Prof. Szymon Krasicki: Tak, to bardzo dobry wynik po bardzo dobrej walce. Wszystkie zawodniczki spisały się na miarę oczekiwań. Gratuluję im i trenerom.
- Ruszała na swoją zmianę ze stratą około 40 sekund do Theresy Johaug i 30 sekund do Charlotte Kalli. Nie można było oczekiwać, że ona to odrobi. Myślałem, że pobiegnie w czasie zbliżonym do Norweżki i Szwedki, ale troszeczkę przegrała.
- Co do tego pełna zgoda. Każda z dziewczyn pewnie mogła pobiec jeszcze trochę szybciej, co pokazuje, jaki nasza sztafeta ma potencjał. Przecież już blisko była czwarta pozycja [do Amerykanek, które ją zajęły, Polki straciły 2,4 s], tuż za trzema potęgami, Norwegią, Szwecją i Finlandią. Jeszcze kilka lat temu na MŚ nie mieliśmy z kogo zestawić sztafety. Teraz mamy wielką Justynę, która na następnych imprezach raczej będzie w jeszcze wyższej formie, bo przecież - jak mówi - zestarzeć się nie zamierza (śmiech). A poza nią mamy trzy dziewczyny, z których każda jest w stanie biegać szybciej. Kornelia Kubińska jest solidna, już się poprawiła w stosunku do tego, co pokazała choćby przed rokiem. Ewelina Marcisz to duży talent, można spokojnie oczekiwać, że w ciągu dwóch lat do następnych mistrzostw pójdzie znacznie w górę. Sylwia Jaśkowiec też według mnie będzie jeszcze lepsza. Czyli za dwa lata będzie można mierzyć w medal. Na pewno bardziej realnie niż teraz.
- Jestem absolutnie przekonany, że Aleksandrowi nie chodzi o pieniądze. On nie jest pazerny. Natomiast, czy zgodziłby się prowadzić następne zawodniczki? Nie wiem. To byłoby duże wyzwanie. Każda z dziewczyn jest na innym poziomie, już teraz inny plan treningowy ma Justyna, a inny Sylwia. Ale to mogłoby być najlepsze rozwiązanie. Takie rozmowy trzeba by było przeprowadzić już wkrótce, wczesną wiosną, zaraz po zakończeniu sezonu. Najpierw z trenerem, a później z zawodniczkami.
- Myślę, że słowo zaniedbane jest zbyt ostrym słowem.
- Bazę, całe zaplecze rzeczywiście mamy w Polsce na poziomie dramatycznie dziadowskim. Mam nadzieję, że głos zdeterminowanej Justyny w końcu zostanie usłyszany, że ona wywalczy i trasę nartorolkową, i kilka tras dla młodzieży, które przy tych kiepskich zimach będą zaśnieżane. Juniorzy nie mają gdzie biegać. Jest tylko 2,5 km w Zakopanem. Śmiech na taki duży kraj. Natomiast wracając do kadr seniorskich, to gorzej jest wśród mężczyzn. Tam poza dobrze biegającym sprinty Maciejem Staręgą nie mamy nikogo. Bo przecież weteran Maciej Kreczmer, przy całym szacunku dla niego, raczej zbytnio się już nie rozwinie.
- Do Staręgi trzeba kogoś znaleźć. Tu prezes będzie miał twardy orzech do zgryzienia.
- I dobrze robi (śmiech). Ma rację, kiedy mówi, że to świetny trener. I pomyśleć, że niedawno byli tacy, którzy twierdzili, że Justyna powinna przestać u niego pracować i zacząć z kimś innym. Ale zostawmy te mało rozsądne głosy.
- Nie rozmawiałem z nimi o tym, nie słyszałem o takim pomyśle, ale czuję, że byłoby dobrze, gdyby udało się go zrealizować. O tym, że trener Wierietielny potrafi doprowadzić do świetnych wyników, wiemy przecież już od 20 lat. To on zrobił z Tomasza Sikory mistrza świata w biathlonie, a później stworzył Justynę. Na pewno z dziewczyn na różnym poziomie, a z dużym zaangażowaniem i z wciąż młodego chłopca, który już pokazał talent, taki trenerski as mógłby stworzyć bardzo smaczny koktajl. Gdyby się na to zgodził, moglibyśmy spokojniej patrzeć w przyszłość polskich biegów.
- Na pewno dziewczyny przy nim w siebie uwierzyły. Szkoda, że po jego odejściu związek nie zatrudnił nikogo podobnej klasy. Najlepiej byłoby, gdyby prezes Tajner złożył nową ofertę Wierietielnemu, a przy trenerze szkoliłby się dalej jego asystent Rafał Węgrzyn. On już zebrał sporo doświadczeń, już dużo umie, ma dobrze poukładane w głowie, kiedyś mógłby sam prowadzić naszych zawodników. Mam nadzieję, że do takich rozmów wkrótce dojdzie. Aleksander Wierietielny jako szef polskich biegów to byłaby wspaniała rzecz.
- Zgadzam się. Takie rozmowy trzeba prowadzić za chwilę. Mam nadzieję, że prezes Tajner z Aleksandrem porozmawia.
źródło: Okazje.info