Pjongczang 2018. Heinz Kuttin dla Sport.pl: - Patrzę na Stefana Hulę i nie wierzę własnym oczom. On pewnie nie ma największego talentu do skakania na nartach, ale...

- Nie podoba mi się, że konkursy olimpijskie są tak późno. Zaburzamy skoczkom zegar biologiczny. Na dużej skoczni ma być przynajmniej sprawiedliwie, jeśli chodzi o warunki. A Kamil Stoch będzie wśród faworytów - mówi Sport.pl trener Austriaków Heinz Kuttin.

Paweł Wilkowicz: Przed laty w polskiej kadrze prowadził pan Kamila Stocha, Piotra Żyłę, Stefana Hulę. Bywa pan zaskoczony tym, ile im się potem udało osiągnąć?

Heinz Kuttin: Gdy patrzę teraz na Stefana Hulę, to nie wierzę własnym oczom. Jakie miłe zaskoczenie. Od kiedy ja go znam? Od 2003. I to jest chłopak, który pewnie nie ma największego talentu do skakania na nartach. Ale pracuje jak nakręcony i nic go nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. W pierwszej serii na normalnej skoczni oddał jeden z najlepszych skoków w życiu. Jeden z najlepszych ze wszystkich jakie się tu zdarzyły na igrzyskach. Nie wyobrażałem sobie, że może po czymś takim spaść z podium. Współczuję. Gdyby to był Puchar Świata, toby wygrał, bo nie dokończyliby drugiej serii. Nie podoba mi się, że skoki są tutaj tak późno. Nie powinniśmy doprowadzać do tego, że niektórzy skoczkowie muszą startować po północy. Ciało ma swój zegar i trzeba to szanować. Mówimy o sporcie, w którym wszystko się rozstrzyga w ułamkach sekund. W którym ważny jest instynkt, odruch, pamięć mięśniowa. I tutaj zaburzamy sportowcom rytm funkcjonowania. A te ułamki sekund rozstrzygają nie tylko o tym, czy ktoś poleci dziesięć  metrów dalej czy bliżej. Ale też czy zrobi sobie krzywdę, czy nie.

Dla skoczków to teraz norma. W Soczi też zaczynali późno.

Telewizja ma swoje wymogi. Ale i tak powinniśmy zaczynać wcześniej.

Jakiego konkursu się pan spodziewa na dużej skoczni? Znów z Andreasem Wellingerem i Norwegami na przedzie?

Norwegów, po tym co pokazali na pierwszych treningach, na pewno można się tam spodziewać. Czwartkowe treningi najlepsi z nich już odpuścili. Myślę, że Johann Andre Forfang i Robert Johansson będą znów walczyć o medale.

Pan w pewnym momencie sezonu był bardzo poruszony tym, że Norwegowie mają inne kombinezony niż reszta. Dalej są daleko z przodu przed rywalami?

Rozmawiamy o tym od Turnieju Czterech Skoczni. Mają świetne stroje, ze znakomitego materiału. Innego niż używany przez inne reprezentacje. Ale przechodzą kontrole, czyli wszystko gra. Po prostu uważam, że mają coś lepszego niż my. Ale akurat Polacy nie mogą narzekać. Mają ten swój wyjątkowy kolor, bardzo udane egzemplarze. Każdy teraz próbuje zdobyć ten materiał.

Polacy też będą wśród kandydatów do medali na dużej skoczni?

Oczywiście. Kamil Stoch drugi skok w czwartek miał znakomity. Myślę, że nie będzie jakichś wielkich niespodzianek. Chyba, że wyskoczy ktoś ze Słowenii. Noriaki Kasai też był niezły na treningach. Może zaskoczyć w konkursie, bo  jego pozycja w locie bardzo dobrze się sprawdza na tej skoczni. To jest miejsce w którym można polatać.

O ile będzie wiatr z przodu.

Warunki mają być lepsze, to raz. A po drugie, duża skocznia jest lepiej chroniona przed wiatrem. Proszę spojrzeć tam na pięćdziesiąty, siedemdziesiąty metr normalnej skoczni. Między te punkty wpadają podmuchy wiatru z różnych stron, krzyżują się, zakręcają, wszystko wiruje. A przez to samo miejsce na dużej skoczni, która jest wyżej, te podmuchy po prostu przelatują.

Czyli jest mniejsze ryzyko, że się zdarzą takie skoki jak Dawida Kubackiego czy Alexa Insama, którzy - jak powiedział Dawid - skakali z workiem cementu na plecach?

Zacznijmy od tego, że Dawidowi nie powinni w tamtym momencie zapalać zielonego światła. Takie jest moje zdanie.

A jak będzie z Austriakami? Uda się pańskim skoczkom jakiś zryw w drugiej części igrzysk?

Co za zima, szkoda opowiadać. Cały czas jakieś kłopoty. W poprzednim sezonie mieliśmy tyle sukcesów (Stefan Kraft był podwójnym mistrzem świata i zdobył Kryształową Kulę - red.). Obecnej zimy szliśmy tą samą drogą. Daliśmy tylko trochę więcej swobody skoczkom. Nagle sukcesy się urwały, o wszystko musimy walczyć. Szarpiemy się, nie ma tego poczucia lekkości, a bez niego nie ma wyników. I pewnie będzie trudno aż do końca sezonu.

Stefan Horngacher mówi, że nigdy nie wolno lekceważyć Stefana Krafta.

Ze Stefanem jest tak, jak było kiedyś z Peterem Prevcem po najlepszym sezonie w karierze. Kamil Stoch miał podobną sytuację po swoim najlepszym sezonie. Coś się psuje i nie umiesz wrócić do tego co było. Sam nie wiem, dlaczego w skokach wszystko zmienia się tak nagle.

Paweł Wilkowicz
Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.