Kamil Stoch wygrał drugi konkurs Turnieju Czterech Skoczni, tym razem w niemieckim Ga-Pa. Polak jest także liderem cyklu i ma 11,8 pkt przewagi nad drugim Richardem Freitagiem. Zwycięstwo zostało jednak obarczone olbrzymim ładunkiem emocjonalnym, bo tuż przed ostatnimi dwoma skokami warunki mocno się pogorszyły i Polak oczekiwał na swoją próbę przez blisko 15 minut. O niezwykle emocjonujące momenty konkursu w Garmisch-Partenkirchen zapytaliśmy Jakuba Kota, czyli byłego skoczka narciarskiego, a obecnie pracownika biura zawodów przy Pucharach Świata i kandydata na delegata technicznego.
Piotr Majchrzak: Sytuacja z ostatnich minut konkursu w Ga-Pa rozgrzała chyba wszystkich polskich kibiców. Dużo było nerwów i jeszcze więcej kontrowersji. FIS dobrze się zachował w tej sytuacji?
Jakub Kot: To był bardzo trudny do oceny moment. W takich wypadkach zawsze znajdą się różne głosy. Końcówka zawodów, wielkie emocje i stawka. Z mojej perspektywy, czyli osoby pracującej często w biurze zawodów, mogę powiedzieć tylko, że osoby z jury są największymi specjalistami. Nigdy nie zarzucę im jakiejś stronniczości, a chodzą takie głosy. Już po dyskwalifikacji Piotra Żyły pojawiły się takie opinie, że jesteśmy za mocni i trzeba nas utemperować. Proszę mi wierzyć, że to tak nie działa. To jest za poważna struktura.
FIS był chyba sytuacji bez wyjścia.
Dokładanie tak, tam mogły być dwa rozwiązania. Równie dobrze Stoch mógł być puszczony wcześniej, ale miałby za mocny wiatr i byłoby niebezpiecznie. Teraz sędziowie poczekali, to pojawiły się głosy, że trwało to wszystko za długo. Niestety, łatwo to krytykować, szczególnie tym wszystkim pseudoekspertom.
Dziwią mnie opinie dotyczące tego, że Stoch jeszcze po wszystkim musiał iść się zważyć. Przecież takie są przepisy, że czołowa dziesiątka ma kontrolę po zawodach.
Czekać trzeba było, ale nie warto było wysłać skoczków na górę, żeby się ogrzali?
Sprzed telewizora ciężko to oceniać. Widać było jednak, że zabrakło raptem trzech minut. Niestety, przyszedł mocny boczny wiatr i skakanie było niebezpieczne. Pewnie gdyby to był początek konkursu, to by ich puścili. Dobrze, że została ich dwójka i pojawił się jeszcze przedskoczek, który mógł przetrzeć tory najazdowe. To również było istotne w tej sytuacji.
Stoch i Bartol mogli w tym czasie pójść nieco wyżej i rozluźnić mięśnie.
- Dokładnie, to było ważne. Mogli na nowo naciągnąć ten kombinezon, zapiąć rękawy. Przepisy są teoretycznie takie, że w czasie krótkiej przerwy zawodnicy nie mogą nic zrobić, co jest bardzo krępujące. Z tego co widziałem, to ostatnia dwójka dostała jednak pozwolenie na rozpięcie rękawów, poprawienie butów i potem jeszcze raz ich zmierzono. Gorzej by było, gdyby musieli czekać nieruchomo przy belce. Ważniejsze było jednak wytrzymanie psychiczne, o czym wspomniał Kamil.
Najbardziej z tej wygranej Stocha ucieszył się chyba Walter Hofer, który znalazł się między polskim młotem a niemieckim kowadłem.
- Trzeba pamiętać o tym, że na jury składają się nie tylko dyrektor zawodów, ale także asystent dyrektora - Borek Sedlak, kierownik zawodów, delegat techniczny, asystent delegata. To nie są tylko Austriacy, którzy pchają swojego zawodnika. Oni też chcą spokojnego przeprowadzania konkursów. Myślę, że Hoferowi ulżyło po tym skoku Stocha. Wiedział, że Polak jest mocny i gdyby przepadł, to pojawiałby się krytyka. Z drugiej strony Freitag był drugi, czyli też dobrze dla Niemców. Ze względu sportowego było to najlepsze możliwe rozstrzygnięcie.
Kamil po konkursie mówił głównie o sferze psychicznej, ale taki kwadrans czekania chyba wpływa na zdolność mięśni.
- Wiadomo, że gorzej by było, gdyby warunki były takie, jak w Kuusamo, gdzie wieje mocny wiatr i jest bardzo zimno. Natomiast zawsze jest tak, że mięśnie są odpowiednio rozgrzane i każde przesunięcie skoku je wychładza. Stojąc tam na górze nie ma możliwości na ich dogrzanie, bo te buty są naprawdę niewygodne, sztywne i niewiele można w nich zrobić. Z każdą minutą gotowość organizmu spada i może to powodować problemy w locie.
Nie ma żadnego przepisu o tym, że na górze powinny być "awaryjne" koce lub kurtki? Zawodnicy nie mogą wejść do pomieszczenia, o ile FIS nie zarządzi przerwy.
- Nie słyszałem o takich przepisach, ale być może powinny się pojawić. To jest dobra myśl. Jak byłem przedskoczkiem, to w Zakopanem mieliśmy np. koce. Z drugiej strony, widać jednak, że jak zawodnik jest w formie fizycznej i psychicznej, to takie rzeczy mu nie przeszkadzają.