Justyna Kowalczyk: Postaram się wszystko naprawić

Z każdej strony próbuje się nam wmówić, że srebrny i brązowy medal to porażka. I ja tego wmawiania nie wytrzymywałam. Trener mnie uspokajał, ale efekt był odwrotny od zamierzonego. Wciąż jednak ufamy sobie z trenerem bezgranicznie. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam w sporcie, ile będę w stanie startować. Ale wiem, że tak długo, jak będę potrafiła biegać na nartach, będę współpracować z trenerem Wierietielnym. - mówi ?Gazecie? i Sport.pl Justyna Kowalczyk.

W czwartek Polka startowała na drugiej zmianie sztafety 4x5 km ( Polki zajęły szóste miejsce ), w sobotę czeka ją bieg na 30 km techniką klasyczną.

Kilka dni temu Kowalczyk zarzuciła dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej z Kanady - od grudnia chorej na astmę Norweżce Marit Bjorgen - nieuczciwość i stosowanie niedozwolonych środków dopingowych usprawiedliwionych astmą właśnie. Rozmawialiśmy po środowym treningu. Zrelaksowana Kowalczyk nie przypominała już nieufnej, zestresowanej zawodniczki z początku igrzysk.

Rozmowa z Justyną Kowalczyk

Robert Błoński: Nie żałuje pani swoich słów o Bjorgen?

Justyna Kowalczyk: Nie. Powiedziałam prawdę prosto z mostu. Dyplomacji w tym nie było za grosz, ale nie uważam, bym przesadziła. Wielu ludzi z różnych państw gratulowało mi odwagi. W końcu ktoś się głośno odezwał w kwestii, o której po cichu szepce się po kątach. Może igrzyska nie są najlepszym momentem na wywoływanie takiej kampanii, ale przecież "skubnęłam" Marit po tym, gdy wygrała sprint. Powiedziałam: "Muszę pogodzić się z tym, że ona jest bardzo chora, choć na taką nie wygląda. Trochę było mi przykro, samemu będąc zdrowym i silnym, przegrać z chorym". Wtedy sprawa się rozeszła. Kiedy po biegu łączonym Bjorgen odezwała się, że powinnam być zdyskwalifikowana za rzekome oszustwo, coś we mnie pękło. Porwałam się z motyką na słońce. Wiem, że nie będzie żadnej reakcji. Potraktuje się to jak pyskowanie dziewczynki z Polski. Uważam, że jako jedna z najlepszych biegaczek świata, miałam prawo się odezwać.

Za rok mistrzostwa świata w Oslo.

- Świetnie, wie pan, jaka będę tam zmotywowana? Tylko będę musiała bardzo uważać. Wokół Holmenkollen jest długa trasa, która wiedzie przez las (śmiech).

Bjorgen twierdzi: "Kowalczyk nie umie przegrywać".

- Po biegu łączonym przyszli do mnie ludzie z norweskiej ekipy i powiedzieli, że nie chcieli składać żadnego wniosku o dyskwalifikację i odebranie mi medalu. Przeprosili za swoje media.

Doktor Jarosław Krzywański z polskiej misji olimpijskiej mówi, że nie ma o co robić szumu.

- Wiem, że tak mówi, wiem, dlaczego tak mówi. I wiem, że nie chce powiedzieć całej prawdy. Dalsze drążenie tej kwestii nie ma sensu. Co chciałam, to już powiedziałam. A co sobie ludzie pomyśleli - mnie nie interesuje.

Powiedziała to pani w trakcie igrzysk, i to po przegranych biegach z Bjorgen.

- Było mi bardzo przykro przegrać, to fakt. Każdemu by było. Umiem świetnie finiszować, ale z niektórymi nie miałam szans, bo miały więcej tlenu w płucach, a ich mięśnie na ostatnich metrach były mniej zakwaszone od moich.

Najwięksi specjaliści od astmy twierdzą, że wziewne preparaty nie poprawiają wydolności.

- Gdybym ja albo np. Sylwia Jaśkowiec zażyła tego specyfiku przed startem, byłaby dyskwalifikacja. Dlaczego preparat znajdujący się w tych specyfikach jest bardzo wysoko na liście zakazanych leków? O czym my mówimy. Nie zaszkodzi ani nie pomoże to chyba tylko piwo wypite dzień przed startem.

Słowenka Petra Majdić twierdzi, że dobrym pomysłem byłoby zbadanie wszystkich w jednej i tej samej klinice na jednakowych zasadach.

- Zgadzam się. Może okazałoby się, że nie cała Norwegia jest chora?

Skoro rozmawiamy o wszystkim, proszę powiedzieć, czy naprawdę nie dogadujecie się z trenerem Aleksandrem Wierietielnym i ciągle dochodzi do spięć między wami? Trener mówił, że iskrzyło.

- To wszystko prawda. Zupełnie się nie dogadujemy. Trwają nieustanne kłótnie, nie ma między nami porozumienia. Nic w sporcie nie osiągnęliśmy, a już start na igrzyskach w Vancouver to kompletna porażka i katastrofa. I dlatego, jak tylko się skończą, stoczymy z trenerem pojedynek na miecze. Będzie pan sekundantem? (śmiech). To wszystko jest jedną wielką głupotą. Rozumiemy się z trenerem jak zwykle, czyli doskonale. Na początku było nerwowo, nawet bardzo nerwowo. Tak jest zawsze tuż przed i na początku wielkich imprez. Chcieliśmy osiągnąć w Vancouver jak najwięcej. Nie ukrywaliśmy jednak, że będzie ciężko i - niestety - było. Czasem nerwy puściły mnie, czasem trenerowi. Poświęciliśmy przecież całe życie, żeby zdobyć tu choć jeden medal. Już mamy dwa i jesteśmy przeszczęśliwi. A to jeszcze nie koniec igrzysk.

