Sport. Biegi narciarskie i astma. "Można być astmatykiem i wielkim sportowcem. Bo astma ma wiele postaci. Natomiast podawanie leków osobom zdrowym jest nie do obrony"

- Norwegowie nadużyli czegoś, co miało pomagać chorym. Ale to nie oznacza, że wolno nam tych prawdziwych astmatycznych sportowców odsyłać na paraolimpiady. Bycie wielkim sportowcem i astmatykiem jest do pogodzenia. Ruch jest lekiem - mówi profesor Radosław Gawlik, alergolog ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalista od astmy, lekarz Otylii Jędrzejczak, w czasach gdy z tą chorobą zdobywała medale igrzysk i mistrzostw świata

Paweł Wilkowicz: Jest jakiś powód, dla którego przepisałby pan zdrowemu lek na astmę?

Radosław Gawlik: Nie.

A prewencyjnie zdrowemu sportowcowi wyczynowemu? Też nie?

Nie. Nie ma czegoś takiego jak prewencja astmy u osób zdrowych. Jest prewencja u chorych. Setki tysięcy chorych na astmę biorą leki, żeby lepiej znieść wysiłek. Czy ten wysiłek to bieganie na nartach, czy przeniesienie czegoś ciężkiego w pracy - nieważne. Biorą leki, żeby lepiej żyć. W tym sensie to jest prewencja: ochrona przed napadem duszności. Przed skurczem oskrzeli, utrudniającym prawidłowy oddech. I można to nazwać prewencją. Ale to po prostu leczenie. Natomiast mówienie o zapobieganiu astmie u zdrowych przez podawanie takich leków jest po prostu nonsensem.

To zacytuję panu Vidara Loefshusa, szefa norweskiej kadry biegów, w której leki na astmę podawano - jak wyszło na jaw latem 2016 roku - również zdrowym. "My tego nie podajemy na astmę, to jest błędna interpretacja. My to podajemy żeby dbać o układ oddechowy biegaczy. Płuca to ich najważniejsze narzędzia pracy i trzeba się upewnić, że są właściwie wentylowane. Ci ludzie będą mieli życie po karierze i to życie musi być jak najlepsze".

Jeśli ktoś się nie zna na medycynie to może takie rzeczy opowiadać.

Loefshus sugeruje, że to raczej świat się nie zna, a Norwegia jest tu w awangardzie.

Norwescy lekarze znają się na leczeniu astmy i nigdy nie słyszałem ,żeby proponowali profilaktyczne stosowanie betamimetykow u osób zdrowych. Nigdy nie słyszałem, żeby któryś z nich mówił to, co teraz ten działacz kadry.

Czyli Loefshus nie ma racji?

Nie ma. I powinien ważyć słowa, bo słuchając czegoś takiego młody sportowiec może dojść do przekonania, że powinien też tak robić. Że powinien brać leki, które są mu absolutnie niepotrzebne. Substancja chemiczna zarejestrowana jako lek ma w dokumentach rejestrowych precyzyjnie opisane, w jakich sytuacjach ją stosujemy. Do jakich schorzeń, zaburzeń lek ma wskazania. I co do tego panuje zgoda lekarzy i naukowców z całego świata. Sytuacja którą pan Lofshus opisał, nie kwalifikuje się do użycia leku przeciwastmatycznego.

Zobacz wideo

Nawet leku takiego jak Atrovent, czyli tego który najczęściej podawano zdrowym w norweskiej kadrze? Ten lek w ogóle nie znajduje się na liście zabronionych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA), niezależnie od podanej dawki. Sztab norweskiej kadry opisał go w mediach jako "trochę mocniejszy niż syrop na kaszel". Zdrowi sprinterzy dostawali go między eliminacjami a wyścigami, przez nebulizator, w norweskim tirze serwisowym.

To porównanie do syropu na pewno efektownie wypada w mediach. I pewnie o to chodzi. Ale nawet tego Atroventu nie powinni podawać. Ja wiem, że pogoń za medalami ma wielu kibiców, że skala publicznego potępienia takich praktyk jest mniejsza niż była. Ale tego po prostu robić nie wolno. Co z tego że Atroventu nie ma na liście? To lek, który moze nie być obojętny dla organizmu. Nie otwierajmy furtek. Lek może nie być na liście zakazanych, ale i tak szkodzić zdrowiu. A celem WADA jest nie tylko ściganie oszustów, ale ochrona zdrowia sportowców.

