Ammann, jedyny skoczek który od czasu wprowadzenia stylu V potrafił zdobyć więcej złotych medali olimpijskich niż Stoch, był pierwszym, który ruszył do niego z gratulacjami. 11 lat po tym jak w Sapporo razem z Thomasem Morgensternem wziął na ramiona Adama Małysza i obnosili go po zeskoku jako nowego mistrza świata z normalnej skoczni.
Wtedy też w wietrznym pierwszym konkursie MŚ Małysz był czwarty (wygrał właśnie Ammann), jak Stoch w Pjongczangu. A w drugim nie zostawił żadnych wątpliwości. – Do tego trzeba niezwykłej cierpliwości. Kamil po wygraniu Turnieju Czterech Skoczni musiał żyć z presją bycia faworytem. Na mniejszej skoczni zabrakło mu tak niewiele. Ale przez tydzień nie stracił chłodnej głowy ani wiary, uniósł ten ciężar. I oddał takie skoki jakich było trzeba. Zastygł w powietrzu, wykorzystał całą energię z progu do jak najdalszego lotu. Kamil to wariat. Sportowy wariat. Już był wielki. A teraz jeszcze urósł. Cieszę się jego szczęściem – mówił Ammann.
- Cała Polska już szaleje na myśl, że powtórzy się Lahti sprzed roku, prawda? Pierwszy konkurs bez medali mimo świetnej formy, drugi konkurs z medalem, a na koniec złota drużyna – mówi Szwajcar. Gdy chwilę wcześniej mijał udzielającego wywiadów Stefan Horngachera, złożył gratulacje i rzucił na pożegnanie: - Dużo szczęścia pojutrze!