Doping u Therese Johaug. "Cała sprawa rozbija się o trzy litery: B O L". "Wystarczyłoby, żeby Therese Johaug choć raz zerknęła na napis na tubce". "Nie sprawdzałam, bo nie musiałam"

Lekarz wpędził ją w kłopoty, dając steryd. Związek narciarski nie zadbał, żeby ją dobrze przeszkolić w sprawach dopingu. I tylko Therese Johaug jest niewinna, a cierpi - tak wyglądała jej obrona podczas rozprawy dopingowej. Za około miesiąc się okaże, czy sędziowie się z nią zgodzili. To będzie arcyważny wyrok dla świata sportu

Trójka sędziowska norwerskiej federacji sportu (NIF) wie już wszystko, co chciała wiedzieć i teraz zbierze się by uzgodnić werdykt, opracować jego uzasadnienie i ogłosić. Jak obiecał sędzia Ivar Solberg, powinni to zrobić nie później niż za miesiąc. Od ich orzeczenia zależy, czy kariera Therese Johaug tylko ostro wyhamuje, ale zdąży przyspieszyć na igrzyska 2018 w Pjongczang, czy też zatrzyma się na dłużej. Dyskwalifikacja do 14 miesięcy, a taką proponuje norweska agencja antydopingowa, to będzie tylko wyhamowanie. Każda dłuższa już grozi tym, że ta kariera straci tempo bezpowrotnie. A Johaug jeszcze nigdy nie została indywidualnie mistrzynią olimpijską. Zdobywała złoto tylko z drużyną. To jedyny ważny tytuł, jakiego jej brakuje.

Kto robi kanapki, kto czyta etykiety

Ale po dwóch dniach przesłuchań, analiz, pytań, czytania relacji o tym, jak się szkliły oczy Therese Johaug i łamał głos byłemu lekarzowi kadry Fredrikowi Bendiksenowi, obserwatorowi tego procesu na stadionie Ullevaal w Oslo zostaje w głowie jeszcze jedno - oprócz tego o wysokość kary - pytanie: jak to możliwe, że te wszystkie norweskie złota ostatnich lat wykuwały się w takim chaosie? Jak to możliwe, że przez siedem ostatnich lat budowaliśmy sobie obraz reprezentacji, której się udaje wszystko, która od igrzysk w Vancouver wpędza rywali w coraz większe kompleksy, która ma najwięcej pieniędzy, w której są nawet pracownicy do robienia kanapek podczas Tour de Ski, żeby zawodnicy sycili głód w porę? Skoro z tych dwóch dni rozprawy wynika, że tam właściwie nic nie działa, a ludzie od kanapek powinni zostać przesunięci choćby do czytania etykiet leków?

Lekarz: Ostrzeżenie na pudełku? Myślałem, że to taka szata graficzna

Therese Johaug to najlepsza narciarka ostatnich mistrzostw świata, ostatnich Pucharów Świata, ostatnich Tour de Ski, ale lekarz, który ma dbać o jej zdrowie na letnim zgrupowaniu, najpierw zapomina zabrać z Norwegii leku na oparzenia, potem bierze lek z polecenia włoskiej aptekarki i go nie sprawdza. Tylko ogląda pobieżnie, ale mimo 30-letniego doświadczenia w sporcie nie kojarzy nazwy clostebol ze sterydem anabolicznym. Choć, jak mówił prowadzący rozprawę sędzia Solberg, nie ma substancji która kończy się na -bol a nie jest anabolikiem. B O L. "O te trzy litery rozbija się sprawa Johaug", napisał komentator "Dagbladet". Lekarz nie rozpoznał też na opakowaniu napisu "DOPING" wpisanego w czerwony znak zakazu. - Nie wychwyciłem, że to ostrzeżenie, myślałem że taka jest szata graficzna opakowań leków we Włoszech. Dopiero podczas konferencji prasowej po ogłoszeniu, że u Therese wykryto clostebol, gdy podeszła do mnie dziennikarka telewizyjna i pokazała mi zdjęcie tego ostrzeżenia, dotarło do mnie co to oznacza - mówił Bendiksen.

"Od czterech miesięcy próbuję zrozumieć: dlaczego to zrobiłem?"

