Hermann Maier - Herminator - odstawił narty

- Ja nie chcę po prostu zjechać na dół, ja chcę zniszczyć wszystkie tyczki na trasie - mówił Hermann Maier. Legenda narciarstwa niespodziewanie zakończyła karierę

Kto zorganizuje zimowe igrzyska 2018? Trzech kandydatów ?

- Jesteś za niski, zbyt drobny, masz za słabe kolana, z taką budową ciała nie masz u nas czego szukać - usłyszał 15-letni Hermann od trenerów, gdy chciał dostać się do juniorskiej kadry Austrii. Próbował kilkakrotnie, zawsze mu odmawiano. Ze zwieszoną głową wracał do rodzinnego Flachau, gdzie ojciec miał szkółkę narciarską. Zimą Hermann był w niej instruktorem. Żeby mieć co robić latem, ukończył kurs murarski i trafił do firmy budowlanej. Przez sześć lat trudnił się układaniem cegieł. Po 12-14 godzin dziennie.

Murarska kariera Maiera została przerwana gwałtownie 6 stycznia 1996 r. Był tzw. forerunnerem w gigancie Pucharu Świata we Flachau. Jako zawodnik lokalnego klubu przecierał trasę dla alpejskich gwiazd. Ktoś zmierzył mu czas. Miał 12. wynik i spisał się lepiej niż większość zawodowców. Wreszcie dostał powołanie. - 26 października 1995 r. o 15.30 - odpowie potem na pytanie dziennikarzy, kiedy murował ostatnią w życiu cegłę.

Po raz pierwszy wygrał w lutym 1997 r. w Garmisch, w supergigancie. Potem triumfował w tej konkurencji jeszcze 23 razy. Wicekról tej szybkościowej konkurencji Pirmin Zurbriggen wygrał ich "tylko" 10. - Ja nie chcę po prostu zjechać w dół, ja chcę zniszczyć wszystkie tyczki na trasie - rzucił Maier po jednym ze zwycięstw. - Nie pamiętam narciarza, który jeździłby tak agresywnie, znajdował zawsze najkrótszą drogę. On jest z innej planety - mówił Stephan Eberharter, najlepszy po Maierze Austriak w tamtym czasie.

Rywale nazywali go bestią, zwierzęciem, bo na mecie potrafił ryczeć jak lew na polowaniu. Rozdzierał kombinezon, pokazywał gołą klatę i krzyczał: - Jestem Herman Maier! Jestem najlepszy! Był arogancki, szorski, mówił mało, ale dosadnie. - Chcę zostać proboszczem Flachau. Ministrantem już byłem - odparł pytany, o czym jeszcze marzy po dwóch złotach MŚ w Vail.

Ryzykowana jazda owocowała spektakularnymi upadkami. Ten najsłynniejszy miał miejsce podczas zjazdu na igrzyskach w Nagano w 1998 r. Maier stracił równowagę przy prędkości 120 km/godz., przekoziołkował kilkanaście razy, przeleciał sto metrów, przebijając siatkę zabezpieczającą, i wylądował głową w śniegu. Makabra. - On chyba nie żyje - powiedział jeden z komentatorów telewizyjnych. Maier wstał, otrzepał się ze śniegu i o własnych siłach zjechał na dół. 72 godziny później zdobył złoto w supergigancie. Wyprzedził Didiera Cuche'a o 0,6 s. Po kolejnych trzech dniach wygrał gigant. Nad Eberharterem miał blisko sekundę przewagi. Trafił na okładkę "Sports Illustrated". Gratulacje przysłał m.in. Arnold Schwarzenegger. - Może Terminator nakręci o mnie film - żartował Maier. To wtedy zaczęto go nazywać Herminatorem. Maier polubił to przezwisko. Na swojej stronie internetowej do dziś kończy wpisy słowami "Mit herminatorischen Grüssen".

Rok później Schwarzenegger przyjechał zobaczyć Maiera na żywo w Vail. Herman wygrał, wieczorem spotkali się w knajpie przy czymś mocniejszym. Ktoś rzucił pomysł, by sprawdzili się w siłowaniu na rękę. Terminator przegrał z Herminatorem.

