MŚ w Falun. Łuszczek: Polki mogą zdobyć medal. Sprawdzamy, czy to realne

Jeśli wierzyć Justynie Kowalczyk, Polki ukończą czwartkową sztafetę na mistrzostwach świata w Falun w pierwszej szóstce. - Ona tego nie chce powiedzieć, ale na pewno widzi szansę nawet na brązowy medal - zaskakuje Józef Łuszczek. Czy podium dla Polek to rzecz choć trochę realna? Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 13.30.

Kowalczyk przekonuje, że miejsce jej i koleżanek jest w pierwszej szóstce. - Są Szwedki, są Norweżki, ale oprócz nich nie ma już żadnej sztafety, w której są cztery równie mocne dziewczyny. W niektórych trudno znaleźć trzy równe. I to może być nasza szansa - tłumaczy w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem. - To jest optymistyczna wersja. Ta mniej optymistyczna: ścigamy się z rozdrażnionymi niepowodzeniami Niemkami, Finkami, trzeba też uważać na Rosjanki. Niemki, nawet jeśli im indywidualnie nie idzie, to czasem w sztafecie potrafią bardzo mocno walczyć. Nie lekceważymy też Francuzek. Ale wierzymy w siebie - dodaje.

Jak musiałyby pobiec kolejno Kornelia Kubińska, Kowalczyk, Ewelina Marcisz i Sylwia Jaśkowiec, by za plecami Szwedek i Norweżek polski zespół powalczył o jak najwyższe miejsce?

Prześledźmy zmianę po zmianie w każdej z sześciu ekip typowanej do miejsc 1-6.

Nie puścić Saarinen

Rozpoczynająca bieg w polskiej drużynie Kubińska to 21. zawodniczka tegorocznego Tour de Ski. Podczas tego cyklu w biegu na 5 km "klasykiem" zajęła dopiero 34. miejsce, była o 54 sekundy wolniejsza od trzeciej wówczas Heidi Weng, która teraz pobiegnie na pierwszej zmianie u Norweżek. Jej kroku "Kola" nie dotrzyma, przed dwoma laty straciła do niej - wtedy też obie biegły na pierwszej zmianie - 37 sekund. Uciec razem z Weng, a może nawet uciec i Norweżce powinna Sofia Bleckur. Szwedka, jak jej wielka rodaczka Charlotte Kalla, sezon podporządkowała przygotowaniom do mistrzostw. W Pucharze Świata pobiegła tylko cztery razy, a w startach stylem klasycznym wypadła dobrze, zajmując 16. miejsce w listopadzie w Kuusamo i bardzo dobrze, będąc piąta w grudniu w Davos. W obu przypadkach rywalizowano na dystansie 10 km. W Falun Bleckur błysnęła w biegu łączonym, który ukończyła na piątym miejscu. Pierwsze 7,5 km, które trzeba było pokonać "klasykiem", przebiegła tylko osiem sekund wolniej od najlepszej w tej części Kalli (w sumie miała piąty wynik), przez cały dystans utrzymała się z Marit Bjoergen, a Weng odstawiła na 22 sekundy. Powiedzmy sobie szczerze - do Weng i Bleckur Kubińska straci sporo. W sobotę na dystansie 7,5 km od Szwedki była gorsza o 54, a od Norweżki - o 34 sekundy. Ale już Anastazji Docenki, Victorii Carl, a nawet dawnej mistrzyni stylu klasycznego Aino-Kaisy Saarinen powinna pilnować, dopóki nie klepnie w strefie zmian Justyny. Rosjanka najlepiej czuje się w sprintach, a na dystansach w bieżącym sezonie punktowała tylko trzy razy. 19-latka z Niemiec dopiero dwa razy w karierze była w pierwszej "30" biegów PŚ, a Finka, choć ma w dorobku aż 13 medali igrzysk i MŚ, to przeżywa bardzo trudny sezon i w Falun nie błyszczy. W biegu łączonym była 15., przy 24. miejscu Polki, a pierwsze, klasyczne 7,5 km pokonała o zaledwie siedem sekund szybciej niż Kubińska.

