Psycholog olimpijczyków: Justyna nie jest człowiekiem preparowanym na potrzeby sportu

- Już w 2006 roku na igrzyskach w Turynie Justyna Kowalczyk pokazała, jak wspaniale potrafi wychodzić z dołów. Teraz w jej życiu doszło do tragedii, w jej wypowiedziach widać ogromny smutek i brak nadziei, ale to wszystko pokazuje, że jest normalną kobietą, a nie człowiekiem preparowanym na potrzeby sportu. Wierzę, że po katharsis, które przeżyła, opowiadając o swoim dramacie i depresji, małymi krokami zacznie wracać do siebie. Na pewno pomoże jej trener Wierietielny. Chyba, a nawet nie chyba, tylko na pewno, dla Aleksandra Justyna jest najważniejszą osobą - mówi dr Marek Graczyk, psycholog polskich olimpijczyków.

Justyna Kowalczyk szczera w rozmowie z Wilkowiczem

Łukasz Jachimiak: Znając Justynę Kowalczyk od wielu lat, podejrzewał pan, że przeżywa aż tak trudny czas w swoim życiu?

dr Marek Graczyk, kierownik Katedry Nauk Społecznych AWFiS w Gdańsku, wiceprzewodniczący Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, główny psycholog polskich reprezentacji olimpijskich: Muszę powiedzieć, że jestem w dużym smutku, bo widziałem, że coś się z Justyną dzieje, ale jej wyznania są szokujące. W jej życiu doszło do dramatu, do tragedii. Poronienie, depresja - trudno o tym mówić nawet mi, a co dopiero samej Justynie. Jest mi bardzo przykro, że ona przeżywa tak trudny czas.

W czym szukać nadziei, że Justyna wygra z chorobą? W tym, że zdecydowała się o niej opowiedzieć, że postanowiła nie udawać dłużej, że wszystko jest w porządku?

- Powiem szczerze - tej nadziei za bardzo nie widać, Justyna wyraźnie się z tym wszystkim szamocze. Jest pod opieką specjalisty, próbowała leczenia farmakologicznego, ale w jej tonie i w treściach widać ogromny smutek. Czytając, co mówi, odczuwam, że jest w bardzo dużym kryzysie. Dopiero co widzieliśmy, jak odbiera nagrodę za drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego sportowca Polski ostatniego 25-lecia i jak odnosi się do swojej rywalizacji z Adamem Małyszem. Ona się z nim tak pozytywnie ściga, odkąd tylko zaczęła osiągać sukcesy. Teraz, gdy mu ustąpiła, widziałem w niej tę fighterkę, którą wszyscy dobrze znamy. A po kilku godzinach okazuje się, że jest w dramatycznej sytuacji. To wszystko wygląda na strasznie zapętlone.

O walce z depresją i ludziach, którzy mają ją za sobą, przeczytaj w książkach >>

Paweł Wilkowicz, któremu Justyna wszystko opowiedziała, wyjaśnia, że rozmowa miała miejsce jakiś czas temu, została spisana i odłożona, by Justyna mogła się zastanowić, czy na pewno chce ten wywiad opublikować. Zdecydowała się na to i wyjechała z kraju rozpocząć treningi pod okiem Aleksandra Wierietielnego.

- Skoro tak, to rozumiem, że Justyna potrzebowała takiej spowiedzi powszechnej, publicznej. Że się oczyściła wewnętrznie, że ta rozmowa dała jej katharsis. A więc to bardzo mądry, przemyślany krok. Sama pewnie dłużej nie dałaby sobie z tym rady, to już jej musiało okrutnie ciążyć. A teraz zrzuciła z siebie chociaż część ciężaru, trochę bagażu pozostawiła nam, ludziom dobrze jej życzącym. Nie wiem, jak to się ma do jej wizerunku, czy takie przyznanie się do problemów spodoba się sponsorom, ale to nie ma znaczenia. Liczy się tylko jej dobro.

Justyna mówi, że wszystko o jej problemach wiedzą trener Wierietielny, sparingpartner Maciej Kreczmer i Sylwia Jaśkowiec. Zawodniczki dobrze rozumiały się podczas igrzysk w Soczi, razem wystartowały w sztafecie sprinterskiej, teraz będą wspólnie pracować, a Justyna ma nadzieję, że taki wulkan energii, jakim jest Sylwia, może jej pomóc. Myśli pan, że koleżanka w męskim sztabie rzeczywiście okaże się dla Justyny bardzo ważna?

