Puchar Kontynentalny. PZN zamknął dla niego drzwi, a Krzysztof Leja chciał skończyć ze skokami. Teraz wraca i skacze lepiej niż kadrowicze

Krzysztof Leja wraca na zaplecze Pucharu Świata. 21-letni skoczek z Zakopanego prezentuje się ostatnio lepiej od zawodników z kadry B, dlatego trenerzy zdecydowali o powołaniu go na najbliższe zawody w Erzurum. Warto zaznaczyć, że Leja od dwóch sezonów znajduje się poza kadrą narodową. - Przez ostatnie dwa lata trenowałem praktycznie codziennie, wylewam siódme poty. Mam wrażenie, że wkładam w to 120 procent, robię nawet więcej niż inni. Nauczyłem się także gotować, żeby dobrze się odżywiać - mówi Sport.pl Krzysztof Leja.
Krzysztof Leja Krzysztof Leja https://www.facebook.com/krzysiek.leja.16

Krzysztof Leja podporządkował całe życie, by wrócić do formy

W cieniu trwającego konfliktu Jana Ziobry z Polskim Związkiem Narciarskim, który zarzuca federacji stronnicze podejmowanie decyzji i chęć "zniszczenia", tworzy się alternatywna historia skoczka, który w pewnym momencie kariery również mógł się mocno zawieść na Polskim Związku Narciarskim. Tą osobą jest Krzysztof Leja, czyli 21-letni zawodnik, który przez wiele lat uznawany był za wielki talent, ale tuż po osiągnięciu wieku seniora drzwi do kadry zostały dla niego zamknięte. Leja się jednak nie poddał i podjął walkę o powrót do sportowego życia. W rozmowie ze Sport.pl opowiada o swoim podejściu do skoków. Mówi także o problemach, z którymi musi się mierzyć senior, który znalazł się poza kadrą narodową.

Na początku była złość, ale potem długa walka o powrót

Długo umawialiśmy się na tę rozmowę, ale okazuje się, że trafiła się w idealnym momencie, bo tuż po powołaniu do Pucharu Kontynentalnego na zawody w  tureckim Erzurum. Kolejny krok w kierunku powrotu chyba wykonany.

- Bardzo się cieszę z powołania na Puchar Kontynentalny, w końcu mogę gdzieś dalej pojechać. W "drugiej lidze skoków" (poza Polską) nie było mnie od sezonu 2015/2016. Trochę czasu już minęło.

Teraz tryskasz energią, ale tuż po opuszczeniu kadry juniorskiej nie było tak wesoło. W kilku rozmowach było widać, że jesteś mocno rozżalony.

- Na początku było bardzo ciężko. Jak dostałem wiadomość, że mnie wydalono z kadry, to nie chciało mi się nawet trenować. Byłem podłamany psychicznie. Miałem poczucie, że ktoś nie docenił mojej pracy, ale trwało to jakiś tydzień, a potem podjąłem walkę. Trafiłem do mojego dawnego trenera - Krzysztofa Sobańskiego, z którym znam się jeszcze od gimnazjum. On mi pomógł. Wyciągnął do mnie rękę.

Trener Sobański trochę się zdziwił z tego, jak wyglądała moja technika po przyjściu z kadry. Stwierdził, że nie byłem sobą. Motoryka była na dobrym poziomie, ale można powiedzieć, że byłem "zamulony" na progu. Moc była, ale wszystko robiłem za wolno. Przez dwa lata trenowałem praktycznie codziennie, wylewałem siódme poty. Mam wrażenie, że wkładam w to 120 procent siebie. Trenuje chyba więcej niż inni zawodnicy. Zaczęliśmy wszystko robić od nowa.  Już po pierwszym roku zaczęło to dawać jakieś efekty, dlatego dalej szliśmy tą drogą. Teraz to wygląda jeszcze lepiej.