Porsche i furmanki

Na drugiej zmianie razem z Kowalczyk pobiegną m.in. Therese Johaug, Kalla, Kerttu Niskanen, Stefanie Boehler i Alewtina Tanygina. - W pewnym momencie spotkałyśmy się na trasie. Minęła mnie jak porsche furmankę - mówiła we wtorek po biegu na 10 km "łyżwą" Jaśkowiec o Kalli. Być może w czwartek o Kowalczyk podobnie będą mówić jej rywalki.

24-letnia Rosjanka przeżywa najlepszy sezon w karierze, na 15. miejscu ukończyła Tour de Ski, w biegu łączonym w Falun była 14., ale do wymienionych zawodniczek na pewno sporo straci. Do której najwięcej? Mamy prawo wierzyć, że do naszej. Dwa lata temu, na MŚ w Val di Fiemme, Kowalczyk na swojej "piątce" była aż o 40 sekund lepsza od Johaug i przesunęła Polskę z miejsca dziewiątego na pierwsze. Teraz nasza ośmiokrotna medalistka MŚ nie jest pewnie aż tak mocna, ale celem wcale nie musi być pościg za Johaug i Kallą. Dobrze byłoby uciec Finkom, Rosjankom i Niemkom. Niskanen dwa lata temu była gorsza od Kowalczyk o 50 sekund, ale w sobotnim biegu łączonym zajęła czwarte miejsce i czwarta - tylko o siedem sekund gorsza od Kalli i o sześć od Johaug - była też po części "klasycznej". Boehler od Niskanen była pięć dni temu wolniejsza o 50 sekund. Tanygina o 53. Żadna z tej dwójki do "klasycznego" mistrzostwa Polki nie jest w stanie się zbliżyć. Kowalczyk poniżej bardzo wysokiego poziomu nie schodzi nawet w najtrudniejszych chwilach. Na Tour de Ski, którego nie ukończyła przez omdlenie na podbiegu pod Alpe Cermis, na 5 km tym stylem była piąta - od Boehler lepsza o 35, a od Tanyginy o 37 sekund. Niskanen już wtedy w TdS nie biegła. Krótko mówiąc, czego by nie zrobiła Kubińska, po zmianie Kowalczyk Polki będą w czołówce albo w najgorszym wypadku w grupie pościgowej za Szwedkami i Norweżkami. Im krócej Justyna będzie musiała tę grupę gonić, tym dalej będzie mogła jej finalnie uciec.

Przegrywać można. Ale mało

Ewentualna przewaga nad Finkami, Niemkami i Rosjankami - cały czas zakładamy, że o pierwszych sześć miejsc powalczą tylko ekipy wskazane przez Kowalczyk, a więc że nie włączą się choćby nieźle wyglądające Amerykanki - będzie dla Polek bardzo ważna przed pierwszą zmianą "łyżwową". U nas wystąpi na niej Ewelina Marcisz. Srebrna i brązowa medalistka styczniowej Uniwersjady jest w niezłej formie. W Falun była m.in. 25. w sprincie i 27. w biegu łączonym, ale do klasy rywalek, z którymi się zmierzy, jeszcze jej daleko. U Szwedek na trzeciej zmianie pokaże się Maria Rydqvist, która w biegu łączonym była dziewiąta, uzyskując szósty wynik w części "łyżwowej", a na 10 km stylem dowolnym zajęła czwarte miejsce. Walczyć będzie z nią Astrid Jacobsen, wicemistrzyni świata z biegu łączonego, która miała w nim drugi czas odcinka pokonywanego "łyżwą". U Finek pobiegnie ósma w tamtym starcie, a piąta w samej jego drugiej, "dowolnej" części Rita-Liisa Roponen, a u Niemek świetna sprinterka, która z powodzeniem radzi sobie też na dystansach - Denise Herrmann. Z każdą z nich Marcisz niemal na pewno przegra. Najważniejsze, by pobiegła choć tak dobrze, jak w grudniu w Lillehammer, gdy "piątkę" stylem dowolnym w ramach zawodów Lillehammer Tour ukończyła na 27. miejscu. Wówczas od 12. Herrmann była wolniejsza tylko o 15 sekund. Gdyby teraz do niej i Finki - na Norweżki i Szwedki nie patrzymy, bo jeśli nie stanie się nic dziwnego, będą poza zasięgiem reszty - straciła tylko tyle, mogłoby się okazać, że przed ostatnią zmianą Polki rzeczywiście są na medalowej pozycji. Albo że biegną wspólnie z Finkami, Niemkami i Rosjankami. Natalija Żukowa może być w trudniejszej sytuacji niż nasza Ewelina. 22-latka z Kazania nie będzie miała przed sobą koleżanki klasy Kowalczyk. Ale w biegu łączonym, który ukończyła na 13. miejscu, miała dziewiąty czas części "łyżwowej" i od 28. w tej części (a 27. na mecie) Marcisz miała na tym odcinku wynik lepszy aż o minutę i 14 sekund. Rosjanki mogą więc na tej zmianie sporo zyskać.

