MŚ w Lahti. Trener kadry Polek w skokach: żal, że związek w nas nie wierzy. Stoch i Kot też kiedyś zaczynali

- Pieniądze nie są problemem, wyjazd Kingi Rajdy na mistrzostwa świata chciał pokryć prezes klubu, w którym ona startuje - mówi Sławomir Hankus, trener kadry Polek w skokach narciarskich. Szkoleniowiec uważa, że jego podopieczne, 16-letnie Kinga Rajda i Anna Twardosz, niesłusznie nie znalazły się w polskiej ekipie na MŚ w Lahti. - Kiedy Kamil Stoch i Maciej Kot zaczynali, nikt nie mówił, że nie mają próbować, że to nie ich liga. Takie słowa nas bolą - mówi Hankus

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: podobał się Panu niedzielny mieszany konkurs skoków na MŚ w Lahti?

Sławomir Hankus: Źle mi się te zawody oglądało. Byłem bardzo rozczarowany, że siedzę przed telewizorem, zamiast w tym konkursie uczestniczyć razem z dziewczynami.

Analizował Pan wyniki, myśląc, na co byłoby stać polski zespół, gdybyśmy go wystawili?

- Nie da się od takich myśli uciec. Analizowałem już wcześniejsze wyniki, konkursu indywidualnego. To są mistrzostwa, tu - inaczej niż w Pucharze Świata - każdy kraj wystawia tylko cztery zawodniczki. Po chłodnej kalkulacji wychodzi mi, że Kinga Rajda mogłaby być w okolicach 23.-24. miejsca, a druga z naszych dziewczyn, czy by to była Ania Twardosz, czy Magda Pałasz, powinna się zmieścić w "30". Szkoda, że zarząd czy prezes Polskiego Związku Narciarskiego nie zaufał nam, że uzyskamy przyzwoity wynik. Jest żal, ale też się nie poddajemy, nie płaczemy. Patrzymy do przodu, bo potencjał mamy bardzo duży, a Kinga i Ania są jeszcze bardzo młode, mają po 16 lat.

Tylko że rywalki w ich wieku w Lahti wystartowały, zebrały doświadczenia.

- I tego nam bardzo szkoda. Oglądaliśmy zawody, widzieliśmy te dziewczyny. Były wyraźnie słabsze od najlepszych, nie miały szans, żeby dolecieć do 90. metra, ale czego się nauczyły, to ich. Nam takiej możliwości nie dano.

Gdyby Rajdę i Twardosz zestawić z Kamilem Stochem i Maciejem Kotem, to Polska mogłaby zająć miejsce w "ósemce", które dałoby zawodniczkom ministerialne stypendium?

- Liczenie z kanapy po ile byśmy skoczyli ktoś może łatwo podważyć, ale realnie patrząc na poziom zawodniczek i porównując go do poziomu Polek, to one teraz wcale znacząco nie odstają od Amerykanek. Natomiast nasi chłopcy od Amerykanów są o klasę lepsi. Zespół USA zajął ósme miejsce, nas byłoby na takie stać i ono byłoby dla nas ważnym sukcesem.

Kiedy prezes PZN Apoloniusz Tajner poinformował Pana, że do Lahti nie jedziecie i jak wyglądała ta rozmowa?

- W połowie stycznia miałem może nie zapewnienie, że pojedziemy, ale byliśmy liczeni do składu reprezentacji. Później widocznie pomysł się zmienił, o czym my nie od razu się dowiedzieliśmy. Natomiast po MŚ juniorów i po naszym starcie w Pucharze Świata w Ljubnie były jeszcze próby dołączenia nas do ekipy na Lahti, ale się nie udały, bo było już za późno, termin zgłaszania zawodników minął. Niestety, przedwcześnie podjęto decyzję, że nie jedziemy.

Czyli najpierw Was liczono, później nie liczono, a na końcu żałowano, że Was nie policzono?

- Tak to można ująć. Już na mistrzostwach świata juniorów było widać, że powinniśmy jechać do Lahti. Dziewczyny pokazały, że coś jednak potrafią. Nie odstawały wyraźnie poziomem od najlepszych.

Ile im brakuje?

