Tour de Ski. Czy Kowalczyk pobiegnie na piątkę?

Najlepsze wyniki w karierze Justyna Kowalczyk uzyskiwała w biegach na 10 km stylem klasycznym, ale jej ulubiony dystans jest o połowę krótszy. Na 5 km "klasykiem" Polka pobiegnie w środę w Toblach, w czwartym etapie Tour de Ski. Czy pierwszy raz tej zimy stanie na podium? Relacja na żywo w Sport.pl od godz. 15.30.

- Postaram się powalczyć. To mój ulubiony dystans. Ale dziewczynom z Norwegii też na pewno pasuje. A są w niesamowitej formie. Ja takiej dominacji jeszcze nie doświadczyłam - mówi Kowalczyk w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem.

Mistrzyni odsuwa od siebie presję, cały czas przypomina, że walczy ze sobą, a nie z rywalkami, że przez przygotowania do sezonu rozpoczęte o prawie dwa miesiące później niż zwykle ciągle buduje formę, szykując jej szczyt dopiero na lutowe mistrzostwa świata w Falun.

W Toblach Kowalczyk naprawdę pobiegnie bez wielkiej presji. W klasyfikacji generalnej Tour de Ski zajmuje ósme miejsce, nie ma już szans dogonić prowadzącej Marit Bjoergen, bo traci do niej aż 2:52,2. Podium w "generalce" też nie jest celem, skoro znajdujące się w znacznie lepszej dyspozycji Heidi Weng i Therese Johaug uciekły Polce już na - odpowiednio - 1:41,0 i 51,5 s.

Jak w pierwszym Tour de Ski

Kowalczyk wiedziała, że tak będzie, jej kibice też zdążyli się przyzwyczaić, że ta zima jest inna od kilku poprzednich. Przed rokiem w tym momencie sezonu Justyna miała na koncie cztery wygrane biegi. Ostatni raz do punktu, w którym się właśnie znajduje, dotarła bez choćby jednego zwycięstwa w sezonie 2008/2009, czyli jeszcze przed mistrzostwami świata w Libercu. A tamten czempionat był dla Kowalczyk przełomowy, to na nim z biegaczki z zadatkami na gwiazdę zmieniła się w multimedalistkę (do brązu igrzysk olimpijskich w Turynie 2006 w Czechach dorzuciła dwa złota i brąz MŚ), która w kolejnych latach stała się jedną z legend dyscypliny.

Przed Libercem, podobnie jak teraz, patrząc na Kowalczyk, myśleliśmy, czy może wykorzystać szansę na zrobienie świetnych wyników, a nie jak w następnych latach - ile medali zdobędzie i ile zwycięstw odniesie. Teraz tak naprawdę wielu jej szanse ocenia jeszcze ostrożniej. Może słusznie, przecież w przywoływanym sezonie 2008/2009 przed czwartym etapem Tour de Ski podopieczna Aleksandra Wierietielnego miała za sobą już trzy podia (trzecia w sprincie "klasykiem" w Kuusamo, w "łyżwowym" prologu TdS w Oberhofie i w rozegranym tam dzień później biegu na 10 km "klasykiem"), a teraz nie ma ani jednego.

Szukając sezonu równie bezowocnego dla Kowalczyk jak właśnie trwający, trzeba się cofnąć aż do tego, w którym rozegrano pierwszą edycję touru. Pod koniec roku 2006 i na początku roku 2007 późniejsza mistrzyni nie zdołała wbiec na podium żadnego ze swych 11 startów, licząc od rozpoczęcia sezonu do ostatniego etapu Tour de Ski. Teraz będzie pewnie tak samo, jeśli Polki nie zobaczymy na podium w środę w Toblach.

Popisówka Justyny

5 km "klasykiem" to konkurencja, którą Kowalczyk lubi od zawsze i która pewnie byłaby jej specjalnością, gdyby częściej znajdowała się w programie Pucharu Świata. "Piątkę" stylem klasycznym Justyna zawsze biegnie w sztafecie i zawsze notuje najlepsze czasy. Nie, to mało powiedziane - kiedy jest w formie, ona na tym dystansie i tą techniką deklasuje całą resztę. Na ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Soczi biegła w sztafecie na tej samej - drugiej - zmianie co Therese Johaug i była szybsza od Norweżki aż o 25,8 s. To był popis Polki. Przejęła zespół na miejscu 11. po biegu Kornelii Kubińskiej, a przekazała go Sylwii Jaśkowiec na pozycji czwartej, m.in. przed Norwegią.