Wrócił pod skrzydła trenera, u którego bił rekordy

Trener Sobański chyba ma na Ciebie dobry wpływ. Pod jego wodzą skakałeś najlepiej.

- Zdecydowanie. Znamy się z trenerem od wielu lat. W czasach, gdy on mnie prowadził, zrobiłem np. rekord skoczni w Szczyrku (Krzysztof Leja poleciał 116 metrów na skoczni w Szczyrku Skalite - K95 - przyp. PM), później pobiłem też rekord na mniejszej skoczni.

Jak miałem 14 lat pojawiła się pierwsza propozycja dołączenia do kadry juniorskiej. To był koniec pierwszej klasy gimnazjum, rodzice stwierdzili jednak, że jestem jeszcze za młody, żeby wskoczyć w ten reżim treningowy i zostałem pod opieką trenera Sobańskiego. Można powiedzieć, że pracę z trenerem zakończyłem, jak dostałem się do kadry juniorskiej, a było to już w liceum.

Dlaczego po kilku latach wypadłeś z kadry? Przez długi czas mówiło się, że chodzi o problemy z wagą.

-Moim ostatnim sezonem w kadrze juniorskiej był ten 2015/2016. Wówczas dosyć regularnie punktowałem na FIS Cupach, na końcu dostałem też szanse w Pucharze Kontynentalnym, no ale potem pojawił się problem z tym, że niby miałem zbyt dużą wagę.

A ten problem z wagą faktycznie był?

-Byliśmy wówczas badani i faktycznie moja waga była trochę wyższa od innych skoczków, ale nie ze względu na to, że miałem dużą tkankę tłuszczową. Ja właściwie jej nie miałem. Moja tkanka tłuszczowa była chyba najniższa z całej grupy (około 4%). Po prostu mam  taką budowę po ojcu, ale jest to związane z dużą masę mięśniową. Można by to zbić, ale oznacza to właściwie jeden stracony rok, bo wtedy rozsypuje się cała technika.  

Krzysztof Leja Krzysztof Leja Krzysztof Leja

"Nauczyłem się gotować, żeby dobrze się odżywiać"

Można powiedzieć, że to wydalenie z kadry zadziałało na Ciebie bardzo motywująco. Z tego co wiem bardzo profesjonalnie podchodzisz do wszystkich obowiązków.

-Trochę tak jest. Zawzięcie mam spore, rodzice śmieją się, że dzięki próbie powrotu do centralnego szkolenia nawet nauczyłem się sam gotować. Poza kadrą nie ma takiego dostępu do środków i suplementów, które sportowcy muszą uzupełniać. Skoczkowie tym bardziej, bo trzeba przecież trzymać dietę i suplementy muszą być uzupełniane sztucznie. Byłem raz u pani dietetyk, ale to też kosztuje. Staram się dużo czytać na ten temat i uzupełniać wiedzę dotyczącą odżywiania.

Przekłada się to na wyniki. Wygrywanie z zawodnikami z kadry B musi być chyba dodatkową motywacją.

-  Na konkursie mistrzostw Polski wydaje mi się, że udowodniłem sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Okazuje się, że droga, którą podążam jest słuszna. Po tym, jak zacząłem sam trenować mam podejście, że nie mogę się poddawać. Mam dużo siły do walki o swoje marzenia. A marzenia związane ze skokami mam bardzo duże i chciałbym chociaż część z nich spełnić.

Wszystko z własnej kieszeni

Życie skoczka (w wieku seniora) poza kadrą narodową nie należy chyba do najłatwiejszych. Jesteś studentem AWF-u, a oprócz tego gdzieś pracujesz?

