Rok w biatlonie: Bjoerndalen goni Stenmarka

Dziewięciu zwycięstw brakuje Ole Einarowi Bjoerndalenowi, by pobić rekord nad rekordy Ingemara Stenmarka - 86 triumfów w zimowym Pucharze Świata

Ojczyzną biatlonu - najbardziej chyba widowiskowej zimowej dyscypliny narciarskiej - pozostają Niemcy. Telewizje zabijają się o prawa do relacji, płacąc wiele milionów euro, a potem i tak wychodzą na swoje, bo przed telewizorami zasiadają tłumy. Niemieccy biatloniści są gwiazdami mediów. Magdalena Neuner, trzykrotna mistrzyni świata z Anterselvy, od razu po zwycięstwach dostała propozycję rozbieranej sesji w "Playboyu". Odrzuciła ją, ale inne lukratywne kontrakty i tak się posypały.

W Polsce biatlon też jest popularny, o czym świadczą choćby wyniki oglądalności Eurosportu, gdzie Tomasz Sikora gromadzi nawet po kilkaset tysięcy widzów nad Wisłą, często wygrywając z piłką nożną czy sportami motorowymi.

Niestety, w 2007 r. Polacy nie zachwycili. Sikora odpoczywający po olimpijskim sukcesie zajął dopiero 18. miejsce w Pucharze Świata, najgorsze od pięciu lat. Na mistrzostwach świata w Anterselvie był najwyżej piąty. Prześladował go pech - raz zaciął się magazynek w karabinie, innym razem skrzywdzili go sędziwie, nie uznając prawidłowo oddanego strzału. Magdalena Gwizdoń początek sezonu (jeszcze w 2006 r.) miała świetny, stawała nawet na podium, ale potem zrównała się z koleżankami, czyli pudłowała na potęgę i biegała słabiutko. Ostatecznie w PŚ była 16.

Optymizmem powiało za to spoza tras biegowych - związek biatlonowy zatrudnił wreszcie latem serwismena z prawdziwego zdarzenia. Rosjanin Jewgienij Durkin, który w przeszłości smarował narty m.in. słynnej biegaczce Larisie Łazutinie, będzie zarabiał ok. 3 tys. euro miesięcznie, czyli więcej niż trener kadry Roman Bondaruk. Tomasz Sikora nie mógł się doprosić o takiego fachowca od lat.

Dostał, co chciał, ale wtedy popsuło się zdrowie. Początek tego sezonu - w listopadzie i grudniu - znów był w kratkę. Odnowiła mu się kontuzja pleców. Trener Bondaruk przebąkiwał nawet o operacji. W roku 2008 trzeba więc będzie trzymać kciuki nie tylko za Sikorę, ale także za jego zbolałe plecy.

Kto był bohaterem? Oczywiście Ole Einar Bjoerndalen, który co prawda kolejnej Kryształowej Kuli nie zdobył - PŚ przegrał minimalnie z Niemcem Michaelem Greisem, ale Norweg chyba też nie miał takiego celu. Opuścił bowiem sporą część sezonu, startując na MŚ w narciarstwie klasycznym w Sapporo.

Bjoerndalen i tak spisał się rewelacyjnie - wygrał aż dziewięć razy, w tym dwukrotnie na mistrzostwach świata. Mimo 34 lat wciąż zachwyca fantastyczną formą biegową, która pozwala mu zwyciężać mimo zupełnie przeciętych strzelań. Ale ta słabsza postawa Bjoerdalena na strzelnicy też jest przecież pozorna - Bjoerndalen po prostu śpieszy się nie tylko na trasie, ale też na strzelnicy. Celuje i strzela znacznie szybciej niż np. Tomasz Sikora. Ma więcej pudeł, ale minimalizuje straty, bo na strzelnicy jest krótko.

Norweg od lat jest ikoną sportów zimowych, ale w poprzednim roku zbliżył się na wyciągnięcie ręki do rekordu nad rekordy, osiągnięcia, które - jak wydawało się jeszcze kilka lat temu - nigdy nie zostanie poprawione. Bjoerndalenowi brakuje bowiem już tylko dziewięciu zwycięstw do pobicia rekordu 86 wygranych w zimowym Pucharze Świata, który od blisko 30 lat należy do Ingemara Stenmarka. Legendarny szwedzki slalomista wyprzedzał swoich kolegów o lata świetlne pod względem techniki i szybkości. Wydawało się, że tak wielka przepaść w sporcie już nigdy się nie zdarzy. Okazało się, że jednak jest.

Bjoerndalen ma teraz na koncie 78 zwycięstw w Pucharze Świata, z czego 77 to triumfy biatlonowe. Raz - w 2006 r. - wygrał zawody biegowe pod egidą FIS, które oczywiście też będą liczone do rekordu.

Liczba biatlonowa

50 000 - tyle kilometrów przebiegł na nartach od początku kariery Tomasz Sikora. To tak, jakby okrążył Ziemię i jeszcze pokonał dystans z Warszawy do Los Angeles. Nic dziwnego, że trochę bolą go plecy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.