Pjongczang 2018. Tomasz Sikora: Ze sztafetą mam mieszane odczucia. Najbardziej liczę na "masówkę" Moniki Hojnisz

- Narty dobrze jechały od święta, były kupowane w sklepie, a nie zamawiane. Kto mógł marzyć o locie? Wsiadało się do busa i w drogę, ku przygodzie, czasem dwa-trzy dni, a następnego dnia start - tak Tomasz Sikora wspomina czasy gdy był już mistrzem świata, a pracował na olimpijski medal. W końcu go zdobył, czym zaskoczył nawet siebie. - Przez całe igrzyska spałem po trzy-cztery godziny, byłem zmęczony i chyba straciłem wiarę w sukces. Kupiłem bilet na samolot, zorganizowałem transport na lotnisko. Miało być tak: bieg się kończy, jest szybki powrót do wioski, kąpiel i wyjazd - wspomina srebro z Turynu, z 2006 roku. Czy po igrzyskach w Pjongczangu Sikora przestanie być jedynym polskim medalistą igrzysk w biathlonie?

Poland's Tomasz Sikora collapses after the finish of the Men's Biathlon 15 km Mass Start at the Turin 2006 Winter Olympics Saturday, Feb. 25, 2006, in Cesana San Sicario, Italy. Sikora took the silver medal. (AP Photo/Anja Niedringhaus)
Fot. ANJA NIEDRINGHAUS ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK

- To prawda, że niedawno odrzucił Pan ofertę jednej z czołowych reprezentacji? Potrzebuje Pan odpoczynku po pracy z Polkami, stąd decyzja o zaangażowaniu się w projekt tworzenia ośrodka dla biathlonistów w Wodzisławiu, a nie w pracę z inną drużyną narodową?

- Tak, dostałem do wyboru dwie opcje: asystent głównego trenera kadry olimpijskiej albo trener główny kadry B. Z racji doświadczeń ostatnich lat rozpatrywałem tylko tę drugą opcję. Lubię odpowiadać za swoją pracę. Byłem zaskoczony, że w drugiej reprezentacji można mieć tak dobre warunki. Zaproponowano mi dwóch asystentów, lekarza, fizjoterapeutę i pełny serwis do przygotowania sprzętu. Decyzję musiałem podjąć w ciągu trzech dni, więc w głowie zrobił się kocioł.

- Dobrze rozumiem, że nie pracowało się Panu najlepiej w roli asystenta trenera Adama Kołodziejczyka?

- Jestem indywidualistą. Lubię odpowiedzialność za to co robię. Mam swoją wizję prowadzenia grupy czy reprezentacji. Asystent powinien się podporządkować trenerowi głównemu, być lojalny. Nie ma problemu, gdy te wizje się pokrywają lub są podobne, ale nie zawsze tak bywa.

16.02.2010 VANCOUVER , WHISTLER , KANADA , TOMASZ SIKORA PODCZAS BIEGU POSCIGOWEGO NA 12,5 KM . 
FOT. KUBA ATYS / AGENCJA GAZETA
SLOWA KLUCZOWE:
IGRZYSKA OLIMPIJSKIE BIATLON
ZDJĘCIE DO WKŁADKI:
DGWRP Gazeta WyborczaSport
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Z jakiego kraju była ta oferta?

- Niestety, nie mogę powiedzieć.

- Ale skoro warunki były dobre, to nie kraj był przyczyną odrzucenia oferty?

- Po prostu ostatecznie zdecydowałem się na przerwę od wielkiego biathlonu. Wodzisław wybrałem z kilku powodów. To moja rodzinna miejscowość i mimo że nie jest położona na terenach górskich, to dochowała się dwóch olimpijczyków w biathlonie. Miasto bardzo przychylnie patrzy na naszą dyscyplinę, realizowane są inwestycje, by zapewnić nam jak najlepsze warunki do treningu. Bardzo prężnie działa również trenerka Edyta Zając, dla której biathlon to życiowa pasja. Z takimi ludźmi bardzo dobrze się pracuje. Poza tym trzy lata prowadziłem kadrę młodzieżową, to był bardzo przyjemny czas, myślę że z dziećmi będzie podobnie. 