Na MŚ 2013 w Val di Fiemme Kowalczyk też błysnęła niesamowicie. Tam przejęła od Kubińskiej sztafetę na miejscu 10., a wyprowadziła ją na pierwsze. Z 37,1 s straty do Norweżek zrobiła nad nimi 0,8 s przewagi. Wtedy też znokautowała Johaug. A ta była na drugiej zmianie lepsza od wszystkich poza Justyną.

Kowalczyk najlepiej biegła "klasyczne" 5 km też w drużynowych startach na MŚ w Oslo 2011, igrzyskach w Vancouver 2010 i MŚ w Libercu 2009. W Czechach na pierwszej zmianie spotkała się m.in. z Bjoergen i uciekła jej na 13 sekund.

Teraz Bjoergen wygląda na kogoś, kto jest poza zasięgiem całej reszty bez względu na styl i dystans. Dlatego nie liczmy, że będzie jak w 2013 roku w Kuusamo, gdzie wielka Norweżka musiała się zadowolić drugim miejscem na etapie Ruka Triple. Tam straciła do Polki trzy sekundy. Pewnie, że świetnie byłoby, gdyby Kowalczyk powtórzyła swój wynik z Toblach z 7 stycznia 2010 roku. Dokładnie pięć lat temu klasyczną "piątkę" będącą etapem Tour de Ski Justyna wygrała tam w fantastycznym stylu. Druga Aino-Kaisa Saarinen straciła do niej 11,6 s.

Druga, czwarta, trzecia, czwarta

Powspominać miło, ale to nieprawda, że zostały nam tylko wspomnienia. W bieżącym sezonie w każdym z czterech biegów na 10 km "klasykiem" Kowalczyk notowała wyniki plasujące ją w pierwszej "10". A w każdym z nich lepiej spisywała się w pierwszej połowie dystansu.

W Kuusamo była na mecie czwarta, straciła do Johaug 1:03,4, do drugiej Bjoergen 21,2, a do trzeciej Charlotte Kalli - 19,3 s. Natomiast po 5 km miała drugi wynik - o 29,7 s gorszy od Johaug, a 0,7 s lepszy od Bjoergen i 2,9 s lepszy od Kalli.

W Lillehammer, w biegu pościgowym będącym częścią cyklu Lillehammer Tour, miała czwarty czas. Jej wynik był o 1:14,7 gorszy od rezultatu Johaug, o 50,8 s gorszy od czasu Heidi Weng i o 43,2 gorszy od wyniku Bjoergen. Po 5 km czas Polki też był czwarty, ale straty do trzech Norweżek znacznie mniejsze - do Johaug 30,3 s, do Bjoergen - 22,3 s, a do Weng - 18 s.

W Davos Kowalczyk była siódma, do Johaug, która wygrała, straciła 1:21,7, do drugiej Bjoergen - 38,5 s, a do trzeciej Kerttu Niskanen - 23,2 s. Po 5 km Polka była trzecia - do Johaug traciła 22,3 s, do Bjoergen - 11,3 s, a Niskanen wyprzedzała o 8,1 s.

Kilka dni temu w Oberstdorfie, na drugim etapie TdS, którym był bieg pościgowy na 10 km "klasykiem", Kowalczyk miała siódmy czas netto. Była gorsza o 1:04,3 od najlepszej Bjoergen, o 35,7 s od mającej drugi wynik Johaug i o 23,8 s od trzeciej Weng. Po 5 km czas Justyny był gorszy od rezultatu Bjoergen o 25 sekund, Johaug - o 15, a Weng - o 2 s.

Wnioski? Na pewno może być tak, że w Toblach Norweżki od początku ruszą mocniej, nie musząc zostawiać sobie rezerw na drugą "piątkę". Ale mocniej będzie mogła pójść też Kowalczyk. I nawet jeśli znów w końcówce zabraknie jej paliwa, to tym razem końcówka nie będzie dłużyła się tak bardzo jak w poprzednich startach.

O kulisach kariery Justyny Kowalczyk i historii biegów narciarskich przeczytaj w książce >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.