Pjongczang 2018. Guńka dla Sport.pl #2: Kubacki ląduje tam, gdzie bardziej widać błędy. Norwegowie będą groźni dopiero na dużej skoczni?

- Wellinger leci na lewo, jest dla nas widoczny z boku, a kiedy sędzia tak widzi skoczka, to trudniej mu wychwycić mankamenty. Kubackiego ściąga na prawo, ląduje pod bandą z naszej strony i widzimy każde kantowanie narty, każdy odjazd. Stocha też trochę ściąga na prawo - mówi Ryszard Guńka, sędzia skoków, który pracuje na igrzyskach w Pjongczangu. Nasz arbiter wystawiał noty podczas czwartkowych kwalifikacji, które wygrał Andreas Wellinger przed Kamilem Stochem i Dawidem Kubackim. W sobotę Guńka będzie sędziował w konkursie, a na Sport.pl regularnie przedstawia swoje spojrzenie na olimpijskie zmagania nie tylko skoczków.
Johann Andre Forfang Planica Johann Andre Forfang Planica DARKO BANDIC/AP

Norwegowie zaskoczą dopiero na dużej?

- Jeśli chodzi o naszą pracę, to już czujemy, że igrzyska się zaczęły. Ocenianie w czwartek skończyliśmy bardzo późno, a jeszcze kolację jedliśmy tak długo, tyle było dyskusji, że zrobiła się prawie pierwsza w nocy, gdy skończyliśmy. Przyszli do nas delegaci, przyszedł asystent, wszyscy czujemy już większe emocje, więc posiedzieliśmy i pogadaliśmy. O Polakach trochę też. Koledzy powtarzają: "mocny team". A ja się zgadzam, bo to przecież widać po wynikach - opowiada nasz sędzia. - Zdziwienie wywołała trochę słabsza forma Norwegów. Wszyscy to zauważyli. Pewnie groźniejsi będą na dużej skoczni - dodaje.

Zawodnicy Alexandra Stoeckla bardzo dobrze prezentowali się na treningach, podczas których wiało pod narty. Dobrze wypadli jeszcze w czwartkowej serii próbnej, gdy czołówka startowała niemal w ciszy. Wtedy trzeci był Johann Andre Forfang, a czwarty - Robert Johansson. Ale w kwalifikacjach mieli tylko jednego swojego zawodnika w czołowej "10" - Daniel Andre Tande zajął ósme miejsce - natomiast Niemcy zmieścili w niej wszystkich czterech, a Polacy trzech i czwartego mieli na 11. miejscu. Kibice od lat śledzący rywalizację wiedzą, że Norwegowie słabiej sobie radzą, kiedy wieje w plecy. A akurat podczas kwalifikacji wiało właśnie z tyłu. - Ale nie aż tak, żeby to miało wielkie znaczenie. Mnie się wydaje, że jednak Norwegowie w najbliższą sobotę nie będą tak mocni, jak w następną, w konkursie na większym obiekcie - twierdzi Guńka.

Adam Małysz i Kamil Stoch podczas treningu. Pjongczang, Korea, 7 lutego 2018 Adam Małysz i Kamil Stoch podczas treningu. Pjongczang, Korea, 7 lutego 2018 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Nie tylko Stoch, chłopaki też są na fali. Nawet Kot traci nie więcej niż dwa-trzy metry do podium

Polski sędzia ma nadzieję, że w sobotę będzie oceniał medalowe skoki rodaków. - Kamil [Stoch był w kwalifikacjach drugi, za Andreasem Wellingerem] i Dawid [Kubacki zajął trzecie miejsce] są w bardzo wysokiej formie, to wiadomo. Ale bardzo przyzwoicie, naprawdę bardzo dobrze wygląda też "Kotek" [Maciej Kot był 11.], Stefan Hula [dziewiąta pozycja] też pokazuje, że stać go na walkę nawet o podium. To są takie igrzyska, na które wszyscy nasi skoczkowie przyjechali przygotowani tak, żeby wywalczyć medal. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie mieliśmy - mówi Guńka. - W najlepszej sytuacji jest oczywiście Kamil, bo on już te najważniejsze medale ma, dzięki czemu teraz może spokojniej podchodzić do kolejnej szansy. Ale chłopaki też są na fali, mają być może jeden z najlepszych momentów w sportowym życiu, zarobili trochę pieniędzy, a teraz przychodzi taki moment, że stać ich na spełnienie największego marzenia, czyli wskoczenie na olimpijskie podium. Przecież nawet taki Maciek ma nie więcej niż dwa-trzy metry do podium. Obserwuję Richarda Freitaga. Treningi zaczął katastrofalnie. W pierwszej sesji zupełnie mu nie szło, w drugiej było niewiele lepiej, a już w czwartek wyglądał dobrze, w kwalifikacjach był przecież bardzo blisko podium, na czwartym miejscu. Kwestia koncentracji, wiary w siebie i można walczyć - uważa Guńka.