To może, jeśli ma chronić zdrowie, w ogóle znieść możliwość stosowania takich leków? Dla wielu osób to jest niepojęte: jak można być chorym na astmę i uprawiać z sukcesam tak katorżniczy sport jak właśnie biegi narciarskie?

Oczywiście że można być astmatykiem i jednocześnie wielkim sportowcem. Dlatego w sprawie Norwegów trzeba mocno wyważać racje. Eliminować nadużycia, takie jak podawanie leków osobom zdrowym, ale nie stygmatyzować ludzi z astmą. Bo się cofniemy do medycznego średniowiecza. Do czasów, gdy dzieciom z astmą mówiono: nie zgrzej się, bo się przeziębisz, nie męcz się, nie ruszaj się. I do tego obowiązkowo zwolnienie z wuefu. To było bardzo złe podejście. Nie ma lepszego leku w astmie niż ruch i wysiłek fizyczny. W rozsądnych dawkach. Dostosowanych do indywidualnych możliwości.

W rozsądnych dawkach. A my mówimy o dawkach ekstremalnych, o sporcie wyczynowym. I to jest właśnie nie do pojęcia. Od razu się w dyskusjach pojawiają opowieści: ja mam astmę i się duszę przy byle wysiłku, a Bjoergen jak biega. I że to musi być jakieś naciągane.

Astma jest chorobą heterogenną. Astma ma wiele postaci. Jest astma alergiczna, jest astma wysiłkowa, aspirynowa itd. A człowiek, na szczęście, nie jest maszyną. Nie każdy ma takie same parametry, nie na każdego lek działa tak samo. Tutaj dwa dodać dwa nie zawsze jest cztery. Nie wszystkich chorych da się lekami doprowadzić do takiego stanu, żeby mogli uprawiać sport. Ale wielu nie tylko może, ale i powinno go uprawiać. Tak się przecież zaczęło wiele karier: astmatycy, zachęceni do regularnego wysiłku, choćby do pływania, wciągali się w to bardzo mocno, a że mieli talent, zostawali wielkimi mistrzami. Tak było z Markiem Spitzem, który był astmatykiem od dzieciństwa. Tak było z Otylią Jędrzejczak. Robertem Korzeniowskim itd. Dopuszczenie w sporcie leków na astmę wynikało ze szlachetnej, pięknej motywacji. Chory ma pozwolenie na lek, żeby w dniu zawodów móc funkcjonować jak w każdy normalny dzień. Nie po to, żeby brał dwa razy więcej leku. Żeby brał tyle, ile normalnie. Tak otwarto drzwi wyczynowego sportu dla ludzi chorych. Czy to było dobre? Tak. Ale wątpliwości się pojawiły, gdy inni zauważyli, że ta grupa chorych na astmę jest skuteczniejsza w zdobywaniu medali niż ludzie zdrowi. Z badań wynika, że odsetek astmatyków wśród medalistów olimpijskich bywał nawet dwa razy większy niż odsetek astmatyków wśród wszystkich startujących w igrzyskach.

Od kiedy to jest badane, czyli od igrzysk 2002 w Salt Lake City ten odsetek astmatyków wśród medalistów zawsze był wyższy niż odsetek astmatyków wśród startujących. Dwukrotnie wyższy był w igrzyskach zimowych, bo w nich jest proporcjonalnie więcej konkurencji wytrzymałościowych niż w igrzyskach letnich. To jak tu nie nabrać wątpliwości, że przepisy są złe i nieuczciwi ludzie to wykorzystują?

