Pjongczang 2018. Kamil Stoch odebrał złoty medal. - To mi nigdy nie spowszednieje!

- Człowiek się robi bardziej sentymentalny z wiekiem. Pięknego Mazurka mi tu zagrali. Dziękuję wszystkim, którzy włożyli serce i czas w ten mój medal - mówił Kamil Stoch po dekoracji. W poniedziałek o 21:30 skoczkowie kończą igrzyska konkursem drużynowym.

Drogi na dekorację medalową nie znali, trochę błądzili, ale dotarli na czas: cała polska frakcja skoków, zawodnicy i ekipa, z Grzegorzem Sobczykiem na czele pochodu i Stefanem Horngacherem zamykającym stawkę. Tylko Kamil Stoch z Adamem Małyszem pojechali osobno, wcześniej. Oni weszli z tyłu sceny ustawionej na placu medalowym, a grupa Horngachera stanęła wśród publiczności.

Jeszcze tuż po konkursie Austriak miał wątpliwości: czy wysłać kogoś na niedzielny wieczorny trening, czy nie. Ale zdecydował, że nikt nie pojedzie skakać. Wszyscy mają być z Kamilem na dekoracji, a potem odpoczywać przed drużynówką. – Rozważany był tak naprawdę tylko Piotrek Żyła. Ale jemu lepiej zrobi jak sobie po powrocie do Polski spokojnie poćwiczy, a nie tutaj – mówił Adam Małysz. Uśmiechnięty od ucha do ucha, choć niewyspany.  – Nie było to jakieś wielkie świętowanie, ale ja z trenerami trochę posiedziałem i nawet nam się udało przemycić piwo do wioski. I dla skoczków po jednym. Stefan im zwyczajowo pozwala wypić po konkursach. Potem lepiej śpią – mówił Adam.

- Nie pospałem za długo, bo jeszcze była kontrola antydopingowa. Ale sześć godzin spokojnie wystarczy – mówił o świętowaniu Stoch. Medal wręczali mu Irena Szewińska, z którą Kamil właśnie się zrównał w liczbie złotych olimpijskich medali, oraz prezes PZN Apoloniusz Tajner. – Zwycięstwo w konkursie smakowało inaczej niż w Soczi i ceremonia też smakowała inaczej. Bo jestem innym człowiekiem. Bardziej dojrzałym, doświadczonym. Może jeszcze mocniej do mnie dociera, że to jest sukces wielu ludzi. Moich najbliższych, mojej żony, sztabu szkoleniowego. Wszystkich którzy włożyli serce, czas i pracę. Człowiek się robi bardziej sentymentalny z wiekiem i bardziej docenia, co dla niego zrobili inni. Każda ceremonia inna, ale każda miła. Nigdy nie spowszednieje. Pięknego Mazurka mi zagrali Koreańczycy. Mazurka Piotra Żyły też słuchałem i było mi bardzo miło. Gdy Piotrek odbierał w Lahti to też z nim wszyscy pojechaliśmy. Żeby zobaczyć, być z nim, żebyśmy się wszyscy poczuli jednością. Więc było oczywiste, że tutaj będzie podobnie – mówił Stoch.

W poniedziałek od 13:30 skoczkowie walczą o to, żeby jeszcze wrócić na plac medalowy w Pjongczangu, ale tym razem wejść już na scenę we czterech. Dla Stefana Horngachera drużynówka to najważniejszy konkurs. Okazja by mieć, jak powtarza, pięciu zwycięzców, bo rezerwowego też uważa za pełnoprawnego członka medalowej ekipy. – Będzie dobra walka. Norwegowie są faworytami, my jesteśmy mocni, Polacy też trzymają bardzo wysoki poziom – mówił po zejściu z podium Andreas Wellinger, który był już tutaj po drugi medal, po złotym na normalnej skoczni. Polacy to mistrzowie świata, zwycięzcy jednego konkursu w obecnym sezonie (pozostałe wygrali Norwegowie) i drużyna, która od teraz ma już przećwiczoną drogę na plac medalowy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.