Pierwsze od 47 dni bezpośrednie starcie Kowalczyk z Bjoergen nie pokazało, która z nich jest obecnie w lepszej formie. Co prawda górą była Norweżka, ale trudno ocenić, jak zakończyłby się bieg, gdyby Polka nie miała wielkich problemów ze swoimi nartami.
Czołówka złożona z Kowalczyk, Bjoergen, Theresy Johaug oraz Heidi Weng i Masako Ishidy uformowała się już po dwóch kilometrach biegu. W połowie dystansu małą grupę zdecydowała się prowadzić Kowalczyk, a że narzuciła mocniejsze tempo od tego, jakie wcześniej zaproponowała Johaug, Weng i Ishida odpadły. Jeszcze na ok. 1,5 km przed metą Kowalczyk prowadziła, by nagle - czego niestety nie pokazał realizator transmisji - znaleźć się kilkadziesiąt metrów za Norweżkami.
- To na pewno przez narty. Później kamera pokazała, jak Justyna staje i przeciera jedną nartę o drugą. Widocznie przyczepiło się do nich tyle śniegu, że nie chciały jechać, nie trzymały na podbiegach i zatrzymywały dziewczynę na zjazdach - tłumaczy Łuszczek. - Gdyby nie złe smarowanie, to walka byłaby całkiem inna. Widać było, że na mecie Bjoergen i Johaug są strasznie zmęczone, a Justyna - chociaż musiała walczyć z nartami i przez to ścigać się z Ishidą o trzecie miejsce - wyglądała lepiej. Jest naprawdę bardzo mocna. Na tak źle przygotowanych nartach nikt inny nie zająłby trzeciego miejsca - dodaje mistrz świata z Lahti z 1978 roku.
Co dokładnie działo się z nartami Kowalczyk, wyjaśnia Rafał Węgrzyn. - Były przygotowane na granicy. Pracowały bez zarzutu do przedostatniego podbiegu. Później smar "przylodził", a resztę było widać - tłumaczy asystent trenera Aleksandra Wierietielnego.
Czy to znaczy, że Are Mets i Peep Koidu, czyli Estończycy, którzy przygotowują Polce narty do stylu klasycznego, nie zasłużyli na poczęstunek jej urodzinowym tortem?
- Nie ma o czym gadać, oni jej zawsze bardzo dobrze smarują narty, a wpadka może się każdemu zdarzyć. We Francji pogoda była bardzo trudna, bo powietrze miało temperaturę kilku stopni Celsjusza na plusie, a śnieg był lekko zmrożony. Nie ma co wieszać na serwismenach psów, oni na pewno zrehabilitują się już w Soczi - tłumaczy Łuszczek.
Kolejne zawody Pucharu Świata zaplanowano właśnie tam, gdzie za rok odbędą się igrzyska olimpijskie. 1 lutego w Rosji panie wystartują w sprincie stylem dowolnym, dzień później zmierzą się w biegu łączonym na 15 km, a 3 lutego - w sprincie drużynowym stylem klasycznym. - Mieliśmy już teraz się przekonać, czy przed mistrzostwami świata w Val di Fiemme [pierwszy start 21 lutego] mocniejsza jest Justyna, czy Bjoergen, ale musimy zaczekać, bo dopiero w Soczi dostaniemy odpowiedź. Ja jestem dobrej myśli - kończy Łuszczek.