- Będzie Pan trenerem tych dzieci? Za co konkretnie będzie Pan odpowiadał?

- Tak, między innymi będę prowadził treningi. Generalnie będę odpowiadał za rozwój biathlonu i koordynowanie działań miasta związanych z rozbudową bazy, stworzeniem ośrodka sportów biathlonowych, w tym hotelu dla sportowców.

86.02.2010 VANCOUVER  WHISTLER , KANADA , TOMASZ SIKORA PODCZAS BIEGU NA 20 KM .
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Na co będzie stać naszych biathlonistów, a właściwie nasze biathlonistki, w Pjongczangu?

- Bieżący sezon już pokazał że o medale będzie trudno, co nie znaczy że jest to niemożliwe. W biathlonie na wynik składa wiele rzeczy: dyspozycja dnia, smarowanie, warunki atmosferyczne oraz odporność na stres. Mówię o stresie, ponieważ igrzyska to nie Puchar Świata czy mistrzostwa świata. Zawodnik ma świadomość że kolejna szansa jest za cztery lata. Albo, że już jej nie będzie. Na medal indywidualny mają tak naprawdę szansę wszystkie nasze dziewczyny. Według mnie Krystyna Guzik i Magda Gwizdoń mogą liczyć tylko na bieg długi, natomiast Weronika Nowakowska i Monika Hojnisz mogą nas zaskoczyć w każdym z biegów. Osobiście liczę na "masówkę" Moniki. Jako piąta zawodniczka do Korei pojechała Kamila Żuk. Te igrzyska to dla niej nauka, ale proponuję zapamiętać to imię i nazwisko!

- Dlaczego najmocniej liczy Pan akurat na Hojnisz i akurat w biegu masowym? Bo była w nim piąta na igrzyskach w Soczi i trzecia na MŚ 2013 w Novym Meście?

- Monika jest zawodniczką, która potrafi się sprężyć w odpowiednim momencie. Dobrze radzi sobie z presją, a bieg masowy bardzo mi pasuje do jej charakteru.

16.02.2010 VANCOUVER , WHISTLER , KANADA , TOMASZ SIKORA PODCZAS BIEGU POSCIGOWEGO NA 12,5 KM .
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Najlepiej z Polek tej zimy prezentuje się Nowakowska. Jej historia jest też najciekawsza, bo Weronika wróciła do sportu po urodzeniu bliźniąt i mającym po 1,5 roku synom chciałaby przywieźć olimpijski medal, w ten sposób kończąc karierę. O Hojnisz mówi pan, że potrafi się sprężyć, a za co ceni Pan Nowakowską?

- Z Weroniką pracowałem krótko, tylko jeden sezon, gdy byłem asystentem trenera reprezentacji. Ale bardzo ją cenię za upór w dążeniu do celu.

- Wszystkie nasze zawodniczki podkreślają, że bardzo wierzą w sukces sztafety. W ostatnim starcie w Pucharze Świata były piąte, do najlepszych Niemek straciły tylko 24,5 s, a do trzecich Szwedek - 7,3 s. Myśli Pan, że na koniec drużyna w tym składzie przeżyje swój najlepszy moment?

- Ze sztafetą mam mieszane odczucia. Wynik był dobry, jednak gdy zrobić dokładną analizę, to już nie jest tak różowo. Nasze zawodniczki zajęły piąte miejsce, mając najlepsze strzelanie z wszystkich ekip. To gdzie jest rezerwa, by zdobyć medal? Jedyna nadzieja w tym, że od Ruhpolding mocno poprawiły formę biegową. Albo musimy liczyć na więcej błędów rywalek.

14.02.2010 VANCOUVER  WHISTLER , KANADA , TOMASZ SIKORA PODCZAS BIEGU SPRINTERSKIEGO  10 KM . FOT. KUBA ATYS / AGENCJA GAZETA
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Czy na cokolwiek ze strony Polaków możemy liczyć w rywalizacji panów?

- Nie lubię tego pytania, bo od 10 jak nie 15 lat dziennikarze pytają mnie o następców, a ja co roku głęboko w to wierząc odpowiadałem, że już w następnym sezonie ktoś się pokaże. Niestety, jak do tej pory nie doczekaliśmy się wyników na przyzwoitym poziomie. Tak naprawdę nie wiem co będzie dla nas sukcesem.

