Drugi skok był zupełnie nieudany. W Harrachovie widać było, że Adam nie "czuje" progu. Jest to związane z większą o 10 km/godz. prędkością i wydłużonym - charakterystycznym dla "mamuta" - progiem. Adam nie przystosował się do niego.
W sobotę na treningu rozbieg był twardy, oblodzony. Potem wyszło słońce i zrobiła się "chlapa". To także mogło być przyczyną błędów - przyspieszania lub opóźniania odbicia. Poza tym Adam w drugiej serii w sobotę wyszedł za wysoko w górę i tuż po odbiciu wytracił prędkość. Dlatego w pewnym momencie spadł jak kamień.
Formy Adam nie zgubił, w Harrachovie był w słabszej dyspozycji. Adam dał się ponieść nerwom, za bardzo chciał dobrze skoczyć.
Przykro było patrzeć, jak kibice rzucają w Hannawalda. To strasznie niesympatyczne gesty. Tym bardziej, że on nie miał, jak się bronić. Nie mógł uciec, uchylić się. Stanowił żywą tarczę. Na prośbę organizatorów apelowałem do kibiców o spokój, ale zrobiłem to po odprawie trenerów, kiedy ludzie schodzili ze skoczni. Było za późno.