To niekoniecznie jest wykorzystywanie złych przepisów. Raczej nadużywanie dobrych. I mówię tak mimo że jestem bardzo nieufny wobec tego, co się działo w norweskiej kadrze. Myślę, że zebrała się tam grupa ludzi, którzy byli gotowi wycisnąć z przepisów co się da. Jeśli w dniu sprintów cała grupa zawodników siedzi z nebulizatorami i podaje im się różne leki na astmę, to jest to dla mnie po prostu ustalona taktyka i służy wynikowi sportowemu, a nie zdrowiu. Niemożliwe, ze cała grupa zdrowych osób potrzebuje tego samego leku. To choćby z punktu widzenia epidemiologii jest jakaś aberracja: tyle osób z jednej grupy chorych na chorobę, która nie jest zakaźna? Źle to wygląda. Ale to że z reguł wprowadzonych w dobrej intencji mogło powstać jakieś wynaturzenie, nie oznacza, że mamy przemilczać korzyści. A dopuszczenie leków na astmę bardzo poprawiło opiekę zdrowotną nad sportowcami i to w sposób którego się pewnie mało kto spodziewał. Dziś wiele leków na astmę jest już dozwolonych przez WADA i nie potrzeba na nie specjalnych zezwoleń terapeutycznych (TUE). Ale kiedyś było inaczej. I kiedy przed igrzyskami 2002 w Salt Lake City wprowadzono te tak krytykowane dziś TUE, i określone wymogi ich przyznawania, w przypadku astmy - specjalne testy (kiedyś wystarczało zwykłe zaświadczenie lekarza - red.), wszyscy reprezentanci kraju w danym sporcie zaczęli być poddawani badaniom wydolnościowym. I dopiero wtedy zaczęliśmy zwracać uwagę na zaburzenia oddechowe u sportowców. Już nie tylko kardiologiczne, jak wcześniej, ale i oddechowe. I okazało się nagle, ku ogólnemu zdziwieniu, że naprawdę wielu sportowców ma takie problemy. Tylko nikt ich wcześniej pod tym kątem nie badał.

Pan badał wówczas polskich pływaków.

To byli czołowi zawodnicy, wielu reprezentantów kraju. Nie wszyscy mieli idealne wyniki. Był tam przypadek chłopaka, który gdyby był leczony wcześniej, może zostałby mistrzem świata. Bo miał wyniki badań jak chory na astmę, a w ogóle się nie leczył. To był przypadek średniociężkiej astmy, a on w ogóle nie wiedział o chorobie. W sporcie wytrzymałościowym! Było takich kwiatków więcej. W brytyjskich badaniach aż 40 procent wioślarzy miało zaburzenia typu astmatycznego. Skurcze oskrzeli, zwłaszcza po wysiłku. I nikt tego wcześniej nie wychwycił, nikt ich nie badał, nikt nie pomógł. Polscy pływacy byli pierwszą grupą polskich olimpijczyków, która miała TUE, w oparciu o wymagane badania czynnościowe układu oddechowego.

Jak można było nie zauważyć wcześniej, że wytrzymałościowiec ma astmę?

Można było. Ten wspomniany pływak po prostu się zaadaptował się. Przez trening. Tak dobrym lekiem bywa wysiłek. U młodych osób, regularnie ćwiczących, pojawia się taki mechanizm adaptacji, że dopiero przykładając słuchawkę do klatki piersiowej usłyszeć, że coś się tam dzieje niedobrego.

Doktor Janusz Jurczyk, jeden z polskich specjalistów od astmy i sportu, mówił mi, że ludzie się dziwią, jak Marit Bjoergen może uprawiać sport z 20-procentowym skurczem oskrzeli, a jemu się trafił polski olimpijczyk, który miał blisko 40-procentowy skurcz. I długo nie wiedział że ma astmę.

Potwierdzam, może to był nasz pływak. Finalista mistrzostw świata. Miał 37-procentowy skurcz. I był w czołowej ósemce na świecie. Gdyby wiedział wcześniej... Nie chciałbym żeby efektem dokonanej w ostatnich latach liberalizacji przepisów dotyczących leków antyastmatycznych był spadek liczby specjalistycznych badań sportowców. Nie trzeba już TUE na wiele leków, więc spada też liczba badań spirometrycznych. Czyli możemy założyć, że przybywa sportowców nieleczonych. A ten nasz pływak dzięki badaniom i wychwyceniu astmy znacząco poprawił komfort życia. Bo to, że się zaadaptował, nie zmienia faktu że i tak przed leczeniem nie oddychał pełnymi płucami.

Co to znaczy konkretnie: zaadaptował się?