W 2001 r. Maier był bogiem. Zdobył Kryształową Kulę za PŚ z przewagą blisko 800 pkt nad Eberharterem. Odniósł 13 zwycięstw w sezonie, co udało się dotąd jedynie Stenmarkowi. W sierpniu, tuż po powrocie z lodowca w Chile, miał wypadek na motocyklu. Wjechał w niego 70-letni kierowca. - Uratujcie moją nogę - błagał chirurgów przed narkozą. Operacja trwała siedem godzin. - Noga została praktycznie zmielona. Poza wielokrotnym otwartym złamaniem kości pozrywane zostały niemal wszystkie mięśnie. Rany były tak rozległe, że musieliśmy dokonywać przeszczepów skóry. Szok operacyjny był dla organizmu tak wielki, że w pewnym momencie przestały pracować nerki - opowiadał doktor Arthur Trost. W trakcie operacji lekarze długo rozważali amputację, ostatecznie nogę uratowali. - Narty? Zapomnijcie. Będzie musiał od nowa uczyć się chodzić - powiedział Trost dziennikarzom.

Przez półtora roku Maier walczył o powrót na stok. Zamiast piszczela prawej nogi do dziś ma 32-cm tytanową śrubę, wokół której tworzą się kostne narośle. Jego łydka przypomina bardziej zmutowanego kalafiora niż ludzką kończynę. Wbrew ostrzeżeniom lekarzy już kilka miesięcy po operacji przypiął sobie do nóg narty. Początkowo biegowe, później, gdy dostał od sponsora specjalny but na uszkodzoną nogę, także zjazdowe. Latem 2002 r. wznowił treningi z austriacką ekipą. Prawą nogę złamał jeszcze raz, długo się przyzwyczajał, ale się nie poddał.

W styczniu 2003 r., 16 miesięcy po wypadku, wygrał supergigant w Kitzbühel na uznawanej za najtrudniejszą na świecie trasie Streif biegnącej z Koguciego Grzebienia. Następnego dnia nie było na świecie gazety, która nie pisałaby o tym na pierwszej stronie. - Nie mogę w to uwierzyć - mówił Maier, a z jego oczu leciały łzy. Wypadek go zmienił. Odtąd już nigdy nie był bestią. Wyciszył się, nabrał pokory, ale determinacji i chęci do ciężkiej pracy nigdy mu nie zabrakło. W 2004 r. człowiek z tytanową śrubą w nodze zwyciężył po raz czwarty w klasyfikacji generalnej PŚ. Wyczyn ten jest uznawany za jednej z największych powrotów w historii sportu. To wtedy Maier opublikował wspomnienia "Wyścig mojego życia".

Po wypadku triumfował w PŚ 12 razy, zdobył cztery medale MŚ i olimpijskie. Ostatni raz na najwyższym stopniu podium stanął 20 listopada 2008 r. w Lake Louise. W ostatni wtorek niespodziewanie zakończył karierę. Jeszcze tydzień wcześniej udzielał wywiadu dziennikowi "Der Standard", w którym opowiadał, że przygotowania do igrzysk w Vancouver idą bardzo dobrze. - Zawsze podejmowałem decyzje spontanicznie. Uznałem, że to koniec. Jestem zdrowy, w pełni sił. To dobry moment, by odejść - powiedział na konferencji 36-letni Maier, z trudem powstrzymując łzy.

Szukasz pracy? Zimowe Igrzyska Olimpijskie Vancouver 2010 ogłaszają nabór ?

