Był finał, było miejsce w czołowej ósemce, nagradzane stypendium, co szczególnie ważne dla wracającej po kontuzjach Sylwii Jaśkowiec. Był nawet, w jakimś sensie, wynik ponad oczekiwania, bo za metą Jaśkowiec mówiła, że po chłodnej analizie szans swoich i rywalek uważały, że w zasięgu jest co najwyżej ósme miejsce.
Było siódme, po wygranym finiszu z Francuzkami. Wcześniej udało się też wyprzedzić świetną sztafetę rosyjską, po tym jak Natalia Nepriajewa złamała kijek. To, na dwa biegi przed końcem igrzysk, jedyne polskie miejsce w ósemce na trasie biegowej. Po trzech z rzędu igrzyskach, które kończyły się co najmniej jednym medalem w biegach. – Jesteśmy zadowolone i mam nadzieję, że inni też – mówiła Jaśkowiec. – No, nie bądź pewna – odpowiadała Kowalczyk. Ale wreszcie była za metą w dobrym humorze.
Kowalczyk i Jaśkowiec to brązowe medalistki sprintu drużynowego stylem łyżwowym sprzed trzech lat. Tym razem szans na medal nie było. Wygrały niespodziewanie Amerykanki, przed Szwedkami i Norweżkami. Czołowa trójka uciekła reszcie bardzo daleko.
- Cieszę się, że tak wypracowałaś łyżwę, bo to była radość patrzeć na podbiegach – mówiła Jaśkowiec do Kowalczyk. - Siódme miejsce chyba trochę przeszło nasze oczekiwania. Fajnie się tę konkurencję ogląda z trybun, a na trasie jest pełna adrenalina. Rywalizacja udziela się wszystkim. To jest jedna z moich ulubionych konkurencji. Takich nam trzeba, żeby popularyzować narciarstwo. Dzięki sprzętowi od Justyny mam bardzo udane igrzyska w łyżwie – mówiła Jaśkowiec, która w wyścigach stylem dowolnym korzysta w Pjongczangu i ze sprzętu i z serwisu Justyny, bo z nart którymi dysponuje kadra nie była zadowolona.
- Dam ci jeszcze sprzęt do klasyka. – mówiła Justyna, która namawia Sylwię na start w kończącej igrzyska niedzielnej trzydziestce. Sama na pytania o ten start odpowiada wymijająco. – Ja jestem bojowo nastawiona od początku igrzysk. A trzydziestka to będzie inna historia niż sprint. Zobaczymy.