Przyczyną skurczu oskrzeli jest nadmierna wentylacja. I zmiana jej szybkości i wielkości. Czyli gdy ktoś zrywa się nagle do szybkiego wysiłku, zwłaszcza bez rozgrzewki, ryzyko skurczu rośnie. Stąd astmatykom zaleca się bardzo staranne rozgrzewki, oraz dbanie o odpowiednie schłodzenie po wysiłku. Ten mój pływak właśnie tak wykształcił swój mechanizm adaptacji, że wytrenował przejście ze spokojnej do gwałtownej wentylacji, przyzwyczaił do tego organizm. Kolejnym bodźcem do skurczu oskrzeli są warunki, w jakich sportowcy wykonują wysiłek. Czyli albo zimne powietrze, albo zanieczyszczone, albo pyłki u osób uczulonych. Kolarze górscy, gdy jeżdżą wiosną, wiedzą, w których konkretnie rejonach mogą mieć problemy. A w sportach zimowych niska temperatura zagraża bardziej tym którzy są narażeni na długotrwały wysiłek. Wystarczy porównać odsetek astmatyków u skoczków narciarskich i u dwuboistów klasycznych. Skoczkowie mają niski procent występowania powysiłkowego skurczu oskrzeli. Czyli rzadko zapadają na astmę wysiłkową.

Astma wysiłkowa, to jest właśnie choroba Marit Bjoergen i wielu innych biegaczy, nie tylko z Norwegii.

Trzeba ten rodzaj astmy odróżnić od astmy, występującej od dzieciństwa. Ja ten powysiłkowy skurcz nazwałem astmą zawodową. Tak jak piekarz może mieć astmę piekarza, od pracy w trudnych warunkach, tak sportowiec może rozwinąć od pracy w trudnych warunkach astmę sportową. Astmę zawodową.

Jest astma piekarza?

Tak, to jeden z bardziej klasycznych przykładów astmy zawodowej. Konsekwencja uczulenia na mąkę. Pływacy na przykład mają narażenie na chlor większe niż pracownicy zakładów celulozowych. Gdyby pan przebywał sześć godzin dziennie na basenie, przez kilka tygodni intensywnie się wentylując, ryzykowałby pan problemy z drogami oddechowymi.

I tutaj właśnie się gubię. Wielu sportowców, jak Otylia Jędrzejczak, trafiło na pływalnię jako dzieci, żeby nauczyć się lepiej oddychać i dzięki temu lepiej żyć z astmą. Oni wskoczyli do basenu chorzy i wysiłek jest dla nich lekiem. A inni wskoczyli do basenu jako zdrowi, a mogą wyjść chorzy. Dla nich wysiłek okazał się przyczyną choroby. To samo z biegaczami narciarskimi. To jest najbardziej nie do pojęcia dla laika.

Pierwsze zastrzeżenie: astmatyków kierowano bez zastrzeżeń do pływania w czasach, gdy woda jeszcze nie była tak powszechnie chlorowana. Dziś są kraje, w których się zabrania małym dzieciom przebywać dłużej niż godzinę tygodniowo na basenie z chlorowaną wodą. Bo konsekwencją mogą być problemy oddechowe. Chodzi o dzieci do lat trzech. Drugie zastrzeżenie: różne są mechanizmy astmy i powysiłkowego skurczu oskrzeli. W badaniach fizjologicznych czy czynnościowych trudno rozróżnić te dwie jednostki. Ale mechanizm jest różny. Powysiłkowy skurcz oskrzeli występuje w biegach ponad wszelką wątpliwość: narażenie na zimne powietrze, albo zanieczyszczone powietrze. Nie bez powodu FIS określił minimalne temperatury powietrza, ponizej których nie można organizować zawodów. Jeśli się jeszcze do tego startuje z infekcjami, przy przeziębieniu, bo szkoda nie pobiec, gdy się tyle trenowało... Z normalnej pracy człowiek wziąłby zwolnienie i się wygrzał, ale tutaj trudniej odpuścić. A wysiłek bywa ekstremalny. I to wszystko może źle działać na oskrzela. Może źle działać, ale nie musi. Powtórzę jeszcze raz: to są sprawy indywidualne. Wróćmy do Otylii: ona miała astmę od dzieciństwa. Ale zbliżone objawy, oraz nieprawidłowe wyniki badań uprawniające do stosowania leku może mieć też ktoś po dwóch tygodniach bardzo intensywnego treningu, w czasie infekcji kiedy to oskrzela są w jakimś sensie uszkodzone.

Pewnie to właśnie mieli na myśli działacze norweskiej kadry, mówiąc, że zdrowym podają lek nie na leczenie astmy, tylko dla ochrony przed zniszczeniem dróg oddechowych, albo dla łagodzenia skutków tego zniszczenia.

