- Pociesza mnie to, że mam kolegów tak wysoko. Stefana, Kamila. I to jest bardzo duże pocieszenie. Będę im teraz kibicował i dmuchał pod narty. Żeby pokazali, co potrafią – mówił Kubacki schodząc ze skoczni po odpadnięciu w pierwszej serii. Gdy udzielał wywiadu jednej z telewizji, poklepał go po ramieniu idący na drugą serię Kamil Stoch. Kubacki tego nie zauważył, a gdy się zorientował, biegł za Stochem przez strefę wywiadów, żeby mu życzyć powodzenia w finale.
- Wierzę w to, że będzie dobrze. Już nie dla mnie, ale dla drużyny – mówił Kubacki. Polak skakał w Pjongczangu znakomicie w seriach treningowych, zajął trzecie miejsce w kwalifikacjach, był kandydatem do medalu, a w konkursie, po skoku z najsłabszym wiatrem w całej serii, z obniżonej już belki, zajął dopiero 35. miejsce.
- Wydaje mi się, że to nie jest do końca przemyślane: taki konkurs, który się rozgrywa raz na cztery lata, puszczać w takich warunkach. Jest jak jest. Tym razem ja nie trafiłem i jest mi z tym źle, i będę się żalił. Podejrzewam, że gdybym trafił, to bym nie miał nic przeciwko – mówi. - Gdy się patrzy jakie są różnice w punktach za wiatr, to jest przykro. To, co bym chciał powiedzieć, nie będzie się nadawało do publikacji, więc na tym skończmy.