Kubacki Kubacki FOT. KUBA ATYS

Kubacki ląduje tam, gdzie widać jego błędy. Stocha też tam trochę ściąga

Większej niż w kwalifikacjach koncentracji przy lądowaniach w sobotę będzie potrzebował Kubacki. W najlepszej "10" z czwartku niższe noty za styl od Polaka dostał tylko Simon Ammann, który od lat praktycznie nie wykonuje telemarku. - Bardzo dużo pracowałem nad stylem przez ostatnie dwa lata, nawet trzy. Ale w kwalifikacjach tego nie udowodniłem, bo lądowanie było koślawe. Nie będzie mi to zaprzątało głowy, bo wiem, że potrafię ładnie lądować. To tylko treningowy skok - mówił Dawid po kwalifikacjach.

Skoczył 104,5 m, najdalej ze wszystkich, ale od sędziów dostał tylko 53,5 punktu. Mało przy 57 punktach Wellingera i 56 Stocha, którzy go wyprzedzili. - W próbnym skoku Dawid też lądował z błędem, choć w kwalifikacjach z większym. Ciągnął do końca, chciał mieć jak najlepszą odległość i to się odbiło w notach - analizuje Guńka. - Ja wiem, że on generalnie ładnie ląduje, bo go bardzo dobrze znam. Ale tu trzeba było podejść do sprawy rygorystycznie, inni sędziowie podeszli jeszcze bardziej rygorystycznie ode mnie - dodaje.

Co ciekawe, w Pjongczangu na skoczni normalnej korzystniej jest lądować z lewej strony zeskoku. - A Dawida ściąga na prawą stronę i akurat wieża jest też z prawej strony - mówi Guńka. Dlaczego to niedobrze? - Na większości skoczni wieże stoją po lewej stronie, to jest korzystne dla tych zawodników, którzy lądują na prawo. Tutaj Dawid się nam trochę chowa pod bandą. Na przykład z Wellingerem jest inaczej, on leci na lewo, jest dla nas widoczny z boku, a kiedy sędzia widzi skoczka z boku, to trudniej mu wychwycić delikatne mankamenty. Dawida widzimy nie z boku, tylko bardziej z tyłu. Kamila trochę też, bo i jego ściąga na prawo, choć nie aż tak jak Kamila - tłumaczy nasz sędzia. - Wieża sędziowska w Pjongczangu jest tak usytuowana, żeby jak najlepiej patrzyło się na dużą skocznię, bo na niej zawody rozgrywa się częściej. Generalnie widoczność i mniejszej skoczni jest dobra, ale im bliżej ktoś ląduje prawej bandy, tym bardziej oglądamy jego plecy. A wtedy wrażenie jest gorsze, bo widzimy każde kantowanie narty, każdy delikatny odjazd. W sobotę Dawid musi wszystko zrobić dobrze. Najważniejsze, że się przyznaje, że mu nie wyszło i nastawia się na poprawę - podsumowuje arbiter.

Z Horngacherem uprzejmości, z Małyszem wspominanie wspólnych igrzysk

- Oczywiście ja z Dawidem nie rozmawiałem, ze skoczkami w żaden sposób się nie kontaktujemy. Dopiero drugiego dnia na obiekcie spotkałem się z kimkolwiek z naszej ekipy. Ze Stefanem Horngacherem wymieniliśmy uprzejmości, a chwilę porozmawialiśmy z Adamem Małyszem, bo widzieliśmy się na odprawie. Ale to też było tylko wspomnienie igrzysk w Kanadzie i jakieś krótkie porównanie tego, co było tam z tym, co jest tu - opowiada nasz sędzia.

Guńka w Vancouver oceniał skoczków tak jak teraz, a Małysz był tam na swoich ostatnich igrzyskach jako zawodnik i zdobył dwa olimpijskie srebra.

Piotr Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Maciej Kot, Stefan Hula, oraz premier Mateusz Morawiecki podczas ślubowania skoczków narciarskich przed wylotem na XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018. Warszawa, 5 lutego 2018 Piotr Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Maciej Kot, Stefan Hula, oraz premier Mateusz Morawiecki podczas ślubowania skoczków narciarskich przed wylotem na XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018. Warszawa, 5 lutego 2018 Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Wyborcza.pl

Ceremonia tak, ale nie z polską ekipą

- W sumie trzeba powiedzieć, że ja tu jestem nie tyle jako reprezentant naszego kraju, co jako pracownik Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. FIS mnie tu przywiózł jako swojego sędziego, nie mam nic wspólnego z Polskim Komitetem Olimpijskim. Nawet bilet na piątkową ceremonię otwarcia igrzysk dostałem od ludzi z FIS-u, a nie od polskiej ekipy. Ani z PKOl-em, ani z Polskim Związkiem Narciarskim się nie kontaktuję, wszystko mam załatwiane przez FIS, bo mam być niezależnym pracownikiem, nie może być żadnych podejrzeń, że macierzysty komitet czy macierzysta federacja chce coś załatwić z sędzią. Dlatego nie ma szans, żebym poszedł na prezentację z polską ekipą. Ale ceremonię z przyjemnością zobaczę z trybun. I mam nadzieję, że będzie bardzo udana, a po niej igrzyska na dobre się rozkręcą. Na razie ludzi nie widać, a organizatorzy podali, że na kwalifikacjach było pięć tysięcy widzów. Mocno tę liczbę zawyżyli, widocznie potrzebują dobrych statystyk. Ale to wszystko się rozkręci, wierzę, że igrzyska będą bardzo fajne - kończy Guńka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.