Justyna Kowalczyk: "Byłam śledzona, zdjęcia zza krzaka"

- Chcę być narciarką. Żadną gwiazdeczką nigdy się nie stanę. Chciałam się spotkać ze znajomymi. I co? Od bladego świtu byłam śledzona, robiono mi zdjęcia zza krzaka... - Justyna Kowalczyk, dwukrotna mistrzyni świata i triumfatorka PŚ w biegach narciarskich jest zmęczona medialną wrzawą (materiał po triumfie na MŚ w Libercu)

Trzy medale (brązowy i dwa złote) wywróciły życie Polki do góry nogami. - Jeszcze niedawno, gdy przebrałam się w cywilne ciuchy i byłam bez naszywek sponsorów, to nawet rodzony brat mnie nie rozpoznawał. A przecież w 2006 roku wywalczyłam w Turynie brązowy medal olimpijski - śmiała się w Libercu polska biegaczka. Nie wiedziała, co czeka ją po powrocie i jak bardzo przestała być anonimowa.

- W 30 procentach nie spodziewałam się tego, co mi zgotowaliście - mówiła we środę dziennikarzom. Niby uśmiechnięta, niby bez wyrzutu, ale... Tylko wzdychała pytana, ile kosztowały ją te medale i popularność idąca wraz z nimi. Głęboko wzdychała. - Byłam, jestem i chcę być narciarką. Żadną gwiazdeczką nigdy się nie stanę i nie ma co na to liczyć - mówiła. Kto ją zna, wie, że nie kokietowała. Jest uparta i nieprzejednana. - To prawda, od zawsze chodziłam swoimi ścieżkami. Chyba widać? I nic się nie zmieni. Kiedyś nawet korzystałam z porad psychologa, teraz wolę wydać pieniądze choćby na serwismenów. Bo sama sobie jestem sterem, żaglem i żeglarzem.

Za chwilę dziennikarz zapytał ją, czy liczy na wygraną w plebiscycie na najlepszego sportowca roku. Odpowiedziała: - Nie dla mnie bale. Kiedy jedni tańczą na początku roku, ja mam ważniejsze sprawy na głowie. Startuję w Tour de Ski [najbardziej prestiżowa impreza w roku, porównywana z Turniejem Czterech Skoczni - rb].

Pojawiły się głosy, że być może w następnym, olimpijskim, sezonie Kowalczyk w TdS nie weźmie udziału, by przygotować się do startów w Vancouver. - Nawet jeśli odpuszczę, to nie po to, by tańczyć na jakimś balu. Pojadę trenować w góry. Zresztą mnie nigdy nie interesowały żadne plebiscyty. Zdecydowanie wyżej od zwycięstw w głosowaniach cenię sobie medale MŚ [Polka ma dwa złota w startach seniorów i cztery złota z MŚ juniorów do lat 23] - powiedziała.

Chwilę później udowodniła, jak bardzo w ostatnich dniach przewartościowała swój sposób myślenia. Zapytana, czego sama sobie życzy, po raz pierwszy od dawien-dawna nie odpowiedziała "zdrowia". Na pierwsze miejsce, i to z dalekiego, awansował "spokój". - Z ostatanich wydarzeń moje biegi po medale w Libercu były najmniej męczące, choć fizycznie wyczerpały niesamowicie - tłumaczyła.

I opowiedziała o poniedziałku, swoich 24 godzinach dwie doby po złotym medalu na 30 km w Libercu. - Chciałam mieć normalny dzień. Pojechać do Krakowa, pozałatwiać sprawy papierkowe w Związku, a później spotkać się ze znajomymi. I co? Od bladego świtu byłam śledzona, robiono mi zdjęcia zza krzaka. Wpadłam więc tylko do PZN i odwołałam spotkania, by nie narażać znajomych. Wróciłam do domu i przynajmniej wyleżałam się we własnym łóżku. Ale ja byłam, chcę być i będę biegaczką narciarską.

To leżenie we własnym łóżku, w rodzinnym domu w Kasinie Wielkiej było potrzebne, bo mistrzostwa skończyły się dla Justyny przeziębieniem. - Po sobotnim biegu na 30 km nie miałam chwili wytchnienia i szansy na przebranie się. Dostałam gorączki, zaczęłam kasłać. Na szczęścia miałam postawione bańki, udało się uciec od antybiotyków - opowiadała.

Na chorowanie nie miała za wiele czasu - we wtorek już była w Warszawie, skąd w środę rano poleciała do Finlandii - w sobotę i niedzielę w Lahti czekają ją kolejne starty w Pucharze Świata. Wczorajszy dzień zaczął się dla 26-letniej biegaczki trochę mniej intensywnie niż zwykle, ale na pewno nie później. Po siódmej rano w hotelu przy lotnisku Okęcie Kowalczyk zjadła śniadanie z prezesem PKOl Piotrem Nurowskim. Podczas posiłku dowiedziała się, że jeden ze wspierających ją od lat sponsorów "przelicytował" Polski Związek Narciarski. Firma Rafako zdecydowała się wypłacić premie wyższe niż te, które Kowalczyk dostanie ze Związku (po 30 tys. zł za złote medale i 10 tys. za brązowy).

Na spotkanie z dziennikarzami, choć w hotelu było ciepło, przyszła opatulona od stóp do głów. Na głowie miała czerwoną opaskę, szyję chronił niebieski szal. - Jeszcze nie do końca wyzdrowiałam - usprawiedliwiała się. - W weekend, w Lahti, w mistrzowskiej dyspozycji na pewno nie będę, ale źle też nie powinno być... Moim celem były mistrzostwa świata, i to mówiłam od dawna. Wypadłam w nich świetnie, a teraz nie wiem, jak organizm zareaguje na starty w PŚ

Polka jest na razie trzecia w klasyfikacji generalnej - do liderki Aino-Kaisy Saarinen traci 109 pkt, do wiceliderki Petry Majdić - 83 pkt. Nad czwartą Virpi Kuitunen ma 72 pkt przewagi. Nikt więcej się nie liczy. - To drugie miejsce jest mało prawdopodobne - kręciła smutno głową. - Petra wyzdrowiała po grypie żołądkowej w Libercu i już mi zapowiedziała, że nie odpuści. Na 99 proc. wygra dwa sprinty klasykiem... Aino-Kaisa jest mocna... Może w następnym sezonie będę lepsza? Nie wiem też, jak zareaguje organizm, czy będzie się w stanie jeszcze zmobilizować.

Zapytana o przyszłość i igrzyska olimpijskie znowu westchnęła. Bardzo ciężko westchnęła. - Przygotowania zaczynamy w połowie maja, jedziemy w wysokie góry do Sierra Nevada - mówiła. - Ale w Kanadzie może być trudno o sukcesy. Od medali w Libercu podbiegi w Kanadzie nie urosną, a tych mi tam brakuje. Trasy są za płaskie, nie ma gdzie zmęczyć rywalek. Co będzie w Vancouver, zobaczymy. Złoto olimpijskie wywalczę w 2014 roku na igrzyskach w Soczi. Tam już są porządne trasy. Byłam, widziałam i wiem, co mówię.

- Pozytywy złotego medalu? Dowiedziałam się, że w ostatnich dwóch tygodniach sprzedano o 300 proc. nart biegowych więcej niż w ostatnich dwóch latach - mówi Justyna Kowalczyk

Kowalczyk: Złoty medal będzie w Soczi - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.