Paraolimpiada 2014. Bojkotu nie będzie

Minister sportu ze względu na sytuację na Krymie odwołał swój wyjazd na paraolimpiadę do Soczi. - To demonstracja polityczna, ale sportowców zawracać nie będziemy, czekali na igrzyska cztery lata - mówi Andrzej Biernat

Ośmiu polskich sportowców i 12 osób towarzyszących - trenerów, serwismenów i lekarzy - wylądowało w poniedziałek w Soczi, gdzie w piątek rozpoczną się XI Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie.

Polacy wystąpią w narciarstwie alpejskim, biegowym, biatlonie i snowboardzie. Rywalizacja ma się zakończyć 16 marca.

Impreza odbędzie się zaledwie 400 km od Krymu, gdzie od kilku dni rosyjskie wojsko przy wsparciu separatystów prowadzi działania mające na celu oderwanie półwyspu od Ukrainy. Zachód potępia Rosję, trwają zabiegi dyplomatyczne, żeby uniknąć wybuchu wojny.

Choć sytuacja jest bardzo napięta, żadna z 44 reprezentacji (w sumie 1600 osób), które planowały start, nie odwołała udziału w paraigrzyskach. Ani ze względów bezpieczeństwa, ani z powodów politycznych. Do bojkotu igrzysk nawoływały m.in. niektóre kanadyjskie media, ale minister spraw zagranicznych tego kraju zapowiedział, że sportowcy do Rosji pojadą. "Bojkot igrzysk zabolałby sportowców, a nie rosyjskich polityków" - chwalił decyzję dziennik "Calgary Sun".

Podobne podejście ma większość krajów, które nie chcą krzywdzić niepełnosprawnych sportowców, w ostatniej chwili wyciągając ich z samolotów do Soczi. Brytyjczycy zdecydowali, że wstrzymują jedynie delegację polityków, rząd Davida Camerona poprosił też o pozostanie w kraju księcia Edwarda, formalnie stojącego na czele komitetu paraolimpijskiego. Do Soczi wybierają się nawet Ukraińcy, i to bardzo liczną kilkudziesięcioosobową grupą.

- Ewentualny bojkot paraolimpiady byłby mocną deklaracją polityczną, nie czuję się władny podejmować takiej decyzji. Zostawiam to polskiemu rządowi - powiedział wczoraj "Gazecie Wyborczej" Longin Komołowski, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego, który przyznał, że dostał wiele listów z zapytaniem o ewentualny bojkot, i zwrócił się do rządu o radę, co robić. Odpowiedzi jednak nie dostał. - Sportowcy polecieli do Soczi, bo nie było sygnału ze strony rządu, żeby nie jechali. Odwołanie wyjazdu dla wielu z nich byłoby ciężkim przeżyciem, sport dla wielu z tych ludzi jest wszystkim - dodaje Komołowski.

- Nie było w rządzie rozmów o paraolimpiadzie, bo ostatnie posiedzenie Rady Ministrów odbywało się jeszcze w innym klimacie, gdy nie było tak gorąco wokół Krymu. Na pewno do tematu wrócimy na posiedzeniu we wtorek - powiedział nam Andrzej Biernat, minister sportu. - Wycofywanie sportowców nie ma moim zdaniem sensu, bo w największym stopniu uderzyłoby to w nich samych, przygotowywali się do startu cztery lata, to często dla nich najważniejszy moment w życiu, trudno ich karać za to, co dzieje się ponad ich głowami - dodaje Biernat, który tak jak Brytyjczycy, odwołał jedynie wyjazd do Soczi oficjalnej delegacji, na czele której miał stanąć. - To demonstracja polityczna, ale nie chcę w to mieszać sportowców - podkreśla minister.

Nieoficjalnie od jednego z polskich polityków usłyszeliśmy, że ponieważ paraolimpiada ma znacznie mniejszą siłę przebicia w mediach, na Zachodzie panuje przekonanie, że prezydent Władimir Putin nie zdoła jej wykorzystać w celach propagandowych tak jak igrzysk pełnosprawnych sportowców. - Wszystkim marzy się, żeby impreza przeszła po cichu i skoncentrowała się wyłącznie na sporcie - usłyszeliśmy.

A co, jeśli w trakcie trwania paraolimpiady wybuchnie wojna i na Krymie zaczną ginąć ludzie? Na to nikt nie umiał w poniedziałek odpowiedzieć - ani w Polsce, ani w innych krajach, które biorą udział w imprezie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.