Roman Bondaruk: Sikora może się ścigać do igrzysk w Soczi

Fantastyczna forma Tomasza Sikory. Po sobotnim drugim miejscu w sprincie, w niedzielnym biegu pościgowym Polak nie dał szans rywalom podczas zawodów Pucharu Świata w Oestersund.

Tomasz Sikora: Narty same niosły do mety ?

Jakub Ciastoń: Spodziewał się pan tak rewelacyjnego startu Tomka już na początku PŚ?

Roman Bondaruk: Wiedzieliśmy, że Tomek będzie walczył o podium już po czwartkowym biegu na 20 km. Miał najlepszy czas ze wszystkich 120 zawodników, a to oznaczało, że wystarczy lepsze strzelanie i będzie miejsce w czołówce. To był jeden z najlepszych biegów Tomka w ostatnich sezonach.

Kiedy spudłował w niedzielę dwa razy i spadł na czwarte miejsce, nie stracił pan nadziei na podium?

- Nie, choć przyznaję, że serce mi zadrżało. Ale kiedy spudłował na ostatnim strzelaniu, ale wybiegł na trasę kilka sekund przed Bjoerndalenem i Svendsenem, byłem już spokojny. Wiedziałem, że nie da się wyprzedzić, bo na trzecim i czwartym kółku miał najlepszy wynik biegowy. Miał zwycięstwo wypisane na twarzy (śmiech).

Gdyby w czwartek miał jedno pudło mniej, dziś byłby liderem Pucharu Świata.

- Wiemy o tym, i oczywiście pozostaje pewien niedosyt, ale taki jest biatlon. Na tym polega fenomen tego sportu, że nigdy do końca nie wiadomo, co się stanie. Nikt nie panuje w 100 proc. nad tym, co dzieje się na strzelnicy. Dobrze, że w sobotę i niedzielę Tomek już tak nie pudłował i dwa razy stanął na podium.

Co zdecydowało, że jest w tak świetnej formie biegowej?

- Nie powiedziałbym, że to jest u Tomka coś nadzwyczajnego. On zawsze świetnie biegał, to jest jego największy atut, którym się wyróżnia w biatlonowej czołówce. Tak samo było na igrzyskach w Turynie czy w marcu tego roku w Chanty-Mansyjsku, gdy wygrał zawody PŚ. Różnica jest taka, że Tomek nigdy nie był w tak wysokiej formie już na samym początku sezonu. Zdecydowało to, że bardzo mocno pracował latem. Niedawno startował przecież nawet w zawodach PŚ dla biegaczy. Wszystko to przyniosło efekt. Na dziś Tomek jest najlepiej biegającym zawodnikiem w PŚ.

Jak duże znaczenie miało dobre przygotowanie nart przez serwismenów?

- Tomek mówił po zwycięstwie, że miał tak dobrze przygotowane narty, że na dwóch pierwszych kółkach właściwie jechał bez wysiłku. Narty same go niosły. Dobre nasmarowanie nart to w biatlonie podstawa. Nie jest tajemnicą, że od zeszłego roku mamy w kadrze wybitnego specjalistę Rosjanina Żenię Durkina, który świetnie wykonuje swoją robotę.

Czy może pan wytłumaczyć na czym polega dobre przygotowanie nart?

- Choćby na tym, że na zjazdach nie trzeba się odpychać. Można więc odpocząć i skupić się na walce przy kolejnych podbiegach. Smarowanie nart to bardzo skomplikowana sprawa. Trzeba szybko reagować na zmiany temperatury, a także wilgotności, bo od razu zmienia się przyczepność. Tomek był dziś zachwycony przygotowaniem nart, specjalnie dziękował Durkinowi za pracę. Mówił, że w ogóle nie czuł się zmęczony po zawodach, tak jak dzień wcześniej po sprincie.

Dacie radę utrzymać teraz taką wysoką formę Tomka? Najważniejszy start, czyli MŚ, jest dopiero w lutym.

- Oczywiście, że trudno będzie utrzymać Tomkowi takie bieganie na równym poziomie przez trzy miesiące. Ale będziemy się starać, żeby przynajmniej w grudniu została taka forma. A potem spróbujemy jakoś to dostosować do MŚ, żeby znów była górka. Myślę jednak, że Tomek jest w tym sezonie tak mocny, że może pokusić się o atak na podium w klasyfikacji generalnej PŚ. Zobaczymy, co pokaże w kolejnych zawodach w Austrii.

Temat kończenia kariery przez Tomka jest już chyba zamknięty.

- Rozmawialiśmy dziś trochę o przyszłości. Powiedziałem Tomkowi, żeby się na nic nie oglądał i robił swoje. Halvard Hanevold ma 40 lat i ciągle jest w czubie, więc Tomek może dotrwać nie tylko do igrzysk w Vancouver, ale też do Soczi w 2014 r.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.