Kowalczyk i Jaśkowiec przegrały tylko ze Szwedkami Idą Ingemarsdotter i Stiną Nilsson oraz Norweżkami Maiken Caspersen Fallą i Ingvild Flugstad Oestberg. Do zwyciężczyń Polki straciły 0,9 s, a w walce o drugie miejsce były gorsze od mistrzyni i wicemistrzyni olimpijskiej z Soczi o zaledwie 0,1 s. Czwarte Niemki były od naszego duetu gorsze już wyraźnie - o 15,6 s. (więcej czytaj tutaj )
- Ten sezon jest dla nas dziwny, zaskakujący, bo oto biegi "łyżwą" zaczynają Justynie wychodzić lepiej od tych "klasycznych". W sobotę, w sprincie indywidualnym "klasykiem", ona pobiegła za wolno pierwszą część ćwierćfinału, nie spisała się [odpadła i została sklasyfikowana na 16. miejscu]. Natomiast w niedzielę na swoich zmianach biegała wspaniale - ocenia prof. Szymon Krasicki.
Promotor pracy magisterskiej i doktorskiej Justyny Kowalczyk przyznaje, że nie spodziewał się tak dobrego występu zawodniczek Aleksandra Wierietielnego. - Była obawa, że Justynę jak zwykle w stylu dowolnym będą bolały piszczele i że ten ból uniemożliwi jej walkę na jej trzeciej zmianie, a - na szczęście - nic takiego się nie stało - mówi. - Pewnie znaczenie ma to, że w sprincie drużynowym nie biegnie się bez wytchnienia, tylko po każdych około trzech minutach wysiłku jest tyle samo czasu na odpoczynek - dodaje.
Według byłego trenera kadry biegaczek sukces Kowalczyk i Jaśkowiec jest dowodem, że obie bardzo dobrze odnajdują się w sprincie drużynowym.
- Patrząc na to, co zrobiły w Otepaeae, można wracać pamięcią do Soczi i żałować, że na igrzyskach w tej konkurencji obowiązywał styl klasyczny, a nie dowolny, bo w "klasyku" Sylwia traci do rywalek na swoich zmianach [przez te straty Polki zajęły piąte miejsce, tracąc do najlepszych wówczas Norweżek 31 sekund], a w "łyżwie" dzielnie się trzyma. Tu traciła tylko troszkę, a Justyna w trudnych warunkach bardzo dobrze sobie radziła. Naprawdę świetnie, że w Falun czeka nas dokładnie taki start jak w Otepaeae - kończy Krasicki.