- Zajęliśmy ostatnie miejsce, bo w grze o medale liczyły się tylko trzy drużyny - można przeczytać w polskim internecie. Niektórzy kibice są bezlitośni i za "tę porażkę" obwiniają głównie Kamila Stocha, który przegrał rywalizację z Andreasem Wellingerem. Prawda jest jednak zupełnie inna. W konkursach drużynowych na końcową notę liczy się przecież osiem skoków, a jeśli chodzi o Polaków, to srebrny medal przegraliśmy o włos, czyli o 3,3 pkt. Warto jednak zaznaczyć, że całą drużyną, a nie pojedynczymi skokami. Obwinianie kogokolwiek jest więc zupełnie nie na miejscu.
W całym konkursie najdłuższymi skokami popisali się reprezentanci Norwegii, który osiągnęli w sumie 1083,5 metra. Tuż za nimi nie byli jednak Niemcy, tylko biało-czerwoni. Polacy przelecieli w sumie 1074 metry, a podopieczni Wernera Schustera 3,5 metra mniej.
Warto też zaznaczyć, że Niemcy skakali w odrobinę gorszych warunkach pogodowych, bo w ośmiu skokach system doliczył im dodatkowe 21,8 pkt. za niekorzystny wiatr, a Polska dostała 18,1 pkt. Czyli Niemcy zyskali ma tym około dwóch metrów.
Niestety, biało-czerwoni znacząco przegrali na notach sędziowskich, i to właśnie one okazały się kluczowe w kontekście walki o srebrny medal. Zdecydowanie najlepiej oceniani byli Niemcy, którzy od sędziów dostali łącznie 450 punktów, tuż za nimi byli Norwegowie (448,5 pkt), a Polacy stracili do Niemców pięć oczek, bo łącznie dostali 445 punktów. Trzeba przyznać, że sędziowie mieli powody, by nieco obniżać nam punktację. Stosunkowo niskie noty dostawał Maciej Kot (55 i 55,5 pkt), słabe lądowanie w drugiej serii zaliczył Dawid Kubacki (54 pkt.), sędziowie ukarali też Kamila Stocha w drugiej serii i przyznali mu zaledwie 55,5 pkt., w czasie gdy Wellinger dostał ich aż 57.
Nie pomogła nawet bardzo patriotyczna postawa Ryszarda Guńki, który przyznawał naszym skoczkom najwyższe noty (w żadnym z ośmiu skoków nikt nie dał więcej punktów Polakowi). Warto jednak zaznaczyć, że dokładnie tak samo sędziował Niemiec Erik Stahlhut, który również "nie krzywdził" reprezentantów swojego kraju. Niestety, inni sędziowie zdecydowanie wyżej oceniali skoki Niemców.
Całkowicie nie na miejscu jest więcej mówienie, że Polska straciła srebrny medal przez Kamila Stocha i jego brak ambicji - a takie słowa też można przeczytać. Chyba najlepszym zaprzeczeniem tej tezy było samo spontaniczne zachowanie Kamila Stocha tuż po konkursie, który cisnął swoim kaskiem o ziemię. Tak reagującego Stocha nie mieliśmy okazji oglądać co najmniej od 2013 roku, gdy zajął ósme miejsce na mistrzostwach świata w Val di Fiemme.
Za Stefanem Horngacherem i jego ekipą kolejny ważny przystanek na jego drodze. Austriak pojawił się w Polsce przed sezonem 2016/2017 i po prostu wywrócił dołujące skoki do góry nogami. W tym czasie biało-czerwoni wskoczyli do ścisłej światowej czołówki, a pozostałe ekipy po prostu zostały zdystansowane. Polacy mają w swoim dorobku wygranie Pucharu Narodów, drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ, dwa medale mistrzostw świata oraz dublet wywalczony w 65. Turnieju Czterech Skoczni.
W tym sezonie Polacy dołożyli zwycięstwo w TCS, dwa medale igrzysk olimpijskich, nie wspominając już o kolejnych indywidualnych zwycięstwach Stocha w Pucharze Świata. Ba, skoczek z Zębu prowadzi przecież w klasyfikacji generalnej tego cyklu, a do końca sezonu zostało zaledwie siedem konkursów indywidualnych.
Najbliższe zawody Pucharu Świata odbędą się w Lahti (3 i 4 marca).
Sport.pl