Ostatni taki Tour de Ski. Jak się pożegna Justyna?

W Nowy Rok początek Tour de Ski. Justyna Kowalczyk chce się dobrze pożegnać z wyścigiem, który wygrywała częściej niż ktokolwiek inny. Ale czy to oznacza miejsce blisko podium?

Dziesięć dni, osiem etapów, mnóstwo wspomnień. I dobrych, i dramatycznych. W żadnym innym momencie tego sezonu nie będzie tak mocno biło po oczach, że coś się w naszych biegach narciarskich kończy. To w Tour de Ski Justyna Kowalczyk rządziła najdłużej. Mogło być różnie w mistrzostwach świata i na igrzyskach, ale nie na Alpe Cermis. Tutaj kiedyś dawała pierwszy raz znać rywalkom, że już nadchodzi jej czas, tutaj udowadniała sobie, że może jeszcze wygrywać z Marit Bjoergen, tutaj zwyciężała cztery razy z rzędu.

Co było nie wróci

Co sezon dzieliła swoje bieganie na przed Tourem i po Tourze, wyścig był najlepszym sposobem na to, by dogonić wielką formę. Rozpędzić się, dojść do idealnej wagi, zdobyć tyle punktów, by jechać na mistrzostwa czy igrzyska będąc już blisko Kryształowej Kuli. Nawet w olimpijskim sezonie Soczi, gdy wycofała się tuż przed Tourem, bo nie podobały jej się zmiany w programie wymuszone przez kłopoty ze śniegiem, nie umiała się rozstać z Alpe Cermis. Wdrapywała się tam w finałową niedzielę Touru w biegu dla amatorów. A rok temu właśnie w Tourze pierwszy raz tak mocno odczuła, że co było nie wróci. Zemdlała na ostatnim kilometrze podbiegu, nie dokończyła wyścigu, zemściły się wszystkie wcześniejsze problemy: z przygotowaniami, ze smarowaniem. I tak po latach wygrywania została z innymi wspomnieniami: jeden Tour niezaczęty, drugi niedokończony.

Boję się. Tak po ludzku się boję

- Alpe Cermis musi się dla mnie skończyć inaczej niż się zakończyło ostatnie. Zbyt wiele tam dobrego przeżyłam by źle kończyć tę znajomość. Boję się Alpe Cermis, tak po ludzku się boję. Ale muszę się przełamać i chcę to zrobić - mówiła Justyna Kowalczyk przed obecnym sezonem. Teraz o Tourze nie chce rozmawiać. Od dłuższego czasu nie mówi nic o pucharowych startach. A trener Aleksander Wierietielny, jak wiadomo, od igrzysk w Soczi nie mówi nic o niczym, więc Tour de Ski pozostaje wielką niewiadomą: forma Justyny, jej oczekiwania. W miarę pewne jest tylko to, że ma to być ostatni Tour w karierze. Pomysł na następne dwa sezony, mistrzostw świata w Lahti i igrzysk w Pjongczang, jest już inny. Z daleka od Pucharu Świata, a przede wszystkim od biegów łyżwą. Prawe kolano, remontowane i przed sezonem i - w trybie pilnym - na początku grudnia, mogłoby nie wytrzymać następnych letnich treningów pod styl łyżwowy.

Plan na Tour wydaje się dość jasny: przetrwać z jak najmniejszymi stratami biegi łyżwowe i starać się utrzymać w czołówce dzięki biegom klasykiem. Program jest sprzyjający: zaczyna się wprawdzie wielką kumulacją stylu dowolnego w Lenzerheide - dwa z trzech biegów tam są łyżwowe - ale potem będzie już lepiej. Pogoda tym razem wymusiła dobrą zmianę: w Oberstdorfie, drugim mieście etapowym, będą z powodu problemów ze śniegiem tylko biegi klasyczne, sprint i 10 km. A potem przejazd do Toblach na bieg na 5 km dowolnym i wreszcie Val di Fiemme: bieg na 15 km klasykiem a dzień po nim finałowa wspinaczka.

Jak wskoczyć na wyższe obroty

Najpierw jednak trzeba przetrwać inaugurację w szwajcarskim Lenzerheide. Bieg otwarcia 1 stycznia to sprint łyżwą, w którym dobrym wynikiem byłoby przejście eliminacji, bo przez ostatnie dwa lata udało się to Justynie tylko dwa razy, w tym raz właśnie w Tour de Ski. Drugi etap jest dobry by gonić rywalki: 15 km klasykiem. Trzeci to znowu ograniczanie strat: 5 km łyżwą, konkurencja w której Kowalczyk zajmowała ostatnio miejsca w trzeciej dziesiątce. A od Oberstdorfu zacznie się to co bardziej przyjemne. Teoretycznie, bo rok temu w kryzysowym Tourze to biegi stylem łyżwowym udawały się Justynie powyżej oczekiwań, a klasyczne bywały rozczarowaniami.

W obecnym sezonie Justyna biega rzadko, jest 19. w Pucharze Świata, dwa razy była w czołowej dziesiątce: na 8. miejscach w jednym z etapów Ruka Triple i w ostatnim PŚ w Toblach. Oba biegi były na 10 km klasykiem. Ale to jeszcze nie jest to. Od początku sezonu Kowalczyk szuka dawnego rytmu w stylu klasycznym, czeka na ten moment gdy uda się wskoczyć na wyższe obroty. Bez tego i bez znakomicie przygotowanych nart trudno będzie o miejsce blisko podium Touru. Inna sprawa, że poza Therese Johaug, wielką faworytką Touru, i Ingvild Flugstad Oestberg, która zadziwia wszechstronnością, żadna biegaczka z czołówki nie może się na razie czuć spełniona. Stinę Nilsson zatrzymywały choroby, Heidi Weng jest roztrzęsiona i pogubiła się po dobrym początku sezonu, Charlotte Kalla biega poniżej normy, którą sobie wyznaczyła. Zaczyna się Tour bardzo wielu niewiadomych.

Program Tour de Ski 2016: 1 stycznia sprint stylem dowolnym (Lenzerheide), 2 stycznia 15 km stylem klasycznym ze startu wspólnego (Lenzerheide), 3 stycznia bieg na dochodzenie na 5 km stylem dowolnym, 5 stycznia sprint stylem klasycznym (Oberstdorf), 6 stycznia 10 km stylem klasycznym ze startu wspólnego (Oberstdorf), 8 stycznia 5 km stylem dowolnym (Toblach), 9 stycznia 10 km stylem klasycznym ze startu wspólnego, 10 stycznia finałowa wspinaczka na Alpe Cermis, 9 km stylem dowolnym.

Miejsca Justyny Kowalczyk w Tour de Ski: 2007 - 11. miejsce, 2008 - 7., 2009 - 4., 2010 - 1., 2011 - 1., 2012 - 1., 2013 - 1., 2014 - nie startowała, 2015 - nie ukończyła.

Obserwuj @sportpl

Wybierz Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

 

Mobilna wersja plebiscytu na Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.