Ale nawet jeśli się zdarzą takie uszkodzenia, to mówimy o sprawach odwracalnych. W kadrze pływaków po intensywnym wysiłku rzeczywiście występowało podrażnienie dróg oddechowych. Ale z czasem mijało. To już mądrość trenera, żeby tak ustawił trening, by mieli czas się zregenerować. Powtórzę: lekarz nie dostrzeże tutaj reguły wymagającej zastosowania takich leków. Może fizjolog dostrzeże, trener dostrzeże, ale lekarz nie.

To gdzie jest granica, za którą się taki powysiłkowy skurcz staje astmą wysiłkową i można dawać leki?

Decyduje powtarzalność i częstość występowania. Trzeba podchodzić do każdego człowieka indywidualnie. Jeśli mielibyśmy te skurcze oskrzeli stopniować, to pierwszym stopniem jest narażenie na jakieś czynniki drażniące. To jest zmiana przejściowa, odwracalna. Jak po paleniu papierosów. Drugi stopień to jest zmiana zapalna w oskrzelach, stan który się utrzymuje, i tutaj mogą pomóc wziewne sterydy. To jest taka nadreaktywność oskrzeli. Ona jest cechą pacjentów astmatycznych. Ale u nich jest cechą stałą. A dla innych może być przejściową. Jeśli dla kogoś jest stałą, to ma astmę wysiłkową i powinien być leczony. Co ciekawe, z badań fińskich naukowców wynika, że po karierze takim sportowcom astma wysiłkowa się cofa. Zaprzestają pracy w warunkach narażających na chorobę i sytuacja wraca do normy. Dlatego i lekarz musi decydować indywidualnie, i sportowiec sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy warto cierpieć i się narażać dla sportu. Niektórzy uważają, że warto i to jest ich wybór. Nie wolno im odmówić leczenia. Żużlowiec wie że może się połamać, nawet zabić, ale decyduje się jeździć.

Nie wolno odmówić leczenia chorym, to jasne. Ale co z tymi którzy chcą być chorzy bo uważają że branie leku na astmę da im przewagę? Sterydy plus betamimetyki udrażniające drogi oddechowe, to działa na wyobraźnię.

Stosowaniewziewnych leków na astmę dla zawartych w nich kortykosterydów nie przynosi sportowcowi efektu anabolicznego I w tym znaczeniu nie ma dla sportowca wielkiego sensu. Bo tam steryd występuje w dawkach minimalnych. Sterydy mają tu działanie ochronne. Kiedyś leczono w astmie tylko objaw, czyli skurcz. Pacjent dmuchnął sobie np. salbutamolu, czyli rozszerzającego oskrzela betamimetyku i biegł dalej. A w latach 90. weszły do użycia sterydy, małe dawki, które mają wniknąć do nosa czy oskrzeli i działać miejscowo przeciwzapalnie. Oczywiście początkowo wszyscy chcieli tylko taki lek, który przyniesie natychmiastową ulgę. Trudno ich było przekonać, żeby brali regularnie lek przeciwzapalny zawierający steryd, to z czasem zamiast 10 napadów w roku będą mieć zero napadów. Ale w końcu leki się przyjęły i to jest ogromny sukces. Pacjenci już wiedzą, że warto. Jeszcze 20 lat temu były szpitalne oddziały leczenia ciężkich napadów astmatycznych. A dziś już nie ma takich oddziałów w Europie, nie potrzebujemy ich. A to dzięki wziewnym glikortykosterydom. Liczba pacjentów z ciężką astmą znacznie zmalała.

Sterydu jest w takim leku za mało, by dopingował. Ale co z betamimetykiem, czyli tą substancją która rozszerza oskrzela?

Betamimetyk w tabletkach działa anabolicznie i tu nie ma dyskusji. One były stosowane w tabletkach jeszcze jakieś 10 lat temu. Ale my mówimy o formie wziewnej, tylko taka jest dozwolona u chorego na astme. Oczywiście wziewnie też można przekroczyć dawkowanie i mieć efekt anaboliczny. Poprawę motoryki, siły. Ale w naprawdę dużych dawkach. Końskich. Tak kulturyści podtrzymują efekt działania normalnych sterydów. Najpierw się nimi naszpikują, a potem miesiąc przed zawodami przestają to brać i biorą końskie dawki leków astmatycznych. Do 20 wdechów dziennie. To jest dawka zagrażająca życiu. Receptory beta, na które działają te mimetyki, znajdują się w oskrzelach, ale i w sercu. W oskrzelach rozkurczają, w sercu przyspieszają jego akcje. Te w oskrzelach się w pewnym momencie nasycą i większego rozkurczu już nie będzie. Większa dawka wpłynie już tylko na serce. Zdarzają się pacjenci, którzy już po sześciu wdechach dziennie odczuwają kołatanie serca. Branie 20-30 wdechów ociera się o samobójstwo.

