Wilkowicz z Pjongczangu. Justyna Kowalczyk przed czwartymi igrzyskami w karierze: - Nie chcę żadnych sentymentów. Chcę pobiegać

Przemknęła do Korei Południowej bokiem, bez śniadań z premierem i kamer. Do żadnych igrzysk, nawet tych pierwszych w Turynie, nie szykowała się w takiej ciszy jak do Pjongczang 2018. W sobotę o 8.15 polskiego czasu zaczyna igrzyska biegiem łączonym.

- Patrzcie na wiatraki na wzgórzach. Gdybym się nastawiała na te igrzyska tak, jak na Vancouver 2010, to chyba bym pojechała wcześniej potrenować na Islandię, żeby się przyzwyczaić - śmieje się Justyna Kowalczyk i pokazuje, co potrafi wyprawiać wiatr na olimpijskich trasach, poprowadzonych na dawnym polu golfowym. - Niezły wygwizdów. Ale to nie rok 2010, ja tu nie mam uciekać rywalkom, tylko mam się za nimi utrzymać. Więc będzie miał kto brać wiatr na siebie. A ja się trochę pochowam - mówi.

Trasa niby płaska. Ale...

Właśnie skończyła zajęcia i stoi przy wyjściu z tras, z widokiem na skocznię po lewej stronie i stadion biathlonowy na wprost. Trener Aleksander Wierietielny jest już na przystanku, z którego odjeżdżają autobusy do wioski olimpijskiej. To był popołudniowy trening, wszystkie biegi w Pjongczang będą popołudniu miejscowego czasu. Trasy są malownicze, mocno zmrożone, wydają się łatwe. Ale - wydają się.

 - Trasa jest niby płaska, ale ma długie podbiegi. Chwila przerwy na zjazd, a potem znowu podbieg. Trudno jest - mówi Justyna. Dla niej im trudniej, tym lepiej. To, że jest mroźno, to też dobrze dla polskiej ekipy. I innych ekip, które nie mają swoich tirów i kilkunastu par rąk do pracy. Bo przy takiej pogodzie trudniej się pomylić ze smarowaniem.

Soczi przedzieliło karierę na dwie części

- Gdybym wtedy w Vancouver miała takie trasy, jak tutaj. - temat wraca. Vancouver 2010 to był czas największych oczekiwań i najlepszej formy. Czas złotego medalu, srebrnego i brązowego. Ale też czas chomąta na szyję, jak nazywa tamtą presję na wygrywanie. Presję oczekiwań kibiców, i presję, którą sobie nakładała sama, niemal w każdym starcie. Chciała wygrywać i sprinty i biegi długie, celować w klasyczne, ale nie odpuszczać łyżwy. Wszystko, co się da.

To było nieporównywalne z innymi igrzyskami. Cztery lata wcześniej do Turynu jechała sprawić niespodziankę, i po wielu przejściach udało się w ostatnim starcie, na 30 km łyżwą. Cztery lata po Vancouver pojechała do Soczi mając upatrzony jeden bieg po złoto, na 10 km klasykiem. Też się udało. I ten bieg z Soczi przedzielił jej karierę na dwie części.

Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk FOT. KUBA ATYS

"Justyna, przecież ty jeszcze nie ślubowałaś"

Pjongczang to pierwsze - i może ostatnie - igrzyska tej drugiej części kariery. Już bez takich sukcesów i bez takiej presji. Nawet do Turynu jako debiutantka Kowalczyk jechała wśród większego szumu niż do Pjongczang. Teraz właściwie przemknęła na igrzyska, gdzieś bokiem. Po ostatniej przedolimpijskiej próbie w Planicy, rozczarowującej, bo nie awansowała tam do finału sprintu klasykiem, pojechała na wysokogórskie zgrupowanie do Kazachstanu. Z Kazachstanu w niedzielę, dzień przed wylotem skoczków z Warszawy, poleciała do Pjongczang. Nie było śniadania z premierem, żadnych kamer.. Dopiero w czwartek, dzień przed otwarciem igrzysk, przypomnieli jej w polskiej misji olimpijskiej, że przecież jeszcze nie miała ślubowania. Kiedyś ta ceremonia zmieniłaby się w medialne oblężenie wioski. Teraz była w planach kameralna ceremonia.

Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk FOT. KUBA ATYS

Rok temu przyjechała dla trasy na 30 km. A wróciła zachwycona sprintem

Od czasu igrzysk w Soczi wygrała jeden bieg Pucharu Świata. Właśnie w Pjongczang, przed rokiem. Właśnie bieg łączony, którym zaczynają się igrzyska. Wtedy próbę przedolimpijską ominęły zawodniczki z czołówki PŚ. Ona zdecydowała się przyjechać. Chciała się przyjrzeć trasie biegu na 30 km klasykiem, w którym upatrywała największej olimpijskiej szansy. A odkryła, że najlepsza dla niej jest tu trasa sprintu stylem klasycznym: bardzo wyczerpująca, ale nie tak trudna technicznie. W sprincie też miała wówczas szansę być na podium, ale przyhamowała na ostatnim zjeździe i skończyło się czwartym miejscem.

Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk FOT. KUBA ATYS

"Jest czas na odpoczynek, nie muszę wybierać, na który bieg się najbardziej nastawiam"

Planuje w Pjongczang wystartować we wszystkich konkurencjach poza biegiem na 10 km łyżwą. Indywidualnie najważniejsze będą sprint klasykiem, 13 lutego, i 30 km klasykiem, w ostatnim dniu igrzysk. - Jest między nimi tyle czasu na odpoczynek, że nie muszę wybierać, na który się bardziej nastawiam - mówi. Wystartuje też z Sylwią Jaśkowiec w sprincie drużynowym, stylem łyżwowym. Konkurencji, w której trzy lata temu zdobyła ostatni medal mistrzostw świata. Znów Sylwia Jaśkowiec, jako lepiej finiszująca stylem łyżwowym, będzie biec na drugiej zmianie. To dla tego biegu Kowalczyk pracowała przed sezonem nad stylem łyżwowym, który już wcześniej w pewnym momencie odpuściła, bojąc się o kolana.

Pjongchang .  Justyna Kowalczyk podczas treningu na trasach olimpijskich Pjongchang . Justyna Kowalczyk podczas treningu na trasach olimpijskich FOT. KUBA ATYS

"Bez rozmów o przyszłości. Chcę po prostu mieć igrzyska"

A skoro wróciła do trenowania łyżwy, to zgłosiła się też do olimpijskiego biegu łączonego, czyli tego który rozgrywa się dwoma stylami: najpierw 7,5 km klasykiem, potem dowolnym. Wystartuje w sobotę z marszu, bez specjalnych przygotowań pod tę konkurencję. Ale protestuje, gdy słyszy, że to bieg na "przepałkę", jak takie starty przed ważniejszymi konkurencjami nazywa trener Aleksander Wierietielny.

- To są igrzyska, nie ma żadnych biegów na przepalenie się. Biegnę na sto procent, reprezentuję kraj. Gdybym miała potraktować bieg łączony treningowo, to lepiej było po prostu zrezygnować i zrobić sobie trening sprinterski. Ale nie chcę. Męczyłam tę łyżwę, męczyłam. I mam nadzieję, że coś wymęczyłam - mówi. Ucina też rozmowy o przyszłości. - Nie chcę jeszcze myśleć o żadnych przyszłych decyzjach, nie chcę żadnych sentymentów. Chcę pobiegać. Mieć igrzyska i tylko igrzyska.

Paweł Wilkowicz Paweł Wilkowicz Sport.pl

    

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.