- W tym sezonie z 15 indywidualnych startów tylko jeden wygrał ktoś spoza dwójki Johannes Thingnes Boe i Martin Fourcade. Który z nich będzie lepszy w Pjongczangu?

- Bardziej lubię Boe, jednak analizując sezon postawię na Fourcade'a. Dlatego, że już w trakcie minionych startów przygotowywał się mentalnie do igrzysk. To było widać na strzelnicy. Francuz strzela o wiele wolniej, spokojniej od swojego rywala. Na igrzyskach ciężko będzie Boe strzelać w 20 sekund, będzie musiał bardziej uważać, a każda zmiana rytmu wiąże się ze zwiększonym ryzykiem na pomyłkę.

12.02.2010 KANADA , VANCOUVER WHISTLER , TOMASZ SIKORA PODCZAS TRENINGU .
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Według Pana pomyłką Norwegów było skreślenie króla biathlonu Olego Einara Bjoerndalena? Czy jednak nawet taki mistrz nie powinien jechać na wielką imprezę tylko za zasługi?

- Bardzo mu kibicuję, jest przecież tylko o miesiąc młodszy ode mnie. Żałuję, że nie ma go na igrzyskach, ale - niestety - od początku sezonu przewidywałem że tak może się zdarzyć. Prezentował zbyt niski poziom, by rywalizować z młodymi. Choć z drugiej strony wiem, że Ole potrafi przygotować się do jednego, konkretnego biegu perfekcyjnie, co pokazywał w ostatnich latach. Jednak oceniając decyzję norweskiej federacji, trzeba stwierdzić, że działacze zachowali się bardzo profesjonalnie. Trzymali się zasad, które wyznaczyli przed sezonem. Tak powinno być.

- Bjoerndalena wyprzedził Pan w swoim jedynym i zarazem jedynym w historii polskiego biathlonu medalowym starcie olimpijskim. Często wspomina Pan srebro z Turynu?

- Częściej wracałem do tego startu, gdy byłem zawodnikiem i potrzebowałem optymizmu po słabym biegu. Uśmiech i pozytywne emocje wracały po wsłuchaniu się w komentarz Tomka Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego. Teraz zdarza się to tylko w przypadkach takich pytań.

Poland's Tomasz Sikora competes during the men's 20km individual at the World Cup biathlon competition in Pokljuka, Slovenia, Thursday, Dec. 17, 2009. Sikora placed sixth. (AP Photo/Darko Bandic)
Fot. Darko Bandic AP

- Nie myśli Pan czasem, że wracając z karnej rundy po ostatnim niecelnym strzale mógł Pan pójść na ostrą walkę z Michaelem Greisem o złoto, zamiast odpuszczać Niemca i skupiać się na odparciu ewentualnego ataku Bjoerndalena?

- Nie wiem tak naprawdę, czy coś bym zmienił w tym biegu. Całe ostatnie okrążenie myślałem jak je rozegrać. Tempo Greisa było bardzo szybkie, musiałem podjąć decyzję czy próbuję walczyć do końca, co mogło spowodować kryzys i utratę srebrnego medalu, czy odpuścić w momencie, gdy sił jest wystarczająco, by później dowieźć srebro do mety. To już jest za mną i nigdy się nie dowiem,  która opcja byłaby lepsza.

- Jak to było z pańskim powrotem z Turynu? Rzeczywiście planował Pan wylot z Włoch już w dniu rozegrania biegu masowego?

- Start miałem zapewniony, bo byłem 12. zawodnikiem Pucharu Świata, jednak przez całe igrzyska borykałem się z problemami zdrowotnymi. Spałem po trzy-cztery godziny, byłem po prostu zmęczony i chyba straciłem wiarę w sukces. Kupiłem bilet na samolot. Zorganizowałem transport na lotnisko, bo samolot był z Francji. Miało być tak: bieg się kończy, jest szybki powrót do wioski, kąpiel i wyjazd na lotnisko. Jak było, wiadomo. Na szczęście musiałem zmienić swoje plany. Najśmieszniejsze, że ze mną miała wracać Magda Gwizdoń, również miała kupiony bilet i. została na dekoracji.

