PŚ w Oslo. Węgrzyn: Justyna wystartuje w Formule 1

- Rozstawiamy się na trasie i porozumiewamy przez radia. Justyna kiwa nam głową czy jest ok, bo musimy wiedzieć czy coś zmieniać - Rafał Węgrzyn zdradza kulisy pracy sztabu Justyny Kowalczyk podczas biegów na 30 km. Początek relacji na żywo z niedzielnego biegu w niedzielę o 11 w Sport.pl.

Profil Sport.pl na Facebooku - 47 tysięcy fanów. Plus jeden? 

Śledź relację na żywo z biegu Justyny Kowalczyk w niedzielę od 11 na Sport.pl

- Na stadionie mamy wyznaczone pole serwisowe, w którym możemy trzymać stoły, by na nich przesmarować narty - opowiada asystent trenera Aleksandra Wierietielnego i zarazem serwismen Justyny. W niedzielę w Oslo nasza mistrzyni olimpijska w biegach narciarskich na dystansie 30 km stylem klasycznym spróbuje odrobić część ze 118 punktów straty do liderki klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Marit Bjoergen.

Łukasz Jachimiak: Niedzielny bieg na 30 km stylem klasycznym w Oslo będzie dla Justyny Kowalczyk i jej rywalek najtrudniejszym startem w sezonie. To także wyjątkowy sprawdzian dla poszczególnych sztabów. Proszę opowiedzieć, jak będzie pracował wasz zespół.

Rafał Węgrzyn: Na pewno ciężko. Przygotowania do tego biegu zaczęliśmy już kilka dni temu. Pierwsze testy nart robiliśmy w piątek, bo pogoda jest tu stabilna. Dzięki temu, że warunki codziennie są podobne, był czas, żeby wybrać narty, na których Justyna będzie biegać i przetestować różne warianty smarowania. Przed takim startem bardzo ważne jest, żeby wszystko dokładnie sprawdzić i wybrać trzy najlepsze pary "desek". W niedzielę najpóźniej o godzinie 8.00, a więc trzy godziny przed startem, musimy być w wax-kabinie, żeby te narty ostatecznie przygotować. Musimy to zrobić idealnie, bo wiadomo, że mamy dużą stratę punktów do Marit Bjoergen, więc trzeba spróbować jak najwięcej odrobić.

Wy szykujecie kilka par nart, a Justyna tak naprawdę może od startu do mety pobiec na jednych. Taki scenariusz pewnie byłby możliwy przy ostrej rywalizacji z Bjoergen czy Therese Johaug?

- Narty, na których Justyna ruszy, muszą być przygotowane perfekcyjnie, ale nawet jeśli będą pracowały dobrze, to na tak długim dystansie trzeba je będzie zmienić, bo smary się zetrą. Przed każdym takim biegiem długo myślimy, gdzie taką zmianę czy zmiany wykonać, dzień wcześniej robimy tzw. pełne przygotowanie, podczas którego obstawiamy trasę i sprawdzamy, jak wszystko funkcjonuje. Później, wieczorem, rozmawiamy, każdy proponuje jakieś rozwiązanie, a końcowa decyzja należy do Justyny.

Co robicie, żeby taktycznie wesprzeć ją już podczas zawodów?

- Zawsze rozstawiamy się na trasie i porozumiewamy przez radia. Justyna kiwa nam głową czy jest ok, bo musimy wiedzieć czy coś zmieniać. Oczywiście obserwujemy też inne zawodniczki, podglądamy, jak im narty jadą. A jeśli chodzi o zmiany nart, to chociaż zawsze jest założenie, że np. robimy dwie, powiedzmy po 10. i 20. kilometrze, to ostatecznie o wszystkim decyduje Justyna, uwzględniając też i to, co robią rywalki.

W jakich punktach trasy będzie można zmieniać narty w niedzielę?

- Specjalne boksy z nartami będą się znajdowały na stadionie. Dziewczyny przez stadion przebiegną w sumie sześć razy, a do swojego boksu każda z nich będzie mogła zawitać maksymalnie trzykrotnie.

Kiedy te narty musicie złożyć do boksu i czy możecie je wyjmować, by np. przy zmianie pogody zmienić smary?

