Pjongczang 2018. Czasem nie warto strzelać, czyli co skusiło Weronikę Nowakowską

Każdy sportowiec wie: jesteś w najwyższej formie - myj ręce i unikaj tłumów. Bo organizm jest wtedy mniej odporny na choroby. Więc dlaczego ich nie uczymy, żeby odstawiali też truciznę z Internetu?

„Nie wiem. Nie śledziłem”. „Nie wiem, nie słyszałem”. „Nie wiem, nie czytam takich rzeczy w Internecie” – to też była droga Kamila Stocha do złota. Poczytać książki, pobyć z ludźmi, pograć w rzutki, zrobić swoje. I nie zaglądać tam, gdzie nie trzeba. Nie chodzi o to, żeby od razu zostawać internetowym amiszem. Tylko nie pchać się tam, gdzie można sobie sparzyć ręce. A czytanie o sobie zawsze grozi poparzeniami. O komentarzach pod tekstami nawet nie wspominając. Bywały w Polsce sportowe kariery – na przykład pewnej zdolnej tenisistki – powichrowane przez czytanie komentarzy.

Nawet Justyna Kowalczyk odłączyła wszystko

Nie każdy ma tyle dystansu ile np. Dawid Kubacki, który wydaje się być najmniej ze wszystkich przejęty tym, co Wojciech Kuczok myśli o jego rytuałach z belki. – Czasem tak jest, że chciałbyś coś napisać, a nie bardzo wiesz o czym, prawda?  - uśmiecha się i mówi, że urazy nie chowa. Skoczkowie to jest specyficzny zakon, pewnie nie do naśladowania dla wszystkich. Ale jeśli już nawet Justyna Kowalczyk, na co dzień stająca do sparingów z wujkami dobra rada, na czas igrzysk odłączyła się od wszystkiego, to znaczy że naprawdę się da. Robert Lewandowski  też nie czytał nic o swoich pięciu bramkach z Wolfsburgiem. Nic. Żadnego artykułu, komentarza. Obejrzał sobie tylko te bramki. Niczyje opinie go nie interesowały. A może inaczej: interesowały, to normalne. Ale bał się. Wiedział, że będą tam same pochwały, a i tak się obawiał. Że coś go wytrąci z tego stanu równowagi, w który się wtedy wprowadził. Za bardzo to wewnętrzne wyciszenie polubił, żeby je sobie psuć.

Robert Lewandowski: nawet pochwała może zostawić zły ślad

– Nieważne czy napiszą o mnie dobrze czy źle, zostaje we mnie ślad. I to bywa dla mnie obciążeniem. Skórę mam grubą. Ale ślad zostawia nie tylko krytyka. Zostawiają go też pochwały. Zajmują głowę, a chcę mieć tam miejsce na inne sprawy – mówił mi wtedy. I znów: Internetu nie unikał, po prostu miał postanowienie, że nie czyta niczego o sobie. – Widzę „Lewandowski”, wychodzę. Jeśli ktoś ma mi coś naprawdę ważnego do powiedzenia, znajdzie sposób, żeby mi to powiedzieć w oczy.

Patrzę na filmik Weroniki Nowakowskiej z Pjongczangu i zastanawiam się: po pierwsze, dlaczego jednak nie odczekała kilku godzin, żeby zdecydować na spokojnie, czy warto wrzucić coś nagranego w nerwach.  Po drugie, dlaczego to jest tak kompletnie zaniedbane pole w polskim sporcie: omijanie raf w Internecie. Dlaczego każdy w miarę dojrzały sportowiec wie, że gdy jest w najwyższej formie, musi myć ręce i unikać tłumów, bo organizm jest wtedy mniej odporny. A dlaczego tak niewielu ich wie, jak w życiu online unikać tego, co ich może zranić na długo. Dlaczego szkolenia medialne sportowców, jeśli już były, przez lata sprowadzały się właściwie do szkoleń ze zdań-wytrychów, które pomogą udzielać mniej ciekawych wywiadów.

Weronika Nowakowska wycieczkowiczką? Bez żartów

A przecież tu naprawdę niewiele trzeba. Kilka ostrzeżeń i podpowiedzi. Jeśli nie musisz, nie czytaj. Jeśli musisz, albo ktoś ci przekaże, że coś o tobie wypisują, nie przejmuj się tym, co jest tylko opinią, a nie wiedzą. Nie odpowiadaj, jeśli ktoś cię obraża. Bo jeśli odpowiesz w nerwach, ryzykujesz, że zostaniesz twarzą klęski. A nie odpowiadaj zwłaszcza, jeśli to nie dotyczy ciebie. I tutaj wracamy do Weroniki Nowakowskiej.

Oczywiście, że są w polskiej kadrze na Pjongczang 2018 olimpijscy wycieczkowicze. Oczywiście, że kryteria dopuszczenia do igrzysk mamy tak liberalne, że zaczyna to bić po oczach w zestawieniu z urobkiem medali.  Ale akurat Weronika Nowakowska wycieczkowiczką nie jest. Miałaby miejsce nawet w tych olimpijskich ekipach, w których kryteria kwalifikacji są najbardziej bezlitosne. Nawet u Szwedów, którzy wysyłają na igrzyska tylko – wyjątki robią rzadko - olimpijczyków, którzy mają szanse na miejsca 1-8, bo już takie miejsca zajmowali w ostatnim czasie. Nawet u Norwegów, którzy wysyłają tylko tych z - potwierdzonymi wcześniej wynikami – szansami na miejsca 1-12, i do tego kilka perspektywicznych osób po naukę.

Powód do wściekłości, tak. Ale nie do wstydu

Weronika Nowakowska nie jest wycieczkowiczką. Jest medalistką mistrzostw świata, zawodniczką z czwartego i szóstego miejsca zawodów Pucharu Świata w tym sezonie. Jest sportsmenką godzącą uprawianie sportu na olimpijskim poziomie z wychowaniem dwójki dzieci. Jest olimpijką, która na dotychczasowych igrzyskach zawsze była choć raz w czołowej szóstce. A w Pjongczangu jest olimpijką, której nie wyszło. Może jeszcze wyjdzie w sztafecie. W indywidualnych nie wyszło bardzo. To jest powód do wściekłości. Rozżalenia. Ale nie do wstydu. I pewnie sama się już przekonuje, że nie warto było tak szybko naciskać na spust. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.