14.02.2010 VANCOUVER  WHISTLER , KANADA , TOMASZ SIKORA PODCZAS BIEGU SPRINTERSKIEGO  10 KM . FOT. KUBA ATYS / AGENCJA GAZETA
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Turyn to jedne z pięciu igrzysk w Pana karierze. Wynikowo najlepsze, a które wspomina Pan z największym sentymentem? Zgaduję, że Lillehammer, bo o nich praktycznie od każdego kto tam był, słyszę, że były wspaniałe.

- Zgadzam się z tym w stu procentach. Porównując wszystkie igrzyska na których byłem, te w Lillehammer były idealne. Organizacyjnie biją na głowę te późniejsze. Nie da się wyciągnąć jednej rzeczy która była dobra, ponieważ tam wszystko było dopracowane. Świetna atmosfera, dwie mądrze usytuowane wioski, co powodowało brak problemów komunikacyjnych, ogromny wybór jedzenia, z czym na późniejszych igrzyskach pojawiały się problemy. Bywało, że po trzech tygodniach w reżimie startowym ciężko było zjeść coś z przyjemnością. 

- Lillehammer było pewnie też dla Pana niezwykłe, bo tam pierwszy raz spotkał Pan wielkich sportowców z innych dyscyplin? Zdarzało się Panu polować na autografy w wiosce olimpijskiej?

- Najciekawsze było zdarzenie z Nagano, gdy do naszego stołu dosiadł się książę Monako, Albert II. Był wtedy bobsleistą. Niestety z wrażenia nie wziąłem autografu.

16.02.2010 VANCOUVER , WHISTLER , KANADA , TOMASZ SIKORA PODCZAS BIEGU POSCIGOWEGO NA 12,5 KM .
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

- Wiadomo, że trener Wierietielny w końcu odszedł przez konflikt z działaczami. Było aż tak źle organizacyjnie, że brakowało Wam wszystkiego?

- Dokładnie tak było. Narty dobrze jechały od święta. Były kupowane w sklepie, a nie jak przez inne ekipy zamawiane u profesjonalnego opiekuna, który jeździł na wszystkie Puchary Świata. Kto mógł marzyć by lecieć samolotem? Wsiadało się do busa i w drogę, ku przygodzie, czasem dwa-trzy dni, np. do Kontiolahti. A następnego dnia start. Ale było też coś, co bardzo cenię i wspominam bardzo pozytywnie. Byliśmy grupą wspierających się ludzi w każdej sytuacji. Dziś można to włożyć między bajki. Wtedy było to naturalne, ludzie zupełnie inaczej patrzyli na wiele rzeczy. Wiedzieliśmy że sukces jednego z nas wpłynie pozytywnie na cała dyscyplinę. Dziś zawodnicy myślą tylko o sobie.

- Na koniec wróćmy do Pjongczangu. Dużo się mówi o mrozie, jaki tam Panuje, a czy największym wrogiem biathlonistów nie będzie wiatr? Na rozegranych tam w 2009 roku MŚ bardzo pan pudłował, np. w biegu masowym nie trafił Pan w tarczę aż pięć razy, a i tak zajął Pan szóste miejsce. Na strzelnicy kręciło aż tak, że wszyscy się mylili?

- Byłem tam najszybciej biegającym zawodnikiem. Czerpałem z tego dużą przyjemność. Czy kręcił wiatr? Kręcił, ale raczej w mojej głowie. Tak zachłysnąłem się szybkim bieganiem, że zapomniałem, że po drodze jest strzelnica. Poza sprintem, gdzie popełniłem błąd przy losowaniu grup startowych, w pozostałych biegach ocierałem się o podium. Niestety zawsze zabrakło jednego celnego strzału. Taki właśnie jest biathlon.

Starty Polek na igrzyskach w Pjongczangu:

10 lutego, godzina 12.15 - sprint na 7,5 km

12 lutego, godzina 11.10 - bieg pościgowy na 10 km

14 lutego, godzina 12.05 - bieg indywidualny na 15 km

17 lutego, godzina 12.15 - bieg masowy na 12,5 km

22 lutego, godzina 12.15 - sztafeta 4x6 km


Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.