[MAJCHRZAK w PUNKT K #6] Dlaczego skoczkowie nie odpychają się mocniej z belki? Prędkość ma znaczenie

Dlaczego on się mocniej nie odepchnął? - Te słowa wypowiedział chyba każdy fan skoków narciarskich. Skoczkowie przyznają, że prędkość na rozbiegu jest sprawą niemal kluczową, bo właśnie ona stanowi odpowiednią bazę do dobrego skoku. O ten element chcieli zadbać biało-czerwoni, którzy na igrzyska przygotowali nowe narty.

Zapraszamy codziennie o 11:00 na Facebooka Sport.pl, gdzie Piotr Majchrzak wyjaśnia zawiłości skoków narciarskich.

Zawodnik siada na belce, zapala się zielone światło, po czym lekko odpycha się i po prostu rusza. Wielu kibiców zastanawia się, czy skoczkowie nie mogą po prostu mocniej odepchnąć się od belki. Okazuje się jednak, że nie ma to wielkiego znaczenia. Zdecydowanie lepiej jest za to wyciągnąć narty jak najdalej do tyłu i zyskać dodatkowe pół metra rozbiegu. Wszystkie tricki zostały już wielokrotnie przetestowane i wszystkie eksperymenty pokazują, że mocne odepchnięcie nie daje zauważalnej przewagi.

Najazd jest kluczowy

Dziś skoczkowie osiągają około 90-93 km/h na dużych skoczniach, ale żeby tego dokonać muszą przybrać odpowiednią pozycję najazdową. Okazuje się, że sam dojazd jest kluczowe nie tylko ze względu na prędkość najazdową, ale także na odbicie i lot.

Kluczowe dla skoczków narciarskich jest ostatnie 35-40 metrów najazdu, na którym zawodnicy osiągają prędkości przekraczające 70 km/h. To właśnie tam na skoczków działają siły, które mocno dociskają ich do rozbiegu i właśnie wtedy kluczowe jest utrzymanie dobrej pozycji najazdowej.

Na łeb na szyję

Skoczkowie narciarscy wielokrotnie przyznają, że w pozycji dojazdowej chodzi o to, by środek ciężkości zawodnika był umiejscowiony jak najbardziej z przodu. Nie można z tym jednak przesadzić, bo zbyt duże przeniesienie środka ciężkości może skończyć się katastrofą na progu. Co ciekawe, do takiego zdarzania doszło całkiem niedawno. Pech trafił skoczkinię Xinyue Chang. Chinka za mocno stanęła na palcach i w pewnym momencie poleciała na twarz i zanotowała katastrofalny wypadek. Bardzo podobny upadek zaliczył także Walter Steiner w 1974 na skoczni w Innsbrucku.

Znalezienie odpowiedniego balansu jest więc kluczem do ustabilizowanie pozycji dojazdowej, która pozwoli także na szybkie i trafione wyjście z progu. Kiedyś Adam Małysz stwierdził, że bardzo ufał fińskiemu trenerowi Hannu Lepistoe, który potrafił ocenić pozycję dojazdową i wybicie nawet bez patrzenia na rozbieg. - Hannu stał na dole i oglądał mój skok z połowy zeskoku. Oddałem próbę treningową, a Hannu zauważył, że odbiłem się z palców. Zapytałem skąd wiedział, a Fin stwierdził, że było to od razu widać po torze lotu - mówił Adam Małysz w czasie pracy z Lepistoe. 

Sztywny jedzie wolniej

Właśnie wspomniany wcześniej balans powoduje, że zawodnik czuje się komfortowo w pozycji dojazdowej i dzięki temu jego ciało jest rozluźnione. Zawodnicy bardzo często przyznają, że "mieli problem z pozycją dojazdową". Okazuje się bowiem, że każde problemy mają swoje odzwierciedlenie w prędkości. Jeżeli zawodnik czuje się źle, to dodatkowo się usztywnia, a nerwy mogą powodować zbyt duże obcieranie krawędziami nart o boczne ścianki torów najazdowych.

