Kjetil Andre Aamodt triumfował w supergigancie

To, co się dziś zdarzyło, jest dla mnie niewiarygodne - stwierdził Norweg Kjetil Andre Aamodt po zdobyciu drugiego złota w Salt Lake City. Tym razem w supergigancie, w którym wyprzedził Austriaków Stephana Eberhartera i Andreasa Schiffelera.

Kjetil Andre Aamodt triumfował w supergigancie

To, co się dziś zdarzyło, jest dla mnie niewiarygodne - stwierdził Norweg Kjetil Andre Aamodt po zdobyciu drugiego złota w Salt Lake City. Tym razem w supergigancie, w którym wyprzedził Austriaków Stephana Eberhartera i Andreasa Schiffelera.

Aamodt zjeżdżał z wysokim numerem 3. Na mecie odpiął narty i czekał, jak wypadną jego konkurenci. Linię mety przecinali kolejni faworyci supergiganta, a nazwisko Norwega wciąż widniało na najwyższym miejscu tablicy z wynikami. Gdy zawody się skończyły, Aamodt wciąż zadziwiony stał w tym samym miejscu, przyjmując gratulacje od kolegów.

- Takiego szczęścia nigdy wcześniej nie miałem - mówił 30-letni narciarz, który trzy dni wcześniej wygrał kombinację alpejską. W supergigancie Aamodt nie miał bowiem tak wielkich oczekiwań jak w kombinacji. Co prawda wygrał tę konkurencję 10 lat temu na olimpiadzie w Albertville, ale ostatni raz w Pucharze Świata w tej konkurencji triumfował pięć lat temu. W tym sezonie najwyższym miejscem, które zajął, było piąte. Już rok temu zapowiadał, że zrezygnuje z konkurencji szybkościowych.

"Jedni kolekcjonują znaczki pocztowe, podstawki na piwo, on zbiera medale" - pisano o niespodziewanym zwycięzcy w serwisie "Eurosportu". Olimpijskich medali ma już łącznie sześć, w tym trzy złote, dwa srebrne i jeden brązowy. Takiej ilości medali w sejfie, bo tam trzyma swoją kolekcję Norweg, nie ma żaden inny alpejczyk. Kolejny rekord Kjetila-Andre to łącznie 17 medali zdobytych na igrzyskach i mistrzostwach świata. - Większość ludzi nie wie w ogóle, do czego zdolny jest ich organizm - mówił Norweg w 1993 roku, gdy na MŚ dwa razy stawał na najwyższym podium. Gdy nastąpiła carvingowa rewolucja, Norweg jako jeden z nielicznych zawodników ze starszego pokolenia nie przegapił tego momentu. "Potrafił zmieniać narty na coraz krótsze z taką wprawą, jak dzieci zmieniają dyskietki w komputerze" - pisał o nim "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

W Salt Lake City tym fragmentem trasy, który kilku alpejczyków na długo zapamięta, był "Skok Buffalo" W tym miejscu, 15 sekund przed metą, zawodnicy po raz pierwszy mieli widok na 22 tys. kibiców oczekujących na dole. I tam tracili szanse kandydaci na medal. Spotkało to Szwajcara Didiera Cuche, który miał lepszy międzyczas niż Aamodt, czy Szweda Fredrika Nyberga i Norwega Lasse Kjusa. Stracił tam ułamki sekund także srebrny medalista, Austriak Stephan Eberharter, który z trudem wytrzymał działanie siły odśrodkowej. Narzekał, że nie dostał od trenerów dostatecznej informacji przez telefon. - Nikt mi nie powiedział, że tak zdradliwy jest w tym miejscu kurs jazdy - podkreślał główny faworyt supergiganta. Alpejczycy wjeżdżali na trawers, nie widząc praktycznie bramki kierunkowej. Gdy ktoś jechał zbyt szybko, musiał, jak w przypadku Eberhartera, wyhamowywać. "Taka randka w ciemno" - komentował austriacki "Kurier".

Austriacy, mimo iż na podium znalazł się jeszcze Andreas Schifferer, a czwarte miejsce zajął złoty medalista ze zjazdu Fritz Strobl, nie mieli szczęśliwych min. Rok temu w St. Anton medal w supergigancie sprzątnął im sprzed nosa Amerykanin Davles Rahlves, teraz Aamodt. W sukcesie Norwega miała jednak udział narciarska Austria. Patrick Wirth, który wypadł zeszłego lata z kadry Austrii, został zaangażowany jako tester do firmy Nordica. Ta zaś zainwestowała w jednoosobowe przedsięwzięcie o nazwie Kjetil-Andre Aamodt 440 tys. euro. Od września Wirth w nieskończonej ilości przejazdów przetestował Norwegowi 40 par desek.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.