Doktor nie tylko nie udzielał wywiadów przed i po przesłuchaniu, ale nie zgodził się nawet na fotografowanie. Był bliski płaczu podczas zeznań i raz jeszcze wziął całą winę na siebie. - Od czterech miesięcy próbuję zrozumieć, dlaczego, mimo że przeczytałem na opakowaniu leku "clostebol acetate", nie skojarzyłem tego z niedozwoloną substancją - mówił Bendiksen. Tłumaczył, że szukał na pęknięte usta Johaug jakiegoś leku antybakteryjnego, aptekarka długo nie mogła nic znaleźć i gdy wreszcie znaleźli antybakteryjny składnik w Trofoderminie, zlekceważył inne składniki.

Johaug nie sprawdziła. Bo nie wiedziała, że trzeba

A dlaczego Therese Johaug sama nie sprawdziła leku? Bo nie wiedziała, że powinna. Tak wynika z rozprawy, bo z wywiadów Therese wynikało, że sprawdza nawet herbatę. Therese mówiła też podczas rozprawy, że nie zrobiła w porę kursu antydopingowego, bo związek narciarski to zaniedbał. Gdy okazało się drugiego dnia rozprawy, że związek nie zaniedbał i przypominał o tym specjalnym mailem, Therese odpowiedziała, że w takim razie jej przykro, ale ten mail jej umknął. A w dniach kiedy były spotkania w sprawie kursu, był też dzień dla sponsorów związku, a ona jest wtedy zajęta od rana do wieczora.

Kurs antydopingowy? Dzień po ogłoszeniu wpadki

Ten kurs można jednak zrobić samodzielnie, przez internet, trwa 30 minut. I Johaug w końcu ten kurs zrobiła: dzień po ujawnieniu swojej dopingowej wpadki. A razem z nią zrobili kurs niemal wszyscy inni norwescy kadrowicze. Bo też zlekceważyli wcześniej prośbę związku. Dopiero po ogłoszeniu, że u Johaug wykryto clostebol, szefowie związku wreszcie byli stanowczy i dali im 48 godzin na wywiązanie się z tego. Mimo, że już w lecie 2016 ujawniono, że Martin Johnsrud Sundby, czyli Norweg który królował w męskich biegach jak Johaug w kobiecych, miał wpadkę dopingową, bo lekarz źle mu dobrał lek na astmę. Ale dopiero po przypadku Johaug były szkolenia, a już w 2017 związek dopisał do kontraktów z narciarzami nowy punkt: że mają też sami sprawdzać, co biorą. Choć to się wydaje tak oczywiste jak to, że mają przypinać narty.

Aplikacja antydopingowa WADA? Nie chciała się zainstalować

Johaug w ogóle nie miała w kontrakcie punktu o sprawdzaniu, nie miała też w telefonie antydopingowej aplikacji WADA, mimo że związek polecił ją zainstalować. - Próbowałam ją ściągnąć, ale działała wtedy tylko na IPhony, a ja mam Huawei z Androidem. Wiem że innym narciarzom z kadry też nie chciała się zainstalować - tłumaczyła Johaug sędziom. Przypomnijmy, to wszystko działo się podczas rozprawy, której sednem była ocena, czy Johaug dopełniła starań, by się uchronić przed nieświadomym zażyciem dopingu, czy nie dopełniła. Bo nie znalazły się żadne poszlaki, że to mogło być tylko maskowanie poważnego dopingu używaniem kremu z clostebolem. Jeśli to było zażycie nieświadome, to grozi za nie kara od roku do dwóch lat. Gdyby było świadome - od dwóch do czterech.

Marit Bjoergen: zrobiłabym wszystko jak Therese

W tym chaosie, jaki się wyłania z zeznań Johaug i świadków, jest tylko jedna rzecz święta: należy słuchać poleceń lekarza kadry. 20 lipca ujawniono, że Sundby stracił Puchar Świata i zwycięstwo w Tour de Ski, bo lekarz męskiej kadry co najmniej dwa razy źle dobrał dawkę Ventolinu do nebulizatora, ale 5 września Therese Johaug zaczęła kurację kremem z clostebolem, nie zważając na nic poza zaleceniami lekarza. Nie zauważyła "DOPING" na pudełku, które szybko wyrzuciła, nie doczytała do końca ulotki. - Dochowaniem staranności jest w tym przypadku zapytanie lekarza kadry. Therese nawet nie miała obowiązku przyglądania się opakowaniu - mówił adwokat biegaczki Christian Hjoert. - A gdyby pani jednak przeszła w porę ten kurs, to zachowałaby się pani inaczej, dostając Trofodermin? - dociekał sędzia Solberg. - Nie, nadal słuchałabym lekarza, bo on jest tu ekspertem - odpowiadała Johaug. A wtórowała jej Marit Bjoergen, wezwana jako świadek obrony. - Zrobiłabym wszystko tak jak Therese. W stu procentach ufałabym lekarzowi kadry, zwłaszcza takiemu jak Fredrik Bendiksen. Znam Therese od 2007 roku, zawsze była bardzo sumienna, dobrze zorganizowana i pozytywnie nastawiona do różnych aktywności antydopingowych. Zaufałabym lekarzowi tak samo jak ona. Dziś już mamy wyraźnie nakazane, żeby leki sprawdzać też samemu, ale nadal najlepszym źródłem pozostaje lekarz - mówiła Bjoergen.

