Paweł Wilkowicz: Monika Hojnisz szósta, Weronika Nowakowska 21., ale w pewnym momencie z szansami na podium. Klątwa wreszcie zdjęta ze startów Polek w Pjongczangu?
Tobias Torgersen: - Wreszcie ulga. Wróciło trochę normalności. Bardzo przeżyliśmy te pierwsze nieudane starty. Mieliśmy bardzo dużo problemów.
Jakich? Zawodniczki nie chciały odpowiedzieć na to pytanie.
- Problemów ze sprzętem. Nasi serwismeni pracowali bardzo ciężko, żeby te problemy rozwiązać, a dziewczyny miały się starać o tym nie myśleć, tylko skupić się na tym, co same mogą poprawić. Były bardzo rozczarowane, ale potrafiły wyrzucić z głowy to wszystko, na co nie miały wpływu. Chyba dla wszystkich było jasne, że w pierwszym biegu nasze narty bardzo słabo jechały. Wystarczy spojrzeć na czasy. Dziewczyny miały bardzo duże straty w biegu, dużo większe niż zwykle. Nie można tak nagle stracić formy, więc to musiały być narty. A teraz wreszcie mamy tak przygotowany sprzęt, że możemy nawiązać walkę.
Sprzęt jest lepszy, czy to pogoda zmieniła się na taką, na którą byliście lepiej przygotowani?
- I to i to. Spróbowaliśmy innych rozwiązań. To nie była kwestia, że ktoś coś zaniedbał albo zlekceważył. Serwismeni ciężko pracowali, ale może rzeczywiście, mamy lepsze pomysły na taką pogodę jaka jest teraz. Jest tutaj ekstremalnie zimno i ekstremalnie sucho. Nie jest to dla nas żadne zaskoczenie. Wydawało nam się, że nasz sprzęt jest do tego dobrze przygotowany. Ale okazało się, że rywale jednak mają do dyspozycji coś lepszego. Najmocniejsze reprezentacje mają tutaj własne maszyny do wyciskania struktur w narcie (to jak bieżnik w oponie – red.), mogą je szybko zmieniać, mają ludzi w tym zaprawionych. My takich możliwości nie mamy. Dlatego było bardzo ważne, żeby - do czasu znalezienia dobrego rozwiązania w ramach tego co mamy - dziewczyny się od tego odcięły. Nie myślały że już na starcie są na straconej pozycji.
Weronika Nowakowska mówiła, że igrzyska do czwartku były dla niej katastrofą.
- Jestem bardzo dumny z Weroniki, bo nie miała najlepszych odczuć, bo ma problem z plecami, a jednak szło jej w czwartek znakomicie. Na ostatnim strzelaniu stanęła przed szansą dokonania czegoś wyjątkowego. I chyba akurat tej sytuacji nie udźwignęła. Wiedziała, jaka jest stawka: że narty wreszcie dobrze jadą, że być może od tych strzałów zależy czy będzie miała medal, czy nie. To jest strasznie trudna emocjonalnie sytuacja. I już samo to że się znalazła u progu czegoś tak wspaniałego daje nam ulgę: a więc jednak potrafimy tutaj coś zdziałać. Szkoda, że wcześniejsze szanse uciekły. Zostaje indywidualnie bieg masowy i już gdy sam sobie robiłem wstępne obliczenia, wiedziałem że to będzie trudna emocjonalnie sytuacja, bo jedna z dziewczyn może być ostatnią zakwalifikowaną do biegu, a druga – pierwszą która się nie zakwalifikowała (tak się stało, zakwalifikowała się Hojnisz, a Nowakowska jest pierwszą rezerwową).
A co ze sztafetą? Rozważa pan zmianę i wstawienie Kamili Żuk za Magdalenę Gwizdoń, która była w czwartek 83., osiem razy myliła się na strzelnicy?
- Kamila Żuk na pewno wystąpi w sztafecie mieszanej (we wtorek 20 lutego – red.). Jeszcze nie wiem, która z pozostałych dziewczyn pobiegnie tego dnia, ale będzie to rodzaj kwalifikacji do drugiej sztafety (czwartek 22 lutego). W tym momencie Magda nie jest sobą, strzela bardzo źle. Martwimy się i jesteśmy zaskoczeni, próbujemy znaleźć powód tych kłopotów. Jest jeszcze tydzień na przygotowanie się do sztafety. Na razie sprawa obsady jest otwarta.