- Na pewno jej pomoże. Dobrze, że Justyna jest wspierana przez ludzi. Za chwilę przez Sylwię, a teraz przez was. To naprawdę bardzo ważne, że nie spieszyliście się z opublikowaniem rozmowy, że nie pokazaliście jej, kiedy trwały te wszystkie plebiscyty, ceremonie. To byłoby dla Justyny okropne zawirowanie, byłaby ze wszystkich stron bombardowana, wielu by jej współczuło, ale też wielu by ją krytykowało, byłaby w strasznie trudnej sytuacji. A tak zostawiła nas ze swoim wyznaniem i wyjechała pracować. Z trenerem, którego od lat zna, z koleżanką, której zaufała. Oby tylko nie próbowała o wszystkich złych wydarzeniach zapomnieć, bo to mogłoby w konsekwencji doprowadzić za jakiś czas do dużo bardziej trwałej traumy. Ale to mądra kobieta, która znów pokazała tę swoją dobrą cechę, jaką jest otwartość. Bo mimo wszystko Justyna jest otwarta. Jak coś się dzieje, to ona o tym mówi, pokazuje to i się w ten sposób oczyszcza. To forma instynktu samozachowawczego. Dla niej dobrego, dla jej otoczenia czasem trudnego, bo Justyna jest bardzo wysoko reaktywna i bardzo wrażliwa, dlatego emocje rosną u niej trzykrotnie szybciej i są trzy raz mocniejsze niż u osoby mniej reaktywnej. Z drugiej strony gdyby taka nie była, nie osiągnęłaby mistrzowskich wyników. Trening narciarski rozpoczęła późno, jako nastolatka, gdyby była osobowością wytonowaną, to nie stałaby się tak znakomitym sportowcem, nie dorównałaby zagranicznym rywalkom, które na nartach zaczęły jeździć krótko po tym, jak nauczyły się chodzić. Wreszcie nie zostałaby jeśli nie najwybitniejszą kobietą polskiego sportu w historii, to na pewno w ostatnich kilkudziesięciu latach.

Zostawmy sport, bo w nim Kowalczyk realizuje się od dawna. Czego pozytywnego może się chwycić w życiu pozasportowym?

- Jest dziewczyną inteligentną, świetnie obroniła tytuł magistra, robi doktorat. Znakomicie odnajduje się w sytuacjach międzyludzkich, potrafi bardzo ciekawie opowiadać o życiu, o swoich pasjach. W Soczi jednego wolnego dnia chodziła po restauracjach i zachwalała rosyjski styl życia, tamtejszą kuchnię, a szczególnie ich pielmieni. Przyjemnie się na to patrzyło i tego słuchało. Justyna jest bardzo ciekawym człowiekiem, to bardzo naturalna osoba. Widać było, że coś złego się z nią dzieje. Teraz już wiemy, co.

Od kiedy zna pan Justynę?

- Od 2006 roku, od Igrzysk Olimpijskich w Turynie. Bardzo dla niej trudnych.

W biegu na 10 km stylem klasycznym, w którym była typowana do medalu, straciła przytomność, a kilka dni później na królewskim dystansie 30 km "łyżwą" wspaniale się odrodziła, zdobywając brązowy medal. Czy widział pan w niej wtedy człowieka, który szczególnie mobilizuje się w trudnych sytuacjach?