Czyli taki lek pomaga w sporcie, czy nie pomaga?

To właśnie od dawki zależy, czy betamimetyk jest jeszcze leczniczy, czy już nieuczciwie wspomagający. Ale umiemy już oznaczać w moczu metabolity tych betamimetyków, które WADA dopuszcza w określonej dawce (salbutamol, salmeterol, formoterol - red.). I w moczu od razu będzie widać, kto stosował leczniczo, a kto w takiej dawce, która miała być wspomaganiem. I można go zdyskwalifikować za doping, już mu papiery chorego na astmę nie wystarczą, ani TUE jeśli np. wziął 12 wdechów jednego dnia. Ale np. terbutalina, powszechny w leczeniu astmy betamimetyk nie ma określonych jeszcze limitow dawkowania i stężenia w moczu

A dopuszczalna dawka nie pomoże zdrowemu w osiąganiu lepszych wyników? To skąd w takim razie tylu chętnych na leki?

Trenujący z osobą chorą na astmę, która osiąga sukcesy, mogą w końcu zapytać panie doktorze, a my nie moglibyśmy też tak? Wygrywalibyśmy jak ona. Moje stanowisko w takich przypadkach było: nie, nie moglibyście. Ale może gdzie indziej było inaczej i stąd obecna sytuacja. Było przyzwolenie lekarzy, trenerów, to brali. Na pewno po takim leku się lepiej oddycha. Ale w badaniach naukowych nie udowodniono, aby dawki terapeutyczne, tych kilka wziewów, do czterech, poprawiało wydolność. Tak mogą działać wyższe dawki leku, ale nie te terapeutyczne. Nie znam badań, które by udowodniły coś innego. Rozmowy z Justyną Kowalczyk trochę wątpliwości jednak u mnie zasiały. Na tym poziomie wyczynu, jeśli się poprawi oddech, to być może zyskuje się metr czy dwa, które mogą decydować o sukcesie. Tylko obawiam się, że nie jesteśmy w stanie tego zmierzyć, za dużo jest czynników. Pamiętam rozmowę z Justyną na ten temat. "Panie doktorze, jeśli mu się po wziewie lepiej oddycha, to on musi lepiej biec". Niby musi, a jednak to nie wychodzi w badaniach.

Duński badacz Morten Hostrup mówi, że działania u zdrowych nie trzeba szukać w płucach, tylko w mięśniach, na które takie leki działają jak strzał adrenaliny: stawiają je w gotowości. I utrzymują się w organizmie dłużej niż adrenalina.

Z tego co ja wiem to akurat te betamimetyki które są stosowane dzisiaj do leczenia astmy nie mają takiego działania, o ile są w określonych dawkach. Tak mógłby zadziałać np. clenbuterol, który też jest betamimetykiem, ale zakazanym w każdej dawce, bo działa mocno anabolicznie. Natomiast opublikowano w tym roku pierwsze badania wykazujące, że zastosowanie ponad czterokrotnej jednorazowej dawki formoterolu (składnik Symbicortu - red.), czyli podanie na raz maksymalnej dopuszczalnej dawki dobowej (ten lek powinno się stosować dwa razy dziennie po dwa wziewy, każdy po 12 mikrogramów, a w badaniu podano na raz 54 mikrogramy, limit dobowy dopuszczony przez WADA - red.) zapobiega zmęczeniu mięśni podczas sprintu. Pytanie tylko, czy takie podanie na raz nie skończyłoby się pozytywnym wynikiem testu.

Problemy dopingowe Martina Johnsruda Sundby'ego wzięły się właśnie z tego, że Ventolin, lek z salbutamolem, lekarz norweskiej kadry podał mu przed startem w dawce dobowej. Źle wymierzył dawkę do nebulizatora, dlatego był pozytywny wynik. Ale pytanie, po co w ogóle tak ryzykował, skoro ma chodzić tylko o wyrównanie szans ze zdrowymi.