- Jeśli chodzi o elitę, o Puchar Świata, to brakuje nam 10-12 metrów do najlepszych zawodniczek. Chcemy gonić, ale nie da się, bez możliwości rywalizacji. Najpierw trzeba zacząć wchodzić do "30" i atakować "20". Do tego brakuje nam dwóch-trzech metrów, naprawdę niedużo. Oczywiście dla nas, dla sztabu i zawodniczek. Bo wiemy, że zrobiliśmy postęp, że w tym sezonie odrobiliśmy pięć metrów. Niestety, dla osób patrząc z boku to wciąż dużo, bo te osoby widzą tylko, że nadal nie ma dziewczyn w "30" Pucharu Świata. Szkoda tylko, że jeśli ci ludzie tak będą patrzeć i z tego powodu nie będą dawać dziewczynom szans rywalizacji, to nasze zawodniczki nigdy się nie spełnią. Nie można nam cały czas zamykać drogi, mówić, że to jeszcze nie ten czas, nie ta liga itd. Czy Kamil Stoch i Maciej Kot w swoich pierwszych mistrzostwach świata gwarantowali, że się zakwalifikują do konkursu?

Stoch w debiucie się nie zakwalifikował, Kot awansował, za to w Pucharze Świata na punkty czekał aż cztery lata od debiutu.

- Oczywiście skoki męskie to inna bajka, tam poziom jest wyższy. Ale to nieważne, liczy się, że nikt chłopakom nie mówił, że nie mają po co próbować, bo to nie ich liga. Takie słowa nas bolą.

Rajda była na MŚ juniorów 13., a ile zawodniczek z Pucharu Świata wystartowało w tamtym konkursie?

- Obsada była bardzo mocna, w pierwszej "10" uplasowały się wyłącznie zawodniczki z czołowej "30" klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zwyciężyła Włoszka Manuela Malsiner, która teraz w Lahti była 15., srebro zdobyła Ema Klinec, która w Finlandii zajęła piąte miejsce, brąz miała Nika Kriznar, w seniorkach 13. Naprawdę dużo było nazwisk z Pucharu Świata. A na treningach Kinga wskakiwała między te zawodniczki, wchodziła do "ósemki". W konkursie się trochę usztywniła, przez brak oskakania w zawodach o stawkę. Bardzo chciała się pokazać i wyszło gorzej. Gdyby miała więcej doświadczenia z Pucharu Świata, wypadłaby lepiej.

Zobacz wideo

Za nami 18 z 19 konkursów PŚ kobiet w tym sezonie - na ile Was wysłano?

- W Lillehammer na inauguracji była tylko Kinga, tam jej niewiele zabrakło do awansu do konkursu, ale już na następne zawody nie mogła jechać. Wszyscy byliśmy jedynie w Ljubnie na początku lutego. Dziewczynom brakowało po dwa punkty, żeby wejść do tej "30", która się kwalifikowała, Rajda i Twardosz wspólnie zajęły 32. miejsce. Jeżeli w przyszłym sezonie dostaną więcej szans startów, to zaczną regularnie wchodzić do konkursów i punktować. Naprawdę nie ma sensu, żebyśmy znów jeździli na FIS Cupy, bo Puchar Kontynentalny to w skokach kobiet prawie nie istnieje, ma dwa konkursy w sezonie. W zeszłym roku Kinga cały FIS Cup wygrała, teraz jest druga w "generalce" i to się z niczym nie wiąże, nie daje nam to żadnej gratyfikacji. Pora iść dalej.

Skąd nadzieja, że PZN zacznie Was wysyłać na Puchary Świata częściej? Skoro teraz brakuje pieniędzy, to pewnie będzie brakowało i następnej zimy.

- Pieniądze nie są problemem. Środki finansowe można wygospodarować. Na przykład wyjazd Kingi Rajdy na mistrzostwa świata chciał pokryć prezes klubu, w którym ona startuje. Niestety, mimo to zarząd PZN nie wyraził zgody na jej start.

Zarząd nie lubi skoków kobiet?

