Tomasz Sikora celuje w mistrzostwo

W tym sezonie najlepiej czuję się w sprincie, ale dobrze biega mi się każdy dystans. Z Korei chcę przywieźć chociaż jeden medal - mówi Tomasz Sikora przed biatlonowymi mistrzostwami świata, które jutro rozpoczną się w Korei Południowej. Z Tomaszem Sikorą rozmawia Łukasz Jachimiak

Do Korei kadra wyjechała już 2 lutego. Dlaczego tak wcześnie?

- Początkowo trener Roman Bondaruk planował trening wysokogórski. Ale w końcu uznaliśmy wspólnie, że korzystniej będzie dłużej pobyć na miejscu zawodów, dobrze poznać trasy, zaaklimatyzować się.

Ma pan problemy ze zmianą rytmu dobowego?

- Nie większe niż każdy. Po kilku dniach przyzwyczajam się do zastanych warunków. Ważniejsza była możliwość spokojnego treningu.

W Pyeongchang mieliście kilka dni tylko dla siebie czy tak jak wy pomyśleli rywale i też zjechali się wcześnie?

- Nie narzekamy, zdążyliśmy dobrze poznać trasy, okazało się, że są identyczne jak przed rokiem, na Pucharze Świata. Może te trasy nie są moimi ulubionymi, ale też nie należą do najgorszych. Problemem są właściwie chyba tylko ostre zjazdy, a to dlatego, że przez większość dnia jest ciepło, a wieczorem łapie mróz i robi się ślizgawka. My właśnie wieczorami [czasu koreańskiego] będziemy startować. Co do innych ekip, to przyjeżdżały do Korei bardzo różnie. Jedni opuszczali swe kraje 4, inni dopiero 7 lutego. Niektórzy dotarli tu prosto z obozów, inni jak my po krótkim odpoczynku. Generalnie ciężko powiedzieć, co kto robił, bo i trenerzy, i sami zawodnicy ze swych przygotowań robią wielkie tajemnice.

Po startach w Pucharze Świata miał pan chwilę na regenerację sił.

- Najpierw musiałem jeszcze ciężko popracować. Po powrocie z ostatnich zawodów PŚ w Anterselvie mieliśmy obóz w Wiśle. Po nim dostaliśmy trzy dni wolnego. Wtedy mogłem postawić narty w kąt i pobyć z rodziną. Fajnie, że akurat grali nasi piłkarze ręczni, bo było po co włączać telewizor.

Szczypiorniści pokazali, jak trzeba walczyć z Norwegami. Pójdzie pan w ich ślady i pokona Ole-Einara Bjoerndalena oraz Emila Hegle Svendsena?

- Mecz z Norwegią był niesamowity, byłem pod wielkim wrażeniem tego, co pokazał nasz zespół. Później bardzo wierzyłem w chłopaków, kiedy grali z Chorwatami, a ostatecznie cieszyłem się z ich brązowego medalu. Moim celem też jest medal, ale pokonać będzie trzeba nie tylko Norwegów, choć oczywiście Bjoerndalen to wielki zawodnik, który chce bić niesamowite rekordy, a Svendsen chyba już teraz jest od niego jeszcze mocniejszy.

Kogo jeszcze zalicza pan do najgroźniejszych rywali?

- Faworytem biegu na 20 km będzie Niemiec Michael Greis [mistrz olimpijski i mistrz świata na tym dystansie]. W każdej konkurencji namieszać mogą jego młodsi koledzy. Nie należy zapominać o Rosjanach. Mają swoje problemy, ale Maksim Czudow i Iwan Czerezow na pewno będą groźni. Konkurencja w biatlonie jest mocna, o medal nie będzie łatwo.

Dlatego trener Bondaruk mówi, że jeden medal będzie wielkim sukcesem Sikory?

- To na pewno nie jest jakiś minimalizm, tylko realna ocena trudności. Z drugiej strony w tym sezonie byłem już liderem Pucharu Świata, spełniłem jedno ze swoich marzeń, ale na tym nie chcę poprzestać. Jestem drugi, celuję w żółtą koszulkę na zakończenie sezonu. A przecież jedno z drugim idzie w parze, bo w biatlonie starty na mistrzostwach świata liczą się do klasyfikacji PŚ.

W walce o Puchar Świata trochę ułatwia panu zadanie główny konkurent. Wie pan, dlaczego Svendsen czasem wycofuje się z zawodów?

- Svendsen i Bjoerndalen znajdują się pod ciągłą kontrolą swego sztabu. Kiedy tylko poczują się zmęczeni, odpoczywają. Wszystko po to, by byli w pełni gotowi na najważniejsze starty - mistrzostwa świata i końcówkę Pucharu.

Panu nie przyszło do głowy, żeby odpocząć?

- Ja nie czułem i nadal nie czuję się na tyle zmęczony. Skoro dobrze idzie, wolę startować.

A gdyby miał pan wybrać między tytułem mistrza świata a zdobyciem Pucharu Świata, na co by się pan zdecydował?

- Ojej... Nie mam pojęcia. Od razu pomyślałem sobie, że chcę i jedno, i drugie (śmiech). Mistrzem świata już byłem, Pucharu nie miałem. Ale mimo to nie wiem, co jest dla mnie ważniejsze. Na szczęście o oba cele mogę powalczyć na trasach.

Na jakim dystansie możemy spodziewać się najlepszego wyniku?

- W tym sezonie najlepiej czuję się w sprincie, ale dobrze biega mi się każdy dystans. Pod względem biegowym moja forma jest naprawdę bardzo dobra.

Gorzej jest ze strzelaniem. Zastanawiał się pan, ile punktów i dobrych miejsc uciekło przez błędy na strzelnicy?

- Nie myślę w ten sposób, bo to nie ma sensu. Po każdym starcie jest kilkunastu zawodników, którzy mogą narzekać na swoje strzelenie. Zdaję sobie sprawę z tego, że kibice liczą moje pudła, ale zapominają o tym, że na strzelnicy mylę się nie tylko ja i że czasem też dzięki błędom innych uda mi się zająć wyższą pozycję.

Ale pan często nie trafia ostatniego strzału. To nie jest kwestia psychiki?

- Gdybym biegnąc na strzelnicę, bał się, czy strącę ostatni krążek, każde strzelanie kończyłbym nie jedną karną rundą, ale trzema czy czterema. Naprawdę strzelania się nie boję, choć przyznaję, że nie wychodzi mi ono tak dobrze, jak bym chciał.

Program zawodów

Sobota:

godz. 8.45 - sprint kobiet na 7,5 km (transmisja - Eurosport, od 8.30)

godz. 11.15 - sprint mężczyzn na 10 km (Eurosport, od 11.00 i TVP 1, od 12.15)

Niedziela:

godz. 9.00 - bieg pościgowy kobiet na 10 km (Eurosport, od 9.00)

godz. 11.15 - bieg pościgowy mężczyzn na 12,5 km (Eurosport, od 11.00, TVP 1, od 11.05)

Następne starty we wtorek

Tu pracy nie brakuje

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.