Choremu te leki pozwalają uprawiać sport i w tym kontekście pomoc w poprawie wydolności jest oczywista: chory ma skurcz, lek rozkurcza oskrzela, organizm jest lepiej dotleniony - to znaczy tak jak u osoby zdrowej. A zdrowy? Może mu się wydawać, że po tych lekach ma większy komfort, ale to wcale nie oznacza, że będzie miał lepsze wyniki.

No dobrze, ale co z takimi którzy w myśl wyznaczonych norm astmatykami nie są, ale jednak skurcze oskrzeli mają, i to kilkuprocentowe?

I to jest dylemat. Nie odpowiem. Definicja medyczna mówi, że żeby być uznanym za chorego na astme , trzeba mieć objawy oraz nieprawidłowe wyniki spirometrii np. co najmniej 12 procent i odwracalność skurczu. Jeśli ktoś ma siedem procent, nie spełnia kryteriow.

Może o to się właśnie toczy gra? Kiedyś tacy sportowcy byli poszkodowani przez system, bo nie mogli dostać TUE. Ale teraz te leki nie są już zakazane przez WADA i lekarz może wypisać receptę.

Jednorazowo dostęp do tych leków nie jest specjalnie skomplikowany, trudniej o niego gdy stosuje się go przewlekle. Rzeczywiście te kilka procent poprawy może oznaczać lepszy wynik. Ale z kolei nie ma medycznych wskazań do wdychania leku przez osobę zdrową. System zakładał uczciwość, a to zostało nadużyte. Z drugiej strony, są takie kraje na świecie, w których astmy w sporcie nie ma w ogóle. Nie ma i już. Jak gdyby oni przylatywali z innej planety. Tak jest w Rosji i w Chinach. Nie ma tam sportowców astmatyków. Ani w Pekinie 2008, ani w Londynie 2012 Chiny i Rosja w ogóle nie występowały o astmatyczne TUE dla swoich sportowców. I to też jest bardzo zła informacja, bo to znaczy że chorzy sportowcy nie są tam leczeni.

To jak z tego wszystkiego wybrnąć?

Zaufać fachowcom, lekarzom, tym którzy obserwują pacjenta. Jednorazowe badanie nie wystarczy. Takie jedno badanie może wykazać chwilową nieprawidłowość, która da podkładkę do długiego - przez kilka miesięcy - stosowania leków. A to mogła być sprawa przejściowa. Dlatego podnośmy głośno sprawę uczciwości i etyki. Mam nadzieję że komisja która teraz bada sprawę możliwego nadużywania leków w norweskich biegach, powie po zakończeniu prac jasno: może to nie łamie przepisów, ale jest nieetyczne i robić tak nie wolno. Bardzo jestem ciekawy jej werdyktu. Trzeba dać jasny sygnał. Inaczej ten system się zdegeneruje.

Perikles Simon, niemiecki specjalista do spraw dopingu, były doradca WADA, mówi że im dłużej się zajmuje ściganiem dopingu, tym bardziej nabiera przekonania, że jednak trzeba znieść system TUE i dopuszczać do zawodowego sportu tylko zdrowych. Sport, mówi, i tak jest okrutny i z zasady wyklucza słabych.

Wszystko pięknie, ale jak my potem zachęcimy młodych ludzi z problemami zdrowotnymi, żeby się ruszali? Oni też chcą mieć marzenia. Nie wolno ich stygmatyzować. Nie wolno ich lekką ręką odsyłać na paraolimpiady. Zgadzam się, różnica między zdrowym podejściem do leków na astmę a ich nadużywaniem dla sukcesów i zysków jest dosyć płynna. A jeszcze gdy szefowie, trenerzy, namawiają: rób tak, to będziesz mieć lepszy wynik, to można ulec. I zamiast leczyć, można marnować czyjeś zdrowie. Tylko czy na pewno nie da się z tym walczyć ścigając nadużycia, a nie rozmontowując cały system? Na astmę cierpi coraz więcej osób, u dzieci to jest najczęstsza z chorób przewlekłych. Jeśli zachęcimy je do sportu, to w niektórych przypadkach możemy nawet zrezygnować z inhalatorów. To jest wielka rzecz. Zdrowotnie, społecznie. Nie wyrzucajmy tego do kosza tylko dlatego, że ktoś w Norwegii przesadził.

Sezon 2016/17 Pucharu Świata w biegach narciarskich rozpocznie się 26 listopada w fińskim Kuusamo

Najgorsze dopingowe tłumaczenia sportowców. Seks oralny, 40 zjedzonych cielaków. Dziennie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.