Tyle że z każdej strony próbuje się nam wmówić, że srebrny i brązowy medal to porażka. I ja tego wmawiania nie wytrzymywałam. Trener mnie uspokajał, ale efekt był odwrotny od zamierzonego. Wciąż jednak ufamy sobie z trenerem bezgranicznie. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam w sporcie, ile będę w stanie startować. Ale wiem, że tak długo, jak będę potrafiła biegać na nartach, będę współpracować z trenerem Wierietielnym.

Oczekiwania złotego medalu były ogromne.

- Wiem i o to złoto walczyłam. Ale dlaczego kibice nie słuchali tego, co mówiliśmy od roku? Kiedy zobaczyłam te trasy po raz pierwszy rok temu, naprawdę się rozpłakałam. Ukrainka Wala Szewczenko też - to nie trasy dla nas. A gdzie jest świetna Finka Aino-Kaisa Saarinen, której profile pasują trochę bardziej niż mnie? Niestety, jak się nie umie jeździć szybko na ostrych zakrętach, to tutaj wiele się nie osiągnie. Znam się na biegach narciarskich i nieprzypadkowo obiecałam złoto, ale za cztery lata w Soczi.

Nie ma w pani ani grama niedosytu?

- Nie ma, naprawdę. Bardzo się z tych medali cieszę. Ludzie z innych ekip nam gratulowali, pytając, jak tego dokonałam na tych trasach? Najwięcej niezadowolonych jest w Polsce. I to jest najbardziej przykre, że ludzie odebrali te medale jak porażki.

A przecież poza moimi trzema medalami olimpijskimi i czterema krążkami Adama Małysza w Polsce przez tyle lat nie zrobiono nic, by sporty zimowe miały odpowiednią rangę. Adam to seryjny mistrz, pozostałe medale olimpijskie były jednorazowymi wyskokami. Ja już mam trzy, dwa zdobyte na jednych igrzyskach, i jest źle. Ludzie, gdzie ja żyję? Jak wygrałam tutaj medale, ciągle słyszałam: "W porządku, Justysiu, ale rok temu w Libercu...". Tam, na innych trasach, zdobyłam dwa złote medale. Tu spadła na mnie krytyka po wydarzeniach, które uczyniły mnie szczęśliwą i spełnioną. Wszyscy żądali zwycięstw, a sportowiec nie zawsze potrafi temu podołać. Może, gdyby igrzyska były gdzie indziej...

Widzę, że jest pani w świetnej formie. Uśmiechnięta, cierpliwa.

- Zwykle taka jestem. Teraz to już mi się tylko chce śmiać, bo różne rzeczy dochodziły do mnie z Polski. Fizycznie też czuję się znakomicie, a środowy upadek na treningu nie miał znaczenia. Po prostu ryzykowałam mocno na zjazdach i dlatego wyrżnęłam na ziemię. Inaczej jednak nigdy nie nauczę się zjeżdżać. Nie jestem dobra na zjazdach i zakrętach, żeby to poprawić, muszę dużo trenować. Ale jak nie upadnę, to się nie nauczę. Potłukłam się, ale w trakcie startów adrenalina jest tak wysoka, że nic mnie nie będzie bolało.

W sobotę bieg na 30 km techniką klasyczną.

- Fajny bieg się zapowiada, aż chce mi się biec. Postaram się walczyć o medal. Żeby tylko pogoda była dobra, żeby nie było loterii ze smarowaniem. Jeśli spadnie śnieg i temperatura będzie w okolicy zera, to źle. Jestem w Kanadzie w życiowej formie. O dziesięć procent lepszej od tej z Liberca. To dla mnie piękny sezon, prawdopodobnie w marcu w Falun wszyscy będziemy się cieszyć z Pucharu Świata.

W ostatnich latach, jeśli kończyłam trzydziestkę, to byłam wysoko. Wypada się pomodlić, żebym doleciała do mety (śmiech). Czeka mnie półtorej godziny bólu, ale jak nie będzie wywrotki czy innego zdarzenia losowego, dobiegnę do końca.

Zmęczona jest już pani igrzyskami?

- Zmęczona monotonią. Mam wrażenie, że jestem tutaj ze dwa miesiące, a 10 km "łyżwą" biegłam kilka tygodni temu. Chcemy już do siebie, do Europy. Tam wszystko mamy poukładane po swojemu. W Vancouver niewiele wiedzą o biegach narciarskich.

Trener Wierietielny mówi, że psychicznie te igrzyska znosi najgorzej ze wszystkich, na których był.

- W ogóle mu się nie dziwię. Nie powiem teraz, o co dokładnie chodzi, ale i ja się do tego przyczyniłam. Choć akurat do różnych moich zachowań przez te dziesięć lat już się przyzwyczaił. Postaram się wszystko naprawić. Jest naprawdę dobrze.

Wygraj Ligę

"Wygraj Ligę" - największy piłkarski konkurs w Polsce - wystartował! To już 18. edycja gry, w której bierze udział nawet kilkadziesiąt tysięcy drużyn. Stwórz własny zespół, załóż lub dołącz do ligi prywatnej, rób transfery, ściągaj sponsorów. Zagraj i "Wygraj Ligę"!

Zwycięzca zdobędzie 10 000 zł , ale pula nagród to aż 25 000 zł. Zapraszamy do gry.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.