Biathlon. Dorin-Habert jak Radcliffe i inne wielkie mamy [SPORT W CIĄŻY]

Oklaskujecie francuską biathlonistkę, która, będąc w ciąży, potrafiła wypracować formę dającą jej teraz złote medale mistrzostw świata? Słusznie. Marie Dorin-Habert zapisała się w historii sportu obok innych wielkich mam. Takich, które czekając na rozwiązanie, zostawały mistrzyniami olimpijskimi albo pracowały na późniejsze zwycięstwa w największych imprezach.

We wrześniu urodziła Adele, a w marcu została podwójną mistrzynią świata , bo trenowała nawet w ósmym miesiącu ciąży. Historię Dorin-Habert opowiadają sobie ludzie z całego świata. Warto, bo pięknie pokazuje siłę człowieka. A przy tej okazji warto przypomnieć też o innych kobietach, które trenowały, a nawet startowały na wielkich imprezach, będąc w ciąży.

We dwoje od dawna

W 1920 roku jako sportowa mama zasłynęła Magda Julin. Szwedka francuskiego pochodzenia to pierwsza mistrzyni olimpijska w łyżwiarstwie figurowym. Złoto wywalczyła w Antwerpii, gdzie zimowe konkurencje rozegrano podczas letnich igrzysk. Startując w zawodach, 26-latka była w trzecim miesiącu ciąży.

Pół wieku później, w zaledwie pół roku po urodzeniu syna, do startów wróciła Irena Szewińska. Na Uniwersjadzie w 1970 roku ówczesna dwukrotna mistrzyni olimpijska sukcesu jednak nie odniosła - odpadła już w półfinale rywalizacji na 100 metrów. Nową erę w historii mam w lekkiej atletyce zawodniczki próbowały rozpocząć dużo wcześniej. Z anonimowych ankiet przeprowadzonych wśród olimpijek z Melbourne, z 1956 roku, wynika, że będąc w ciąży (w drugim, trzecim i czwartym miesiącu), startowała tam jedna kulomiotka, jedna dyskobolka i jedna sprinterka. Prawdziwy przełom nastąpił w 1983 roku. Wtedy, w zaledwie pięć miesięcy po porodzie, maraton w Houston wygrała Ingrid Kristiansen. Po sukcesie Norweżki lekarze byli już zgodni, że ciąża jest dla zawodniczek korzystna, bo powoduje fizjologiczne zmiany w organizmie podobne do tych, jakie daje doping.

Doping ciążowy był praktykowany przez wiele lat w krajach socjalistycznych. Byłe sportsmenki ze Związku Radzieckiego i NRD od lat opowiadają, jak w trakcie swych karier były zmuszane do zachodzenia w ciążę, a później do dokonywania aborcji, by mogły wystartować w zawodach, do których szykowały się, korzystając z tej formy dopingu.

Mama maratonka

Zostawmy jednak najciemniejszą stronę sportu, bo Dorin-Habert przypomniała nam przecież o przeciwnym biegunie. Na nim najjaśniejszą postacią jest chyba Paula Radcliffe. Rekordzistka świata w maratonie w 2006 roku była ostro krytykowana, gdy będąc w ciąży, trenowała jak zwykle. "O ile mi wiadomo, nikt nigdy nie pracował tak intensywnie jak ona" - mówił na łamach "New York Timesa" dr James Pivarnik w przeddzień startu Brytyjki w nowojorskim maratonie w listopadzie 2007 roku. Naukowiec z Michigan University to jeden z największych obecnie specjalistów w dziedzinie badania wpływu ciąży i porodu na organizm sportsmenek.

Czytaj też: Dr Dębska: Niektóre przyszłe matki boją się... spaceru [SPORT W CIĄŻY] >>>

Amerykańskiemu dziennikowi o programie ciążowych zajęć Radcliffe opowiedział jej mąż i trener, Gary Lough. Do piątego miesiąca Paula biegała 75 minut rano i do 45 minut wieczorem, w ostatnich miesiącach rano skróciła wysiłek o 15 minut, a wieczorem jeździła na rowerze stacjonarnym. "Ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę" - podsumowywał Lough. Sama Radcliffe, już po wygraniu wspomnianego maratonu (dziewięć miesięcy po urodzeniu dziecka!), opowiadała, jak często podczas treningów ludzie zaczepiali ją, by zapytać, czy aby na pewno wie, co robi.

Czytaj też: "Rower? Przesada" - Sportowa Kronika Ciążowa Foch.pl [SPORT W CIĄŻY] >>>

Dzięki mistrzyni maratonów biegające mamy mają teraz o wiele łatwiejsze życie. W czerwcu ubiegłego roku Alysia Montano, startując na 800 m w mistrzostwach USA, mimo ósmego miesiąca ciąży wzbudziła już tylko życzliwe zainteresowanie. "Wszystko było ustalone z lekarzem, Montano pobiegła spokojnym tempem i dostała owację, gdy daleko za rywalkami przekraczała linię mety" - pisał "Guardian" o brązowej medalistce halowych MŚ z 2010 roku.

Brzuchem w piach

Trudno uwierzyć, że swój start z lekarzem uzgadniała rodaczka Montano Kerri Walsh. Złota medalistka igrzysk olimpijskich Londyn 2012 w siatkówce plażowej o swojej ciąży opowiedziała w wywiadzie dla telewizji NBC dopiero półtora miesiąca po imprezie. - W Londynie grałam, będąc w trzecim miesiącu. Nie bałam się o dziecko, kiedy nurkowałam w piachu, by zdobyć złoto [już trzecie w karierze] - tłumaczyła.

Nie bała się też Nur Suryani Mohamed Taibi, choć o niej w trakcie igrzysk mówiły media z całego świata. Strzelczyni z Malezji wystartowała w Londynie, będąc w ósmym miesiącu ciąży (odpadła w eliminacjach karabinu pneumatycznego, a ze startu w trzech postawach, gdzie też wywalczyła olimpijską kwalifikację, zrezygnowała, uznając, że brzuch za bardzo by jej przeszkadzał). - W ósmym, na pewno w ósmym? - nie mogła w to uwierzyć Renata Mauer-Różańska. - Nie wiem, jak ona założy spodnie strzeleckie, bo przecież w ósmym miesiącu ciąży rozsuwają się biodra, nie wiem też, jak zapnie kurtkę strzelecką. Naprawdę sobie tego nie wyobrażam. Na pewno będę kibicowała nie tylko naszym zawodniczkom, ale i tej dziewczynie. Strasznie się biedna poświęca i jestem dla niej pełna podziwu. Oby tylko nic jej się nie stało. Żeby przypadkiem nie urodziła na igrzyskach, bo podczas startów olimpijskich przeżywa się naprawdę wielkie emocje - mówiła w rozmowie ze Sport.pl nasza dwukrotna mistrzyni olimpijska w strzelectwie.

Polka strzelała z dzieckiem

Chyba jeszcze ciekawszy - mimo że nieolimpijski - przykład sportsmenki, która nie mogła rozstać się ze swoim zajęciem mimo zaawansowanej ciąży, podaje dr Robert Śmigielski. - Mam koleżankę, która do dziewiątego miesiąca skakała na koniu, trenowała WKKW - mówi nam jeden z najlepszych polskich lekarzy sportowych. - Takie historie to jednak wyjątki. Zazwyczaj okres ciąży zawodniczki źle znoszą. Rzadko mogą normalnie trenować - dodaje człowiek od lat pracujący z naszymi olimpijczykami, a nawet jeżdżący z nimi na igrzyska jako szef polskiej misji medycznej.

Dr Śmigielski nie przypomina sobie ani jednej polskiej sportsmenki, która na najważniejszej imprezie startowałaby, będąc w stanie błogosławionym. - Nie kojarzę też nikogo, kto szykowałby się do igrzysk, będąc w ciąży - mówi Śmigielski.

Sama o sobie przypomina Mauer. - Natalka przyszła na świat 23 lutego 1996 roku, a w lipcu zaczęły się igrzyska - mówi. Na nich pani Renata zdobyła swoje pierwsze złoto. - Kiedy byłam w ciąży, musiałam walczyć w Pucharze Świata o punkty do olimpijskiej kwalifikacji. Startowałam do piątego miesiąca i radziłam sobie bardzo dobrze. Później zrezygnowałam, bo ruchy dziecka uniemożliwiały już spokojne strzelanie - kończy mistrzyni.

Więcej o:
Copyright © Agora SA