Właśnie dlatego Hannu Lepistoe poradził kiedyś Małyszowi, by ten zaraz po opuszczeniu belki kilkanaście razy poruszył nartami w torach. Tarcie było, ale na zdecydowanie mniejszej długości i dzięki temu zawodnik szybciej nabierał prędkości. Potem ten manewr stosowali inni biało-czerwoni, ale także zagraniczne ekipy.

1XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018 1XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Polska zabrała nowy sprzęt

Polska kadra do Pjongczangu zabrała nowe narty, które mają mieć lekko zmodyfikowaną strukturę, która jedzie po lodzie. Jeszcze do niedawna nasz sztab skarżył się na to, że zawodnicy mają problem z strukturą spodu nart i inne ekipy mają przewagę w tym elemencie, bo dysponują maszyną do ich wycinania, która jest warta około pół miliona złotych.

Okazuje się jednak, że PZN nie stać na zakup takiego sprzętu, ale biało-czerwoni znaleźli firmę (nieoficjalnie wiadomo, że jest to firma z Krynicy), która wykonuje takie szlifowanie. Narty na Pjongczang zostały więc odpowiednio przygotowane, ale to czy skoczkowie ich używają zależy już od indywidualnej oceny i upodobań. Sztab zostawił im wolną rękę w wyborze desek.

Wszyscy jednak musieli zabrać narty inne od tych, w których startuje się w Pucharze Świata, a wszystko przez zakaz reklamowania sponsorów w czasie igrzysk olimpijskich. Narty są trochę inne, bo zmienia się ich wygląd, co również może mieć duży wpływ na przyzwyczajenia zawodników.

Dawid Kubacki w Pjongczang Dawid Kubacki w Pjongczang Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Prędkość ma duże znaczenie

Specjaliści od fizyki zauważają, że zwiększenie na progu prędkości skoczka zaledwie o 1 km/h może wydłużyć jego skok o 4-6 metrów, ale przy pytaniu o to, jak osiągnąć najlepsze wartości bezradnie rozkładają ręce. Fizyka mówi jedynie, że im cięższy zawodnik, tym jedzie szybciej, ale wszystko inne dotyczy indywidualnych upodobań skoczków.

Właśnie dlatego prędkość na rozbiegu jest tak ważna. Ciekawą kwestią jest również to, że prędkości zawodników mierzone są na krótkim odcinku między 10 a 18 metrem od granicy progu. To właśnie tam umiejscowione są fotokomórki, które dokonują oceny, a dane przesyłane są do systemu komputerowego.

Markus Eisenbichler - nowy kask Markus Eisenbichler - nowy kask Eurosport screen

Kiedyś było trudniej

Dziś niemal na każdej skoczni zamontowane są mrożone tory najazdowe, które utrzymują stałą temperaturę lodu. Taka sytuacja to wręcz idealne warunki pracy dla serwismenów, którzy za każdym razem mogą prawie tak samo przygotowywać narty, a rywalizacja na smary jest praktycznie ograniczona do minimum. Właśnie dlatego ekipy szukają innych niuansów, które mają wpływać na prędkość.

W czasie Turnieju Czterech Skoczni niemieccy skoczkowie skakali w lekko  zmodyfikowanych kaskach. Nowe hełmy prezentowały się bardzo ciekawie, bo został w nich wyeliminowany blisko 1,5 centymetrowy rant, który zastąpiono opływową wkładką z tworzywa sztucznego. Teoretycznie miało to powodować mniejszy opór powietrze i wyższą prędkość na rozbiegu. 

- Testowaliśmy wszystkie możliwe rozwiązania na kaskach, jak wkładki, dostawki... Prawda jest jednak taka, że nie ma to żadnego znaczenia... To są setne części kilometra na godzinę. Powiem więcej, takie rzeczy bardziej przeszkadzają. To jest tylko i wyłącznie wojna psychologiczna, jak zawsze przed igrzyskami - mówi nam  w styczniu Tadeusz Szostak. O tym, że nowinka raczej nie działa mogliśmy się przekonać, gdy Niemcy odłożyli ją do szafy.


Sport.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.