Pokljuce wystartowałam w sztafecie mikst, to za dużo o swojej dyspozycji się nie dowiedziałam, bo tam dystans jest krótki i nie ze wszystkimi można się porównać. Bardzo czekałam na ten start indywidualny, żeby wszystkie wątpliwości rozwiać.
- Tak naprawdę to nie wiem, jak to będzie wyglądało dalej. Aż takiego wyniku się nie spodziewałam, ale bardzo się cieszę. Przede wszystkim z tego, że udało mi się wytrzymać do samego końca.
- Nawet jeszcze nie miałam czasu tego sprawdzić, więc dziękuję za informację. Jak na taki dystans z takiej straty do Makarainen mogę być zadowolona.
- Oczywiście, że chciałabym znów być na podium, ale będę próbowała zapomnieć o wyniku, odizolować się i dalej robić swoje. Nie ma co się przesadnie emocjonować.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że rozbudziłam apetyty kibiców. A co do słów Tomka, to bardzo się cieszę, że tak mnie opisuje. Szczególnie cenne są takie słowa od osoby doskonale znającej realia naszego sportu. Od kogoś, kto wiele przeżył w biathlonie.
- Zmieniło się podejście, zmienił się trening, a przede wszystkim zmieniła się trenerka. Oczywiście ze szczytem formy musimy celować w mistrzostwa świata, bo za to nas wszyscy rozliczają. Ale mam nadzieję, że wysoko będę dosyć często, że drugie miejsce z pierwszego biegu to nie będzie taki mój jedyny wyczyn w Pucharze Świata. Ciężko jest mi coś więcej dodać, bo trzeba poczekać na kolejne starty i dopiero będzie można dalej analizować.
- Chodzi o ogólnie podejście do sezonu, do całej pracy. Zmieniły się priorytety. Wiele szczegółów się zmieniło. Nie mogę powiedzieć, że konkretnie to albo to wpłynęło na mój wynik na inaugurację. Musimy poczekać na kolejne starty, żeby cokolwiek więcej powiedzieć. Dopiero się okaże, czy to był jednorazowy sukces, czy będą fajne wyniki w całym sezonie.
- Na pewno. Również dlatego, że my, zawodnicy, jesteśmy rozliczani wyłącznie za to, co zrobimy na igrzyskach albo na mistrzostwach świata.
- Tak.
- Żal? Chyba nie. Kiedy dotarłam do mety, to wiedziałam, że jestem pierwsza, ale wiedziałam też, że to jeszcze nie koniec. Kiedy Dżyma biegła ostatnie koło, pamiętałam, że Ukrainki słyną z dobrego finiszu. Ona nie jest złą biegaczką, a jeszcze miała o tyle dobrze, że dostawała na trasie informacje, wiedziała jak musi finiszować, żeby wygrać.
- Dokładnie, możliwość wysłuchania podpowiedzi pomogła jej mieć sytuację pod kontrolą. Ale ja mimo wszystko jestem zadowolona. A mniej boli też o tyle, że ona miała cztery zera na strzelnicy, a ja z jednym pudłem byłam bardzo blisko.