Przeskoczyć Małysza

Jeśli Żukowa dojdzie Ewelinę, albo jeśli znacząco zmniejszy stratę do Polek, którą rywalki najpewniej będą miały po biegu Kowalczyk, to na ostatniej zmianie ciekawe może być starcie Jaśkowiec z Julią Czekalową. Brązowa medalistka poprzednich MŚ na dystansie 10 km "łyżwą" tym razem przegrała z burzą śnieżną i zajęła w tej konkurencji dopiero 28. miejsce. W biegu łączonym była 16., miała 14. wynik części "łyżwowej", trzeba jednak zauważyć, że po 25. pozycji na półmetku praktycznie nie miała już o co walczyć. Z Sylwią i Rosjanką rywalizować mogą Nicole Fessel i Krista Parmakoski, kibicom wciąż lepiej znana pod panieńskim nazwiskiem Lahteenmaki. Jaśkowiec 14. w śnieżnym biegu na 10 km i trzecia wspólnie z Justyną w sprincie drużynowym swoją łyżwę ostrzy coraz mocniej. Tuż przed startem MŚ na Pucharze Świata w Oestersund w dobrej pogodzie, czyli w sprawiedliwym biegu na 10 km stylem dowolnym, była 15. Od Bjoergen, wówczas drugiej, za Kallą, a teraz zamykającej norweską sztafetę była gorsza zdecydowanie - o minutę i 10 sekund. Stina Nilsson, która pobiegnie na ostatniej zmianie u Szwedek, nie startowała. Fessel była lepsza od Polki o 30 sekund, Czekalowa - o 24. Parmakoski straciła do Jaśkowiec 35 sekund. Na szczęście Sylwia na dystansie 5 km czuje się lepiej. I - co już wiemy ze sprintu drużynowego - nie odpuszcza na finiszu, więc jeśli Marcisz przekaże jej sztafetę na dobrym miejscu, emocje możemy przeżywać do ostatniej prostej.

Czy będą emocje związane z walką o medal? To byłaby niespodzianka, jakiej nie doświadczył Adam Małysz. W czasach jego świetności wiele razy zastanawialiśmy się, czy polska drużyna będzie w stanie wskoczyć na podium wielkiej imprezy, jeśli tylko koledzy mistrza pokażą przyzwoitą formę. Teoretyczne szanse były, ale praktyka pokazywała, jak trudno było wykorzystać choć jedną. Koleżanki Justyny Kowalczyk, według niej samej, stają przed dopiero pierwszą szansą na naprawdę dobry wynik. Z drugiej strony, czy zawsze musi być tak samo?

O karierze Justyny Kowalczyk i historii biegów narciarskich przeczytaj w książce >>

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.