- Wszyscy wtedy na Justynie siedzieli, że musi ten medal na 10 km zdobyć. Była pod wielką presją, jeszcze brakowało jej doświadczenia, więc mimo wspaniałej opieki to wszystko robiło na niej dużej wrażenie. W tamtym czasie poza trenerem Wierietielnym bardzo o nią dbał doktor Robert Śmigielski. Przesiadywała u nas, dużo z nami rozmawiała - naturalnie, normalnie. W misji medycznej miała ostoję, czuła się u nas bezpiecznie. Później, gdy start był bliżej i presja rosła, przeszła mieszkać gdzie indziej, przeniosła się do wynajętego domu. Po tym zasłabnięciu już niemal tylko odpoczywała, bo do końca nie było wiadomo, czy dostanie zgodę na start w kolejnym biegu. Tak naprawdę miała być z niego wycofana, nawet od ówczesnego prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego pana Piotra Nurowskiego dostaliśmy telefon, żeby Justynę wycofać, bo start na 30 km może się odbić na jej zdrowiu. Wtedy na swoje ryzyko doktor Śmigielski podjął decyzję, że będzie startowała i to była odpowiednia decyzja, bo na tym najtrudniejszym dystansie Justyna pokazała wielkie bohaterstwo. Już wtedy pokazała, jak znakomicie potrafi wychodzić z dołów. Ona ma wielki charakter, którym zaimponowała również w Soczi, zdobywając złoty medal mimo pękniętej kości śródstopia. To jest bardzo pozytywna cecha. A że teraz Justyna przeżywa dramat? To, co się z nią dzieje, pokazuje, że jest prawdziwą kobietą, normalnym człowiekiem, nie preparowanym na potrzeby sportu, tylko takim, który ciężko pracuje nad ciałem i charakterem, ale też przeżywa wielkie trudności.

Pytałem pana kiedyś, czy polscy sportowcy chętnie pracują z psychologami sportowymi, a pan powiedział, że dużo mogłaby na takiej współpracy skorzystać Justyna, która jednak jest tak zżyta z trenerem, że nikomu innemu nie chce zaufać. Dodał pan jednak, że trener Wierietielny potrafi jej pomóc też pod względem psychologicznym. Teraz znów będzie dla niej najważniejszy?

- Na pewno w ich relacji jedno wskoczyłoby za drugim w ogień. Ich związek jest organiczny, wygląda to tak, jakby byli powiązani pępowiną. Niesamowicie na siebie trafili. Nie wyobrażam sobie, co będzie, kiedy przyjdzie im się rozstać, kiedy skończą współpracę. Chyba, a nawet nie chyba tylko na pewno, dla Aleksandra Justyna jest najważniejszą osobą. On w tej chwili całe swoje życie jej poświęca. I potrafi ją bardzo umiejętnie wspierać, pamiętając nawet o takich drobiazgach, jak włożenie do jej plecaka maskotki, która przed startem przywoła dobre skojarzenia. Kiedy wracaliśmy z Soczi i czekaliśmy na wejście do samolotu, widziałem, że siedzą niby obok siebie, nie rozmawiają, ale razem, przez cały czas. Na gali po Soczi, gdy nagradzano medalistów, organizatorzy ogłosili, że Justyny nie będzie, bo ma 39 stopni gorączki. Pomyślałem "trudno, pokaże się trener", a trener też się nie pokazał, też nie przyjechał. Ich związek jest niesamowity. Jak ojca z córką. To najwyższy poziom wsparcia, empatii, wspólnoty. Na pewno teraz tak po ludzku trener jej pomoże, choć z psychologicznego punktu widzenia od rozmów lepsze dla Justyny mogą być treningi i myślenie zadaniowe.

Czyli intuicyjnie idąc w to, co jako jedyne ostatnio jej wychodziło, podjęła słuszną decyzję?

- Wierzę, że zostawiając nas z tym bagażem swoich trudnych spraw, zajmie się teraz myśleniem o tym, co nowego i jak wprowadzić do treningu w tym innym niż zwykle okresie przygotowawczym. Po katharsis dobrym pomysłem jest skupienie się na czymś konkretnym i odbudowywanie się, wracanie do siebie, odzyskiwanie równowagi małymi krokami. Dobrze się stało, że dzięki Justynie wszyscy możemy teraz sobie przypomnieć, że w sporcie nie ma maszyn, że są w nim ludzie, którym warto dobrze życzyć, wczuć się w nich. Jestem też zbudowany waszą postawą, bo to ważne, żeby zapanować nad sensacją i pomóc zawodniczce przejść przez jej tragedię. Z psychologicznego punktu widzenia ta rozmowa, jej czas publikacji i wsparcie, jakie zapewniliście Justynie, to po prostu majstersztyk.

O walce z depresją i ludziach, którzy mają ją za sobą, przeczytaj w książkach >>

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA