Narciarstwo alpejskie. "Ted Shred" wyszedł z cienia Bode Millera

26-letni Amerykanin Ted Ligety mistrzem świata w gigancie. Karierę zaczynał z napisem na kasku: "Mama i tata", bo to byli jego jedyni sponsorzy. Dziś jest milionerem.

Zwycięstwo Ligety'ego to pierwsze na MŚ w Garmisch-Partenkirchen złoto, które ani trochę nie jest niespodzianką. Amerykanin wygrał w sezonie trzy giganty Pucharu Świata, jest liderem klasyfikacji w tej konkurencji. To także pierwsze na MŚ złoto dla USA, bo Lindsey Vonn i Julia Mancuso najwyżej były drugie, a Miller przyjechał do Niemiec bez formy.

Ligety po pierwszym przejeździe był czwarty, zwycięstwo dał mu niezwykle agresywny, ale też czysty drugi przejazd. Srebro wywalczył 32-letni Francuz Cyprien Richard, który przegrał z Amerykaninem o 0,08 s. Trzecie miejsce zajął Philipp Schoerghofer (0,43 s). Austriaccy trenerzy cieszyli się z tego brązu jak dzieci, bo ich kadra jest zdziesiątkowana przez kontuzje - główny faworyt Benjamin Raich naderwał więzadła w kolanie, poza nim zabrakło jeszcze dwóch gigancistów.

Ligety wychował się w Park City w stanie Utah, pierwszy raz na stoku stał jako dwulatek, osiem lat później ścigał się już w zawodach. I straszliwie przegrywał. Wspominał, że w gigancie dla 13-latków zajął 73. miejsce ze stratą 15 s do zwycięzcy! Tym m.in. różnił się od Millera, który już jako nastolatek był szkolną gwiazdą. - Strasznie go to frustrowało, dlatego po zajęciach z młodymi chodził jeszcze wieczorami na kursy z 30 - i 40-latkami. Trenował za dwóch - opowiadał Bill Ligety, ojciec Teda. Słynną Winter Sports School w Park City, gdzie uczyła się m.in. Mancuso, a także Steve Holcomb, pilot złotej czwórki bobslejowej z igrzysk w Vancouver, Ligety kończył już z wyróżnieniem. W pierwszym sezonie PŚ na kasku miał jednak przyklejony napis: "Mama i tata", bo dla sponsorów był kompletnym anonimem. Bomba wybuchła dopiero w lutym 2006 r., gdy 21-letni Ligety stanął na starcie slalomu do kombinacji na igrzyskach w Turynie. Do prowadzącego po zjeździe Millera miał ponad 3 s straty, ale po genialnych przejazdach slalomu zwyciężył i zdobył sensacyjne złoto jako najmłodszy Amerykanin w historii. Miller został zdyskwalifikowany za najechanie na bramkę. Wtedy po raz pierwszy Ligety wyszedł z jego cienia.

Z Millerem łączy go nuta szaleństwa - jego ulubionym zajęciem na zgrupowaniach w Nowej Zelandii jest kupowanie starych samochodów i rozbijanie ich w kaskaderskich popisach. Różni ich jednak podejście do spraw poważnych - Miller wiele swoich dolarów utopił w piwie i tequili, a Ligety to sprawny przedsiębiorca - po igrzyskach w Turynie założył firmę Shred Optics, która dziś jest jednym z czołowych producentów gogli, okularów i kasków dla narciarzy i snowboardzistów. Biznes przynosi takie zyski, że Ted mógłby nie startować w PŚ. - O nie, na nartach mogę jeździć każdego dnia, nigdy się nie znudzą - mówi.

Skąd nazwa Shred? Słowo oznacza, że coś jest poszatkowane w drobne kawałki. "Ted Shred" - tak wołali trenerzy na młodego Teda, bo się przewracał, a kiedy wstawał, wyglądał jak poszatkowany. Teraz trenerzy US Ski Team mają inną koncepcję - chcą powoli zrobić z Ligety'ego supergigancistę i zjazdowca, żeby mógł w pełni zmierzyć z legendą Bode Millera.

Ligety zwycięzcą slalomu giganta ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.