"To, że jesteś w kadrze i masz lekarza, nie jest żadnym usprawiedliwieniem"

Przez całą rozprawę nie pojawiło się ze strony Johaug żadne "a może", żadne "gdybym". Nie, wszystko w sprawie Trofoderminu zrobiła od początku do końca jak należy. A to że siedzi teraz w sali na stadionie Ullevaal i musi to tłumaczyć jest jakimś absurdem, mówiła.

- Wystarczyłoby, żeby Therese Johaug zerknęła na pudełko, a nie siedzielibyśmy tutaj. To niezrozumiałe, jak sportowiec zarabiający miliony mógł zignorować takie podstawowe zabezpieczenie. Każdego dnia na tubce, którą brała, Therese Johaug mogła zobaczyć: clostebol. To, że się jest w kadrze i ma się w niej lekarza, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Mówimy o mistrzyni olimpijskiej i świata, powinna takie rzeczy wiedzieć - mówił w wystąpieniu zamykającym proces Nils Kiaer, przedstawiciel norweskiej agencji antydopingowej, czyli formalnie: oskarżyciel w tej rozprawie. Kiaer bronił propozycji agencji, że najlepsza będzie w tym przypadku kara 14 miesięcy. Zgodził się z obroną, że zasada proporcjonalności kary do winy jest ważna. I on tę proporcjonalność zastosował, ale w wytyczonych przez WADA ramach kary: od roku do czterech lat za takie przewinienie. - Nie da się w tej sprawie zejść poniżej 12 miesięcy. W ostatnich latach wymogi zostały uściślone i tylko dwa razy się zdarzyło, że Trybunał Arbitrażowy w Lozannie (TAS) zszedł z karą poniżej wymaganego przez WADA minimum - mówił Kiaer, podkreślając, że werdykt sędziów będzie bardzo ważny dla świata sportu, bo dotyczy fundamentalnej zasady odpowiedzialności sportowców za to, jakie substancje przyjmują.

Sędzia pyta adwokata: a dlaczego Sundby był winny?

Trójka sędziowska wydając wyrok musi brać pod uwagę, że zbyt łagodna kara zostanie oprotestowana przez Międzynarodową Federację Narciarską lub WADA. I protest nie musi trafić do apelacji w norweskiej federacji sportu, może od razu do TAS. Sędzia Solberg przypominał Johaug i jej adwokatowi, że w podobnych sprawach TAS nie orzekał kar niższych niż 16 miesięcy (taka kara oznaczałaby dla Johaug, że do igrzysk nie zdążyłaby się zakwalifikować). A w ostatniej godzinie rozprawy, w czwartek, pytał adwokata narciarki, co sądzi o sprawie Sundby'ego. - Dlaczego TAS uznał, że Sundby był współwinny, choć przecież lekarstwa przedawkował przez pomyłkę lekarza? - Tam była kwestia używania nebulizatora poza szpitalem, takie użycie powinno być sygnałem ostrzegawczym dla sportowca. Poza tym, tam kuracja była stała, a tutaj było tylko przejściowe smarowanie ust maścią. Nebulizator wymusza większą ostrożność niż tubka kremu - odpowiadał Hjoert. Ale występujący po nim Nils Kiaer przypomniał w imieniu oskarżycieli jeden szczegół. - Adwokat cytując orzeczenie TAS pominął ważny fragment: Trybunał wytknął Sundby'emu, że polegał tylko na fachowości lekarza, a nie sprawdził sam przepisów WADA - mówił Kiaer. Niedługo później rozprawa się skończyła. Ale trudno sobie po tych dwóch dniach wyobrazić, że ciąg dalszy w apelacji nie nastąpi.

Ana Ivanović zakończyła karierę! Zobacz jej najpiękniejsze zdjęcia [GALERIA]

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.