Na co dzień nie pracuje, dlatego można powiedzieć, że po większej części jestem na garnuszku rodziców, za co im bardzo dziękuje. Gdybym musiał połączyć pracę ze studiami i jeszcze profesjonalnym uprawianiem sportu, to po prostu nie dałoby się tego pogodzić. Życie poza kadrą jest ciężkie. Za każde dojazdy, treningi, sprzęt trzeba płacić z własnej kieszeni. Mogę jednak liczyć na pomoc klubu (AZS Zakopane - przyp P.M), a także Rafała Kota oraz Jakuba Kota. Teraz jako student mam jeszcze tą możliwość, że jestem członkiem Akademickiego Centrum Szkolenia Sportowego, dlatego są z tego jakieś pieniądze, które pozwalają choćby na zakup sprzętu. Chociaż teraz i tak jest gorzej niż w ostatnim roku.

Dlaczego?

W tamtym roku było lepiej z tego powodu, że Maciej Kot jeszcze studiował i jego wyniki liczyły się do puli. Co pozwalało innym zawodnikom na korzystanie z tych pieniędzy. Teraz jest gorzej, ale po prostu trzeba sobie radzić.

W rejonie Zakopanego nie ma gdzie trenować

Dla skoczków z Zakopanego jest jeszcze trudniej, bo tak naprawdę nie ma gdzie trenować, bo w regionie czynna jest właściwie tylko Wielka Krokiew. To jest duży problem?

No tak, w sezonie letnim chodziliśmy na Średnią Krokiew, tylko że tam nie ma wyciągu i trzeba wchodzić na górę pieszo. Latem po 2-3 takich przejściach w pełnym sprzęcie i upale, jest się po prostu zmęczonym i mięśnie nie funkcjonują już tak, jak powinny. Nie mieliśmy jednak innych możliwości i trzeba było skakać. Można oczywiście jechać do Szczyrku, ale to już pociąga większe koszty.

Leja wykorzystuje każda możliwość na pokazanie się trenerom

Rozmawiałem z trenerami po mistrzostwach Polski i każdy zwracał uwagę na Twój progres. Masz jakieś sygnały, że jesteś obserwowany?

- Możliwe, że trenerzy widzą, jak trenuję. Zwykle jest tak, że gdy kadry trenują na COS-ie, to ja staram się być na siłowni, pytam zawsze czy mogę ćwiczyć obok nich. Ja oczywiście robię swój program, ale możliwe, że kątem oka dostrzegają moją pracę.

Na pewno zaś wszyscy widzą, jak pracuje na skoczni. Niemniej tych prób na śniegu jest mało, bo w tym sezonie zimowym zaliczyłem raptem 50 skoków. Nie ma co się jednak smucić, tylko trzeba dalej pracować i dalej pokazywać to, co najlepsze. Najbliższa okazja już w weekend.

Powrót do sportowego życia

W swojej dotychczasowej karierze Krzysztof Leja występował głównie w tzw. FIS Cupach, czyli trzeciej lidze skoków. Kilka razy dostał również szansę  pokazania się w Pucharze Kontynentalnym, ale tylko raz wskoczył do najlepszej dziesiątki.

W sezonie 2017/2018 Leja prezentuje jednak bardzo dobrą dyspozycję, o czym mogli się przekonać kibice w czasie niedawnych mistrzostw Polski. Po pierwszej serii Leja był nawet czwarty, ale w finale trafił na złe warunki i spadł w klasyfikacji. Forma jednak nie uleciała, bo zawodnik z niezłej strony popisał się także na FIS Cup w Zakopanem. W pierwszym konkursie zaliczył nawet spektakularny awans z 22 na 4. miejsce, dzięki znakomitemu skokowi na 141 metrów. Dobrze było również w mistrzostwach TZN, gdzie Leja z dużą przewagą pokonał pozostałych kadrowiczów drużyny juniorskiej i kadry B. Dyspozycję skoczka dostrzegli trenerzy, którzy postanowili dać mu szansę na zapleczu Pucharu Świata.  

Najbliższe konkursy Pucharu Kontynentalnego odbędą się 19 i 20 stycznia 2018 roku w tureckim Erzurum. W składzie znaleźli się również: Przemysław Kantyka, Klemens Murańka oraz Aleksander Zniszczoł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.