Markku Datler, dziennikarz "Die Presse"

Maier, zaczynając karierę, miał 24 lata. Wiele osób w Austrii uważa, że gdyby wcześniej poznano się na jego talencie, wygrałby nie 54, ale 60-70 zawodów. Gdyby nie wypadek z 2001 r., być może mógłby się ścigać ze Stenmarkiem pod względem liczby zwycięstw w PŚ. Odszedł, bo ze swoim menedżerem uznali, że tak będzie najlepiej. Noga Maiera ciągle się odzywała, musiał przechodzić dodatkowe zabiegi. W marcu miał artroskopię kolana. Operacja się udała, ale testy na śniegu już nie. Czasy były najwyraźniej dużo gorsze od oczekiwań. Nie chciał być zapamiętany z miejsc w trzeciej dziesiątce. Choć od dawna zajmował dalsze lokaty, trudno nam wyobrazić sobie teraz pisanie o nartach bez Maiera. Nie podjął jeszcze decyzji, co dalej. Nasza federacja i sponsorzy kochają go bezgranicznie, nie dadzą mu zginąć bez względu na to, czy zamarzy mu się bycie trenerem, czy start w rajdzie Paryż - Dakar. Cały czas nie wykluczamy też, że za rok zmieni zdanie i wróci choć na jeden, ostatni sezon.

Wszystko o sportach zimowych znajdziesz tutaj ?

Andrzej Bachleda, najlepszy polski alpejczyk, dwukrotny medalista MŚ

Maier był wyjątkowy, wszystko robił po swojemu. Zapadał w pamięć, bo miał tę swoją chropowatą, twardą osobowość. To był prosty austriacki góral o twarzy, która nie kryła może wielkiego intelektu, ale na nartach jeździł genialnie. Miał absolutnie wyjątkowe czucie śniegu. Widziałem w swoim życiu może dwóch ludzi, którzy potrafili podobnie precyzyjnie przykładać nartę do śniegu w każdym momencie na trasie - byłego mistrza olimpijskiego z Innsbrucka François Bonlieu i Ingemara Stenmarka. Obaj mieli inną posturę niż Maier, a Stenmark jeździł tylko konkurencje techniczne, ale czuli śnieg perfekcyjnie. U Maiera zawsze uderzał ten kontrast - twardej osobowości i miękkiej jazdy. Tego nie da się nauczyć, z tym trzeba się urodzić. Dziś jest 15 narciarzy w szybkościowych konkurencjach na wyrównanym poziomie. Ale podobny do Maiera jest tylko Didier Cuche. To też taki "kołek", ale tak wielkiego talentu jak Maier nie ma. Najlepiej zapamiętam oczywiście Nagano. Byłem wtedy na igrzyskach z synem [Andrzej Bachleda junior zajął 5. miejsce w kombinacji]. Nigdy nie zapomnę, jak Maier wyciągnął palec w górę, by pokazać, że żyje po upadku. Wypadek z 2001 r. przeszkodził w karierze, ale nie sądzę, by Maier mógł doścignąć Stenmarka. Pamiętajmy, że Szwed nazbierał ponad 80 zwycięstw w czasach, gdy były tylko trzy konkurencje - zjazd, slalom i gigant, a Maier miał cztery i właśnie w tej nowej, czyli supergigancie, był najlepszy. W zakończenie kariery tak do końca nie wierzę. Justine Henin i Kim Clijsters w tenisie też niby kończyły, ale zaraz wracały. To jest czasem taki grymas. Może Hermann jeszcze wróci.

 

Tak jeździł Hermann Maier

 

przez aprica71

HERMINATOR W LICZBACH

2

złote medale olimpijskie - za gigant i supergigant w Nagano (1998). Do tego srebro w supergigancie i brąz w gigancie z Turynu (2006)

3

razy był mistrzem świata - w supergigancie i zjeździe w Vail (1999) i w gigancie w Bormio (2005)

4

razy wygrał klasyfikację generalną PŚ. Pięciokrotnie triumfował tylko Marc Girardelli

6

zwycięstw odniósł na najtrudniejszej trasie w Kitzbühel

24

wygrane supergiganty to rekord tej konkurencji

28

lat czekali Austriacy na zwycięstwo rodaka w klasyfikacji generalnej PŚ. Triumf Maiera w 1998 r. był pierwszym od 1970 r., gdy zwyciężył Karl Schranz

50

mln euro zarobił na kontraktach sponsorskich według austriackiej prasy

54

razy wygrał w sumie zawody PŚ. Na liście wszech czasów wyprzedza go jedynie Ingemar Stenmark (86). Za nim są Alberto Tomba (50), Girardelli (46) i Pirmin Zurbriggen (40)

Koniec kariery Maiera ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA