Biathlon. Panika znów pokonała Gwizdoń

Magdalena Gwizdoń nieraz już na strzelnicy zaprzepaszczała szanse na dobry wynik sztafety, ale jeszcze nigdy nie zrobiła tego w tak spektakularny sposób jak w piątek. - Nie jestem na nią zła, wiem, co czuje - mówiła na mecie Weronika Nowakowska-Ziemniak. ?No to będzie publiczny lincz. Szkoda. Pamiętajcie tylko, że to Magda przez wiele lat ciągnęła kobiecy biathlon w PL? - broniła Gwizdoń na Twitterze Justyna Kowalczyk.

Zwykły kibic, nieśledzący biathlonu na co dzień, mógłby to wziąć za wypowiedź przesadnie samarytańską. W końcu cały świat widział, co zrobiła Gwizdoń. Po znakomitej pierwszej zmianie Moniki Hojnisz ruszyła na trasę jako pierwsza i jako pierwsza przed Włoszką Karin Oberhofer wpadła na strzelnicę. Tu rozegrał się jej dramat. Zarówno w pozycji leżącej, jak i stojącej mimo braku wiatru i mimo wykorzystania trzech dodatkowych nabojów nie była w stanie wyczyścić tarczy. Spudłowała dziewięć z szesnastu strzałów. Ostatecznie po pokonaniu trzech rund karnych zmianę skończyła na 21. miejscu w gronie 25 sztafet. Polki traciły wówczas już ponad dwie minuty i o jakiejkolwiek walce o dobrą pozycję nie było mowy.

Gwizdoń tradycyjnie nie skomentowała swojego występu, minęła dziennikarzy z naciągniętym kapturem i wzrokiem wbitym w ziemię. W rolę jej adwokatki wcieliła się biegnąca na kolejnej zmianie Nowakowska-Ziemniak. - Z reguły takie coś się dzieje, gdy zdarza się panika na strzelnicy. Jest myślenie "żeby tylko nie zepsuć", a jak myślisz, czego nie masz robić, to dokładnie to robisz. Człowiek czuje się podle, Magda na pewno ma się teraz najgorzej z nas wszystkich i nie mam do niej żadnych pretensji - mówiła ze łzami w oczach. Jej też zdarzało się pobiec karną rundę na sztafecie, jak każdej z polskich zawodniczek. Zepsuć trud całego zespołu. Nie da się jednak ukryć, że najczęściej taka "panika" ogarniała Gwizdoń i wszyscy byli tego świadomi już przed zawodami.

- Jakie mam przeczucia? Nie powiem, bo moje przeczucia się zwykle sprawdzają. Niestety - powiedział Tomasz Sikora jeszcze podczas treningu strzeleckiego Polek bezpośrednio przed startem, i po tych słowach byłego mistrza świata i wicemistrza olimpijskiego odczuwalna temperatura w Kontiolahti spadła od razu o kilka stopni poniżej zera. Słowa "medal" nikt głośno nie wypowiadał, ale przecież wszyscy zdawali sobie sprawę, że jest realny. Każda z Polek miała za sobą choć jeden indywidualny start podczas MŚ zakończony w pierwszej dziesiątce, a stawka faworytek wydawała się przetrzebiona. Poniżej oczekiwań startowały Norweżki, Białorusinki czy Ukrainki.

Zaczęło się świetnie. Hojnisz prowadziła, choć na pierwszym okrążeniu rywalka złamała jej kijek, a na drugim zaliczyła upadek na podbiegu. - Na rozgrzewce widziałam Monikę, jak wybiega pierwsza po "stójce", byłam w gazie, takiej pozytywnej koncentracji, a potem takie pfff i rozbiłam się kompletnie - mówiła Nowakowska-Ziemniak. Ostatecznie Polki zajęły 13. miejsce, na podium stanęły Niemki, Francuzki i Włoszki.

"No to będzie publiczny lincz. Szkoda. Pamiętajcie tylko, że to Magda przez wiele lat ciągnęła kobiecy biathlon w PL. Nie byłoby reszty bez niej" - zaapelowała na Twitterze Justyna Kowalczyk.

Sztafeta była ostatnim startem w mistrzostwach jedynie dla Hojnisz, która jako jedyna z Polek nie zakwalifikowała się do niedzielnego biegu ze startu wspólnego.

Wystąpi w nim tylko 30 zawodniczek. Pewny start mają wszystkie medalistki z Kontiolahti i pierwsza piętnastka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (Nowakowska-Ziemniak spełnia oba warunki). Grono to uzupełniły zawodniczki, które w trzech pierwszych indywidualnych startach zdobyły najwięcej punktów PŚ. Na czele tej ostatniej listy znajduje się Guzik (101 pkt), a piąta jest Gwizdoń (60 pkt). Hojnisz po nieudanym występie w sprincie była dziewiąta w biegu indywidualnym, ale 32 pkt dały jej tylko drugie miejsce na liście rezerwowych i odebrały szansę na obronę sensacyjnego brązowego medalu sprzed dwóch lat.

- Szczerze mówiąc, nie wiem, co by się musiało stać, żeby dwie dziewczyny się wycofały - mówiła Hojnisz. - Gdyby to był Puchar Świata, to może byłaby szansa, ale tu to mało prawdopodobne. Tym bardziej że to ostatni start tutaj i nie ma na co oszczędzać sił.

Z trzech Polek, które wystartują w niedzielę, największe apetyty ma Guzik. - Bardzo mocno pracowałam przed tym sezonem, a potem długo nie przynosiło to wyników. Teraz, kiedy wreszcie czuję, że jestem szybka, chciałabym, by ten sezon trwał - mówi. Jej dodatkowym atutem może być fakt, że to zawodniczka, która zawsze najlepiej czuła się, rywalizując ramię w ramię z bezpośrednimi rywalkami.

MŚ weekend: sobota 16.30 sztafeta mężczyzn, niedziela 13.30 bieg ze startu wspólnego kobiet, 16.15 bieg ze startu wspólnego mężczyzn. Transmisje w Eurosporcie i Polsacie Sport.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.