- Narty muszą leżeć w boksie 10 minut przed startem. Ale kiedy zawodnicy są już na trasie, my mamy na stadionie wyznaczone pole serwisowe. W tym polu możemy trzymać stoły, by na nich ewentualnie przesmarować narty. "Deski" serwismen może wziąć w każdym momencie, ale one muszą wrócić do boksu, zanim nasza zawodniczka wbiegnie na stadion.

Rywalizacja technologiczna prawie jak w Formule 1.

- Zgadza się, właśnie na taki wzór to jest zrobione. Można powiedzieć, że w Oslo Justyna wystartuje w Formule 1.

Trzy lata temu, w Trondheim, na takiej rywalizacji skorzystała Petra Majdić. Słowenka, która walczyła z Justyną o Puchar Świata, w pewnym momencie traciła do Polki ponad 30 sekund. Ale kiedy zmieniła się pogoda, ona zmieniła narty i odniosła swoje jedyne zwycięstwo w Pucharze Świata w biegu innym niż sprint. Przed niedzielnym startem wspominacie tamten dzień?

- O takich rzeczach jednak z czasem się zapomina. Najważniejsze, że wtedy pracowaliśmy w trochę innym składzie, w naszym teamie inne osoby przygotowywały narty. Teraz jest inaczej, dobrze wiemy, na czym stoimy, wiemy, na co stać naszych Estończyków [Are Mets i Pepe Koidu. Ekipę serwismenów uzupełnia Mateusz Nuciak], bo to oni przygotowują narty do stylu klasycznego. Oni mają bardzo duże doświadczenie, myślę, że błędów nie będzie. Warunki pogodowe są czytelne, nie będzie opadów, nie będzie żadnych numerów. Ale na pewno o sukcesie zadecydują niuanse.

Jakie?

- Żadna zawodniczka nie będzie miała dwóch tak samo dobrze przygotowanych par nart. Zawsze jest tak, że z kilku dobrych par jedne są po prostu najlepsze. Trzeba przemyśleć, w którym momencie warto ich użyć. Można je oszczędzać na finisz, można też na nich ruszyć, później zostawić je w boksie, żeby serwismeni jeszcze raz je posmarowali, by mogły służyć na kolejny odcinek trasy.

Ostatni bieg na 30 km "klasykiem" odbył się dwa lata temu, na igrzyskach olimpijskich w Vancouver. Spróbujecie trzymać się taktyki, która dała złoty medal?

- Tam Justyna zmieniała narty dwa razy - po 10 i 20 km. Wtedy narty były naprawdę dobrze przygotowane, Estończycy wszystko kontrolowali. Tu też wszystko mamy na oku, choć warunki są trochę inne. Tam było deszczowo, tu nie jest. Ale jest ciepło, w porze biegu mają być dwa stopnie Celsjusza na plusie, a słońce ma być schowane za chmurami. Śnieg jest mokry, robi się z niego wata. Gorzej, że po zapowiadanym na noc z soboty na niedzielę przymrozku trasa może być twarda, a przez to dosyć szybka. Liczymy, że z czasem będzie się ocieplać. Warunki dla Justyny optymalne nie są, ale też nie są złe.

Dużo nerwów kosztują was takie biegi?

- Sporo. To jest duży wysiłek fizyczny, bo od rana do wieczora na głowie mamy najpierw przygotowanie nart, później ich wytestowanie, parafinowanie, ściąganie tej parafiny, przygotowanie na następny dzień do ponownych testów i do startu. A do tego dochodzi spore obciążenie psychiczne. Każdy z nas się stara, każdy to mocno przeżywa. Jest to trudne, ale pracujemy na duże sukcesy, więc każdy stara się dać z siebie sto procent, zaangażować się maksymalnie.

Dobrze, że macie zawodniczkę, która waszej pracy nie marnuje.

- Wyniki Justyny na pewno są dla nas nagrodą i odzwierciedleniem pracy. One pokazują, że wszystko jest ok. Teraz chcielibyśmy po raz pierwszy wygrać w Norwegii.

Ostatni cel Justyny Kowalczyk ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.