MŚ w Falun. Norwegia vs. świat

Kowalczyk - niewiadoma. Kalla - faworytka last minute. Nilsson - sprinterka na dorobku. Tylko one mogą popsuć norweskie święto. Sprint narciarskich mistrzostw świata w Falun już w czwartek od 13. Relacje na żywo w Sport.pl

Kiedyś mieliśmy klątwę Zbigniewa Bońka i Antoniego Piechniczka rzuconą na grę Polaków w piłkarskich mundialach, może przyjdzie czas, że te słowa będziemy nazywać klątwą Justyny Kowalczyk. Dwa lata temu, odjeżdżając z Val di Fiemme po gorzkich, zepsutych upadkiem w finale sprintu MŚ, Kowalczyk mówiła: - Jeszcze zatęsknimy za takimi mistrzostwami, w których w biegach był dla Polski jeden srebrny medal.

Wygląda na to, że ten czas właśnie nadchodzi. W Val di Fiemme jedno srebro, na 30 km klasykiem, było rozczarowaniem po sześciu medalach Justyny z Liberca i Oslo. W Falun jeden medal, obojętnie jakiego koloru, będzie sukcesem.

Kowalczyk jest w Szwecji już od kilku dni, przyjechała do Falun wcześniej niż najmocniejsze rywalki, bo zdecydowała się nie startować w ostatnim PŚ w Östersund. Nie chce powiedzieć słowa o szansach, unika wywiadów, uznała, że im więcej niewiadomych dla rywalek i mniej presji dla niej, tym lepiej. Już w grudniu się przekonała, że pogoń w PŚ nie ma sensu, organizm jest na to za słaby po wiosennych kłopotach, lepiej było przestawić sezon na inne tory i zamienić go w wielkie przygotowania do MŚ. Tak mają wyglądać następne sezony: starty tylko w wybranych zawodach, żeby się jak najlepiej przygotować do MŚ czy igrzysk. Ale te przyszłe sezony będą poprzedzone normalnymi letnimi przygotowaniami. Przygotowania do obecnego normalne nie były, cała zima to eksperyment, pomost w stronę czegoś nowego. Nie wiadomo, co będzie na drugim brzegu. Tej zimy pierwszy raz od dekady Justyna ani razu nie stanęła na podium indywidualnego biegu PŚ. Nie dokończyła Tour de Ski, starty w Rybińsku zakończyła po jednym biegu. Musiała też przekonać siebie, że umie się jeszcze zawziąć na sukcesy tak jak kiedyś, gdy nic poza nartami się nie liczyło.

Na podium była tylko w drużynowym sprincie w Otepää, razem z Sylwią Jaśkowiec. W Falun to będzie jedna z ważnych dla Polek konkurencji. Poza nią Kowalczyk wystartuje w sprincie klasykiem i biegu na 30 km, też klasykiem, oraz zapewne w sztafecie. Teoretycznie największe szanse ma właśnie w sprincie. Bo szybkość jej tej zimy nie zawodziła. Były problemy z wytrzymałością, z nartami, z kumulującym się zmęczeniem. A sprint klasyczny był przez lata jednym z jej królestw. Ale też był najbardziej pechowy, o czym się przekonała w Val di Fiemme, a w tym sezonie choćby w Kuusamo, gdy potknięcie zabrało jej awans do finału.

Od kiedy trwają kłopoty Justyny, PŚ kobiet zamienił się w norweską monokulturę. Marit Bjorgen wreszcie wygrała TdS, już przed MŚ zapewniła sobie Kryształową Kulę, swoje chwile miały Therese Johaug i Heidi Weng. Wydarzeniem jest, gdy ktoś spoza Norwegii dostanie się na podium (najwięcej razy - już trzy - zrobiła to młoda szwedzka sprinterka Stina Nilsson, pytanie tylko, jak wytrzyma presję mistrzostw u siebie), a norwescy komentatorzy leją krokodyle łzy nad przyszłością kobiecych biegów, jeśli dominacja dalej się utrzyma. Tylko dwie biegaczki potrafiły tej zimy wygrać z Norweżkami w indywidualnym biegu. Szwedki: Jennie Öberg w słabo obsadzonym sprincie w Rybińsku, bez najlepszych Norweżek. I Charlotte Kalla w niedzielę w Östersund: w niemal pełnej obsadzie, w znakomitym stylu, z przewagą ponad pół minuty nad drugą Bjorgen (Norweżka dzień wcześniej wygrała sprint). Kalla startowała w PŚ tylko do Bożego Narodzenia, później robiła sprawdziany w zawodach niższej rangi, z różnym skutkiem.

Co to oznacza przed MŚ? Tylko tyle, że Szwedzi czekają na nie w lepszych nastrojach, w mediach pełno Kalli, która była już mistrzynią olimpijską, ale w MŚ indywidualnego złota nie zdobyła. Jednak Polacy w takich samych nastrojach czekali na Val di Fiemme, gdy Justyna Kowalczyk w ostatnim PŚ przed MŚ wygrała sprint, na 10 km była druga, a Marit Bjorgen po porażce w sprincie wycofała się z tego drugiego biegu. Kilka dni później na mistrzostwach Bjorgen robiła z rywalkami, co chciała.

Już w dwóch poprzednich MŚ Norweżki zdobyły po pięć z sześciu złotych medali, przegrywając i w Oslo w 2011 r., i w Val di Fiemme w 2013 r. tylko drużynowe sprinty. Dlatego w Falun jakiekolwiek złoto wyrwane im w indywidualnym biegu będzie sukcesem reszty świata.

Biegi na MŚ w Falun:

Czwartek (19 lutego): Sprint techniką klasyczną (eliminacje 13, finały 15.15). Sobota (21 lutego): Bieg łączony na 15 km (13). Niedziela (22 lutego): Sprint drużynowy techniką dowolną (eliminacje 10, finały 12). Wtorek (24 lutego): Bieg na 10 km techniką dowolną (13.30). Czwartek (26 lutego): Sztafeta 4 x 5 km (13.30). Sobota (28 lutego): Bieg na 30 km techniką klasyczną (13).

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.