- Nie wiem, oficjalna ocena jest taka, że dziewczyny nie prezentują na tyle dobrego poziomu, by startować w zawodach takiej rangi. Szkoda, że patrząc w telewizor widzieliśmy, że w Lahti skakały zawodniczki, które z naszymi przegrywają. Kinga była 13. na MŚ juniorów i nie pojechała do Lahti, bo nasz związek uznał, że jeszcze jest za młoda i za słaba, a inne związki dały szansę takim dziewczynom, które w USA nie weszły nawet do "30" [przykładem 36. na juniorskich MŚ Rumunka Andreea Diana Trambitas]. Żeby się nie okazało, że za dwa lata PZN powie "chcemy wysłać kadrę kobiet na MŚ", a my już tej kadry nie będziemy mieli, bo dziewczyny wcześniej uznają, że nie mają po co trenować.

Zanosi się na to? Zawodniczki bardzo źle przyjęły decyzję związku?

- Szkoda nerwów na coś, na co nie mamy wpływu. Dziewczynom jest przykro. Jest zawód, ale nie użalamy się, w dziewczynach jest pozytywna złość. Mobilizują się, żeby pokazać, że jednak są sporo warte.

Może trzyma je wizja startu w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich? Jest na to szansa?

- Tu są jasno i wyraźnie określone kryteria. Żeby jechać, trzeba się znajdować w najlepszej "35" światowego rankingu. Takie zestawienie układa się na podstawie w pierwszej kolejności punktów Pucharu Świata, w drugiej kolejności Letniej Grand Prix, w trzeciej - Pucharu Kontynentalnego i w ostatniej - zawodów FIS Cup. Z każdego kraju możliwość kwalifikacji mają tylko cztery zawodniczki, więc piąta czy szósta Niemka wypada, zwalnia miejsce. Nie wszystkie dziewczyny w tej "35" będą miały punkty Pucharu Świata, dlatego liczone są też punkty zdobyte w imprezach niższej rangi.

Jak dziś Polki wyglądają w takim rankingu?

- Z naszych wyliczeń wynika, że Kinga jest 39., a do 35. miejsca traci cztery punkty, które może zrobić latem w Grand Prix. Wystarczy jeden w miarę dobry start. Jest ogromna nadzieja na kwalifikację.

Rywalizacji drużyn mieszanych na igrzyskach nie będzie?

- W Pjongczangu nie, prawdopodobnie ten konkurs wejdzie do programu w 2022 roku. Najbliższa okazja do startu dla naszej drużyny mieszanej będzie za dwa lata na MŚ w Seefeld. Jeżeli tam nie wystartujemy, to już nie wiem.

A ma Pan pewność, że jeśli Rajda uzyska kwalifikację olimpijską, to na igrzyska do Pjongczangu pojedzie, że nikt nie powie "nie warto, za młoda, bez szans na dobry wynik"?

- Powiem tak: z mojego, trenerskiego punktu widzenia sytuacja jest oczywista - zawodniczka zdobywa kwalifikację, więc jedzie. Jeżeli okazałoby się inaczej, jeżeli PZN i PKOl postanowiłyby zawodniczki nie wysłać, to mógłbym spakować walizki, a skoki kobiet można by w Polsce rozwiązać. Jaki sens dziewczyny widziałyby wtedy w treningu?

Teraz sytuacja jest podobna.

- To prawda. Udział w mistrzostwach miał być nagrodą za dobrą pracę i możliwością sprawdzenia się. Ogromna szkoda, że ktoś się pomylił. Ale walczymy dalej.

Macie w ogóle w gronie działaczy PZN-u kogoś, kto Wam sprzyja? Może powinien Pan poprosić o wsparcie Adama Małysza?

- Nie mam takiej wiedzy, żeby nazwiskami mówić, kto jest, a kto nie jest za skokami kobiet. Wiem na pewno, że Adam jest za nami. Ale on nie jest osobą decyzyjną, on jest w związku ciałem doradczym, a głosuje i podejmuje decyzje zarząd. Bardzo dużo pomaga nam pan Marek Siderek. Ale w Adamie rzeczywiście nadzieja. On może nawet teraz by coś zdziałał w sprawie Lahti, gdyby nie było już za późno. Spędziliśmy z nim 10 dni na mistrzostwach świata juniorów w USA, gdzie był kierownikiem ekipy. Doskonale widział, jak dziewczyny pracują. Jeżeli ktoś go o nie zapyta, to na pewno nie powie, że są słabe, że się nie nadają. Bardzo je chwalił, mówił, że widzi w nich przyszłość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.